Niesamowity wzmacniacz za 57.000 zł - test
Supernowoczesna konstrukcja PWM, to przyszłość wzmacniaczy cyfrowych. Od dłuższego czasu wzmacniacze klasy D budzą spore kontrowersje. Pod wieloma względami klasa D jest postrzegana jako naturalna przyszłość amplifikacji, podobnie jak elektryczność, która ma być przyszłością motoryzacji. Niestety, dotychczas obie te technologie dawały niejednoznaczne rezultaty.
21.08.2009 | aktual.: 21.08.2009 14:13
Cyfrowe wzmacniacze mniej się grzeją, pobierają mniej energii i są bardziej ekologiczne niż konstrukcje tradycyjne. A w sytuacji, kiedy większość muzyki od chwili pierwszego kontaktu z mikrofonem ma postać cyfrową, rozsądnym wydaje się zachowanie sygnału w postaci cyfrowej jak najdłużej, co pozwala uniknąć jego degradacji. Jednak jak dotąd cyfrowa amplifikacja w swoich różnych odmianach nie odniosła spektakularnego sukcesu jeśli chodzi o jakość dźwięku i generalnie ogranicza się do niższych półek cenowych, napędzając tanie systemy zintegrowane, gdzie najważniejsza jest prostota i niska cena.
Tutaj jednak mamy do czynienia z wyjątkiem od tej reguły. Oto prawdopodobnie najbardziej uderzający jak dotąd przykład zastosowania cyfrowej amplifikacji. Pierwotnym i jednym z nielicznych naprawdę wysokiej jakości cyfrowych wzmacniaczy był TacT Millenium, który z uwagi na strukturalne zmiany w firmie przekształcił się w praktycznie identycznie wyglądający i funkcjonalnie zbliżony Lyngdorf Millennium, dostępny obecnie w swoim czwartym wcieleniu. Opis Millennium IV nie jest zbyt skomplikowany. Urządzenie wzmacnia sygnał i kieruje go do głośników, a regulator głośności pozwala zakwalifikować całą konstrukcję do grupy wzmacniaczy zintegrowanych. Wzmacniacz nie obsługuje za to bez pomocy z zewnątrz sygnałów analogowych, a w recenzowanej przez nas wersji jest bardziej końcówką mocy z wbudowanym konwerterem C/A niż wzmacniaczem zintegrowanym, choć jak już wspomnieliśmy, wyposażono go w regulator głośności.
Millennium jest dostępny w takiej czy innej formie już od 199. r., czyli od ponad dziesięciu lat. Jednak jak zapewnia Lyngdorf, jest to jeden z niewielu prawdziwie cyfrowych wzmacniaczy, co ma swoje głębokie uzasadnienie (zob. ramka Wzmocnienie PWM). Większość wzmacniaczy klasy D to konstrukcje tylko w części cyfrowe, gdyż cyfrowa architektura obejmuje jedynie fragment toru sygnałowego. Tymczasem opracowana przez Lyngdorfa technologia o nazwie Equibit jest cyfrowa od wejścia po wyjścia. Millennium w swojej podstawowej wersji nie jest nawet w stanie przyjąć analogowego sygnału, który pozostaje w postaci cyfrowej aż do stopnia wyjściowego, skąd po konwersji jest przekazywany do kolumn. Stopień wyjściowy skonstruowano w oparciu o prosty filtr 12dB/oktawę, składający się z cewki i kondensatora, co pozwala przenieść cyfrowe szumy o wysokiej częstotliwości powyżej 60kHz, dzięki czemu sygnał przekazywany do kolumn jest czysty.
Co ciekawe, regulator głośności nie ingeruje w sygnał audio, co mogłoby prowadzić do redukcji rozdzielczości. Głównie ogranicza się on do sterowania napięciem stopnia wyjściowego zasilacza w zakresie powyżej 3 woltów, co odpowiada pozycji 1. na gałce wzmocnienia. To proste i eleganckie rozwiązanie sprawia, że regulator nie jest elementem ścieżki sygnałowej. Wszystko powyżej wspomnianej wartości 3 woltów i poniżej maksymalnego napięcia wyjściowego 58V jest kontrolowane z pełną 24-bitową precyzją, przy zegarze ustawionym na 352,8kHz, dzięki czemu nie dochodzi do interferencji z sygnałem audio. Przy bardzo niskich poziomach głośności – gdzie niemożliwe jest już ograniczanie napięcia na wyjściu zasilacza – dochodzi co prawda do redukcji rozdzielczości dźwięku, ale poziom sygnału dochodzącego do kolumn jest wtedy tak niski, że wpływ tej redukcji na dźwięk jest niezauważalny. Z drugiej strony sygnał audio nie jest w żaden sposób sztucznie wzmacniany, co eliminuje cały szereg problemów.
