Nowy serwis umożliwiający zakup utworów muzycznych z drugiej ręki spotkał się z krytyką największych wytwórni muzycznych oraz całego przemysłu muzycznego. Według nich serwis oferuje usługę, która nie jest zgodna z obowiązującym w USA prawem.
O powstaniu strony Bopaboo pisaliśmy kilka dni temu. Jej celem jest zaoferowanie użytkownikowi możliwości odsprzedaży utworów zapisanych w formacie cyfrowym, które nie są już mu potrzebne. Wraz z pojawieniem się strony w Internecie rozgorzała gorąca dyskusja na temat tego, czy działania prowadzone przez serwis są zgodne z prawem. Jego twórca, Alex Meshkin, twierdzi, że tak. Jednak według przemysłu muzycznego odsprzedaż utworów muzycznych zapisanych na tradycyjnych nośnikach jest czym innym, niż ich sprzedaż w wersji elektronicznej. Według nich działalność serwisu nie jest zgodna z obowiązującym prawem.
W obronie serwisu staje Electronic Frontier Foundation, organizacja, która zajmuje się obroną praw internautów. Argumentuje ona, że w prawie nie ma zapisu o zakazie odsprzedaży utworów zapisanych w formacie cyfrowym. Według fundacji osoby, które wydały na swoje cyfrowe kolekcje muzyczne spore sumy pieniędzy, nie były w stanie nic z nimi zrobić. Pojawienie się pierwszego serwisu umożliwiającego sprzedaż części takiej kolekcji może być dla nich szansą na odzyskanie części zainwestowanych pieniędzy. Zmiana takiego stanu rzeczy byłaby dla nich wielce krzywdząca. Fundacja twierdzi, że co prawda w prawie nie jest jasno określone jak należy postępować w spornej kwestii, jednak według niej brak odpowiednich uregulowań prawnych nie może skutkować ograniczeniem wolności obywateli.
Wkrótce ma dojść do spotkania Meshkina z przedstawicielami wytwórni muzycznych. Wcześniej odbyły się już spotkania z szefami mniejszych wytwórni i według słów właściciela serwisu "efekty tych rozmów są pozytywne".
Trudno przewiedzieć jaki będzie finał prowadzonych rozmów, jednak ich wynik przesądzi o przyszłości tego typu serwisów.
