Oceniamy "Dishonored 2" - kandydata do gry roku

Oceniamy "Dishonored 2" - kandydata do gry roku

Oceniamy "Dishonored 2" - kandydata do gry roku
Źródło zdjęć: © Dishonored 2
Adam Bednarek
10.12.2016 08:34, aktualizacja: 10.12.2016 09:46

Kiepska historia, irytujące błędy i rozgrywka, która wciąga. "Dishonored 2" nie jest idealne, ale daje wiele powodów, żeby dać grze szansę.

Jeżeli ktoś gra w gry dla ciekawej historii, to "Dishonored 2" może go nie zachwycić. Akcja zaczyna się piętnaście lat po wydarzeniach z części pierwszej - jeśli nie graliście, można czuć się lekko zagubionym, ale dacie sobie radę - od dosyć typowego numeru scenarzysty. Mamy do czynienia z obaleniem cesarzowej, którą jest Emily Kaldwin, córka bohatera “jedynki”, Corvo Attano. Naszym zadaniem jest więc przywrócenie tronu, a przy tym pokonanie spiskowców. To, kim to zrobimy, zależy od nas - możemy grać jako Emily lub Corvo. Styl bohaterów różni się od siebie, bo mają dostęp do kilku umiejętności na wyłączność. Ale poza tym zawsze będzie to ta sama gra - z tymi samymi przeciwnikami, z tą samą historią.

Mimo to jestem przekonany, że warto wrócić do "Dishonored 2" po raz kolejny, grając inną postacią. I innym stylem. Twórcy dają nam wolną rękę - albo bawimy się w Rambo i wykorzystując niesamowite zdolności kosimy kogo się da, albo czaimy się, skradamy i po cichu eliminujemy strażników. Niekoniecznie musimy ich zabijać - to bardzo, bardzo trudne zadanie, ale Dishonored 2 da się przejść bez pozbawiania życia wrogów. Można ich po prostu ogłuszyć albo skorzystać ze strzałek usypiających. My decydujemy.

"Dishonored 2" daje pole do popisu samym podejściem do misji. To wyświechtany banał, ale w grze naprawdę mamy mnóstwo opcji na wykonanie zadania. Samych przeciwników pozbywać możemy się na różne sposoby. Taktyka? Poszedłem na żywioł, łącząc skradanie z krwawą jatką, szukając okazji do wymyślnego eliminowania. Kombinowanie daje dużo frajdy, a ilość rozwiązań czasami… przytłacza. Aż czasami było mi głupio, że pozbyłem się przeciwnika wbijając mu miecz w gardło, kiedy teoretycznie mogłem ominąć jego pokój, wychodząc przez okno. Albo zakradając się korytarzami, zaglądając do biblioteki, przy okazji czytając wszelkie napotkane dokumenty i listy. Bo i w ten sposób można rozbudować opowiadaną przez twórców historię, wczuwając się lepiej w świat gry. Właśnie dlatego Dishonored 2 warto spróbować przejść ponownie - szukając innych dróg, rozwiązań, metod. Już wiem, że przede mną wiele do odkrycia.

Przeciwnicy przeważnie reagują prawidłowo. Jednak "Dishonored 2" czasami ich inteligencją mnie rozczarowało. Siedzę w kącie, a przechodzącego obok mnie przeciwnika zabijam strzałem z kuszy. Za nim szedł jego kolega. Zobaczył, co się dzieje, krzyknął “co to?”, po czym… kucnął i zaczął sznurować buty, stając się łatwym celem. Były też momenty, kiedy Dishonored 2 zaskoczyło. Walczę z grupą rywali, wybijam wszystkim, został mi tylko jeden. Gdy tylko się zorientował, że przyszedł na niego czas, zaczął… uciekać. Zbiega ze schodów, chce rozpędzić się na korytarzu, ale jest tak spanikowany, że się przewraca. Kapitalne, realistyczne, wiarygodne.

Mogę wybaczyć szwankującą sztuczną inteligencję, mogę przymknąć oko na zwalniającą animację, bo i to "Dishonored 2" w wersji na PlayStation 4 się zdarzyło. W trakcie gry spotkał mnie błąd, po którym wielu recenzentów wystawiłoby najniższą ocenę. Od czasu do czasu historia każe nam podjąć decyzję ważną dla dalszych wydarzeń - zabijamy cel czy darujemy mu życie. Uratowałem jedną z postaci, a chwilę później zginąłem w starciu z rywalami. Gra wczytuje ostatni punkt kontrolny i… zaskoczenie. Zupełnie zignorowano moją wcześniejszą decyzję! Wczytany zapis przywrócił mnie do momentu, gdy wspomniany wcześniej cel nie żyje, mimo że sceny z zamordowaniem nie było. Tak jakby system stwierdził: “wiesz co, głupia decyzja, ja wolę tak”.

Jednak nie umiem za bardzo się na "Dishonored 2" gniewać. Po takim numerze powinienem, ale nie jestem w stanie. Urzeka mnie styl gry. Klimat. Czuć atmosferę portowego miasta, zachwycają stroje, wykonanie budynków i wszystkich miejscówek. Twórcy skupili się nawet na najdrobniejszych rzeczach. Odkrywanie tych drobiazgów to masa przyjemności, więc często zatrzymywałem się, zaglądałem do pokoi, chciałem zobaczyć jak najwięcej. I przez to miałem wyrzuty sumienia, kiedy dawałem wciągnąć się akcji. A co ze “zwiedzaniem”?

Gracze, którzy lubią kombinować, chcą szukać alternatywnych dróg, uwielbiają wczuwać się w klimat - oni najbardziej docenią "Dishonored 2". Osoby, które przez "Dishonored 2" tylko przemkną, skupiając się na zabijaniu każdego kto popadnie, mogą być lekko rozczarowane. Nie oszukujmy się - to nie jest "Call of Duty". Walka z grupą rywali jest możliwa, ale trochę frustrująca. "Dishonored 2" jest lepsze i ciekawsze gdy po broń sięgamy rzadziej, gdy wbijamy miecz w plecy z zaskoczenia, a nie gdy non stop prujemy z broni, ściągając wszystkich możliwych strażników na pojedynek. Warto o tym pamiętać nim sięgnie się po pudełko z grą. Chcesz strzelaniny? Nie ten adres. Wolisz łączyć walkę ze skradaniem, kochasz specyficzną atmosferę, nie przeszkadza ci fakt, że gra nie prowadzi za rączkę i daje swobodę? "Dishonored 2" będzie jedną z twoich ulubionych produkcji tego roku.

"Dishonored 2" dostępne jest na PC, Xboksie One i PlayStation 4. Ceny gry zaczynają się od 119 zł (wersja PC) i od około 170 zł (edycja na PS4 i XO).

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)