Millennium jest wyjątkowo ciężki –. jego waga przekracza 30kg. Chassis jest wykonane z aluminium, dzięki czemu charakteryzuje się dużą stabilnością oraz brakiem rezonansów. Zapewnia to dobre ekranowanie obwodów wewnątrz obudowy i zapobiega przenoszeniu sygnałów o częstotliwości radiowej. Wzmacniacz jest bardzo elegancki i wykonany ze szwajcarską precyzją, a do tego budzi podziw doskonałym wykończeniem. Jednak dopóki nie podłączymy go do systemu, trudno się zorientować, z czym tak naprawdę mamy do czynienia.
Na tylnym panelu znajdziemy zestaw złączy, a na przednim elementy sterujące, z których niewiele wygląda znajomo. Potężny regulator głośności działa w oparciu o dwa łożyska i może być swobodnie przekręcany. Charakteryzuje się bardzo małym przełożeniem, przez co uzyskanie odpowiadającego nam poziomu głośności może wymagać kilku pełnych obrotów gałki. Wewnątrz tejże gałki umieszczono wyświetlacz prezentujący takie informacje, jak status urządzenia, poziom głośności i wybrane wejście.
Na przednim panelu znajduje się jeszcze selektor wejść cyfrowych i analogowych (ta ostatnia funkcja nie jest dostępna w standardowej wersji wzmacniacza, którą otrzymaliśmy do recenzji). Z tyłu znajdziemy cztery wejścia cyfrowe (w tym jedno optyczne), wyjścia głośnikowe bi-wire, wyjścia zbalansowane XLR oraz gniazda do podłączenia dodatkowego cyfrowego przedwzmacniacza i modułu RoomPerfect (zob. ramka). Do zestawu dołączony jest również pilot zdalnego sterowania.
Jest to niezwykły wzmacniacz, w którym stosując zwykłe kryteria, trudno znaleźć jakąkolwiek wadę. Zazwyczaj mając do czynienia ze wzmacniaczami (i innymi komponentami), które nie wnoszą do brzmienia nic od siebie, mówimy, że są transparentne –. i tak właśnie jest w przypadku Millennium Mk IV.
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
Po pierwsze, jest to urządzenie idealnie transparentne. Nic nie sprawia wrażenia, że ktoś pociąga z tyłu za sznurki. Dźwięk jest pozbawiony jakichkolwiek manipulacji czy najmniejszych nawet zniekształceń. Pod względem tonalnym nie jest ani ocieplony, ani chłodny. Po prostu jest. Co więcej, to jeden z najbardziej spójnie brzmiących, bez względu na poziom głośności, wzmacniaczy, z jakimi kiedykolwiek mieliśmy do czynienia. Uzupełniony o kolumny głośnikowe, które akurat mieliśmy pod ręką –. Monitor Audio Platinum PL300, Mordaunt-Short Performance 6LE i Sonus Faber Liuto Monitor – system był wyjątkowo neutralny tonalnie i zachowywał pełną kontrolę brzmienia. Dźwięk Millennium był spójny przy każdym poziomie wzmocnienia.
Również bas charakteryzuje się wyjątkową jakością. Jest potężny, bardzo stanowczy i ekspresyjny, a przede wszystkim zwarty, melodyjny i zwinny. Warto przy tym dodać, że brzmienie nie zmieniało się nawet przy znaczącym zwiększeniu głośności i wzmacniacz nie okazywał żadnych oznak wysiłku. Ale tego właśnie należało się spodziewać, analizując jego dane techniczne. Dzięki tej stabilności przynajmniej niektóre kolumny, jak chociażby Sonus Faber Liuto Monitor, można było wysterować poza optymalne dla nich warunki.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, że chociaż generalnie wzmacniacz nie ma tendencji do rozjaśnionego czy wyostrzonego brzmienia, to w towarzystwie niektórych zespołów głośnikowych dźwięk wydawał się odrobinę nazbyt „wyeksponowany”. Najczęstszym rozwiązaniem w takiej sytuacji w przypadku wzmacniaczy tradycyjnych jest nieznaczne zmniejszenie poziomu wysokich tonów. Jeśli chodzi o Millennium, to bez modułu DSP (nasz egzemplarz testowy nie był w takowy wyposażony), najlepiej sprawdzało się zmniejszenie głośności o mniej więcej jeden decybel, co nie miało żadnego wpływu na szczegółowość brzmienia. Z innymi wzmacniaczami taki zabieg często skutkuje słyszalną utratą precyzji. Gdybyśmy mieli jednym słowem określić charakter Millennium Mk IV, byłaby to dyscyplina. Bez względu na rodzaj muzyki brzmienie jest spójne, szczegółowe oraz, co najważniejsze, zwarte jak szyk bojowy rzymskiego legionu. Nie ma ani śladu rozprzężenia ani lekkiego nawet podkolorowania, często spotykanego we wzmacniaczach tranzystorowych. Nie
stwierdziliśmy także utraty rozdzielczości, co z kolei bywa bolączką konstrukcji lampowych.
