Obama - prezydent ery internetu
Datki zbierane przez internet czy spoty na YouTubie z poparciem celebrytów - m.in. tak w 2008 r. Barack Obama zyskiwał przewagę nad faworytką Hillary Clinton. Walkę o reelekcję sztab Obamy też ogłosił w internecie, a do Amerykanów trafił mail z zaproszeniem na kolację z prezydentem USA
Barack Obama jest pierwszym prezydentem USA, który swoje zwycięstwo wyborcze w 200. r. zawdzięcza, zdaniem wielu ekspertów, głównie internetowi.
Tak jak J.F.Kennedy w 196. r. jako pierwszy kandydat wykorzystał możliwości telewizji do swej kampanii prezydenckiej, tak Obama użył do tego celu czołowego medium XXI stulecia - internetu.
Sztab Obamy, który w prawyborach demokratycznych nie uchodził z początku za faworyta - rola ta przypadała Hillary Clinton - zbierał przez internet datki na jego kampanię od pojedynczych, drobnych donatorów wpłacających często całkiem skromne kwoty.
Metodę zbiórki funduszy w sieci zastosował po raz pierwszy demokratyczny kandydat do nominacji prezydenckiej w 200. r. Howard Dean. Obama jednak rozwinął ją znacznie, korzystając z nowych technologii, przede wszystkim interaktywnej aplikacji Web 2.0. Użył jej nie tylko do zbierania pieniędzy, ale i szerszego komunikowania się z wyborcami - przekazywania swoich opinii, polemizowania z atakami przeciwników itd. Wykorzystano też możliwość darmowych ogłoszeń wyborczych na YouTube.
Dzięki nowatorskim metodom Obama zebrał w 200. r. na swoją kampanię rekordową kwotę 745 milionów dolarów - najwięcej w dziejach kampanii politycznych w USA - z czego około 500 mln za pośrednictwem internetu właśnie.
Wykorzystanie cyberprzestrzeni pozwoliło ogłaszać, że Obama nie korzysta z datków od korporacji i innych potężnych lobby będących rzecznikami grup najzamożniejszych, tylko jest popierany przez "zwykłych Amerykanów" (w rzeczywistości stosowano też tradycyjne formy zbiórki funduszy, m.in. w kręgach finansjery z Wall Street).
Z internetu jako środka informacji i komunikacji korzystają jednak przede wszystkim młodzi. Stał się on więc platformą integracji masowego ruchu poparcia dla Obamy jednoczącego głównie młodych Amerykanów.
Biały Dom stara się zachować stworzoną w 200. r. sieć kontaktów i poparcia prezydenta, w nadziei powtórzenia ówczesnego sukcesu w kampanii o reelekcję prezydenta.
Media spekulują, że sztab Obamy może tym razem zebrać nawet do miliarda dolarów na tę kampanię, także wykorzystując internet.
Od kilku miesięcy miliony obywateli bombardowane są e-mailami ze sztabu, w których np. zaprasza się ich na spotkanie z prezydentem. W serdecznie sformułowanych listach, w których do adresata zwraca się "Barack", oferuje się kolację z Obamą - pod warunkiem wpłacenia w sieci skromnych 5 dolarów.
Uczestnicy kolacji - obiecuje e-mail - zostaną wybrani w drodze losowania.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)