Jedynymi niedostatkami, na które można zwrócić uwagę, są wspomniane wcześniej ograniczenia w funkcjonalności oraz pewne elementy budowy –. choć nie są one zbyt dokuczliwe, to mogą nieco irytować. Jednym z nich jest brak jakiegokolwiek sygnału, że urządzenie jest włączone. Panel rozświetla się dopiero, kiedy wybierzemy źródło, a wzmacniacz poprawnie je zidentyfikuje. Zapewne umieszczenie z tyłu uchwytów ułatwiłoby przenoszenie tego dość ciężkiego urządzenia. Z drugiej strony swobodnie i płynnie obracająca się gałka regulacji głośności rekompensuje wszelkie drobne niedociągnięcia. Co prawda nie jesteśmy do końca przekonani, czy tak małe przełożenie jest uzasadnione, ale dzięki temu użytkownik zachowuje kontrolę niespotykaną wśród podobnych konstrukcji.
Z zastosowanej w Millennium IV topologii wynika pewna interakcja z impedancją kolumn głośnikowych. W większości wypadków można oczekiwać sięgających ok. połowy decybela zmian charakterystyki w zależności od przebiegu impedancji, jednak było to niezauważalne z kolumnami wykorzystanymi podczas testów. Według inżynierów Lyngdorfa nawet kolumny o dużych wymaganiach, jak np. firmy Martin Logan (z których wiele ma nominalną impedancję 8Ω, która jednak potrafi spaść do poziomu poniżej 1Ω. w górnym zakresie pasma), dobrze współpracują z Millennium IV. Ale podobnie zachowuje się wiele wzmacniaczy lampowych i tranzystorowych, najczęściej bez niepożądanych konsekwencji.
Millennium IV to wyjątkowy wzmacniacz, który cechuje się dużą stanowczością, a jednocześnie ponadprzeciętną muzykalnością. Doskonale współpracuje z bardzo szczegółowymi kolumnami nawet podczas dłuższych sesji odsłuchowych –. to pierwszy wzmacniacz cyfrowy, o którym możemy coś takiego powiedzieć. A jeśli flagowiec Lyngdorfa jest poza czyimś zasięgiem finansowym, to warto się zainteresować znacznie tańszym TDA2200, który ma wiele podobnych cech i jest wyposażony w sekcję DSP umożliwiającą dostosowanie brzmienia do kolumn lub pomieszczenia.
*NAJWAŻNIEJSZE CECHY *
Wymiary (SxWxG): 45x14,5x44,5cm Waga: 35,4kg Moc znamionowa: 150. (8Ω), 300W (4Ω) Wejścia cyfrowe: 4 (1 optyczne) Wyjścia cyfrowe: 2 (zbalansowane XLR) Pasmo przenoszenia: 20Hz–20kHz (0dB/-0,2dB) Pilot zdalnego sterowania.
WERDYKT
ZA
Wyrafinowany, transparentny i stabilnie brzmiący hi-endowy wzmacniacz, który poradzi sobie z praktycznie każdymi kolumnami głośnikowymi.
PRZECIW
Niewielka wrażliwość na obciążenie ze strony kolumn może mieć wpływ na konfigurację systemu, chociaż nie mieliśmy z tym żadnych problemów. Brak wejść analogowych.
PODSUMOWANIE
Bardzo nowoczesny wzmacniacz cyfrowy, któremu udaje się pokonać praktycznie wszystkie problemy związane z tą technologią. Potrafi wysterować właściwie każde zestawy głośnikowe i nigdy nie brakuje mu mocy. Brak wejść analogowych może dla niektórych użytkowników stanowić jego wadę.
OCENA OGÓLNA
(w skali od 1 do 5) 5 CENA 56.990 zł
wydanie internetowe www.hfc.com.pl