"Nie możemy pozwolić na to, by ludzie mówili to co myślą"
06.03.2012 12:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na szczęście zdanie to nie zostało wypowiedziane po polsku, choć sądząc po tym co możemy obserwować ostatnio, tendencje do ograniczania wolności słowa w internecie są uniwersalne.
Początek marca w Pekinie to istne szaleństwo. 1. dni utrudnień w ruchu i milicja postawiona w stan najwyższej gotowości. Wszystko to z powodu serii spotkań tysięcy delegatów Komunistycznej Partii Chin, którzy właśnie wtedy ustalają kierunek, w którym Państwo Środka zmierzać będzie w ciągu następnego roku. Jest to bez wątpienia najważniejszy okres polityczny w dzisiejszych Chinach.
Poza wzrostem gospodarczym i kwestiami społecznymi, tematem, który pojawił się na tegorocznych spotkaniach jest internet i pomysły jeszcze ostrzejszej kontroli tego co w nim wolno, a czego nie. Obce technologie od lat są obecne w ChRL i od lat jej władze nie zdecydowały się jeszcze przyjąć jednolitego kursu wobec nich. Z jednej strony kraj jest największym na świecie producentem elektroniki, z drugiej strony komuniści zakazują co jakiś czas korzystania z niej.
Forpocztą zaostrzenia kursu jest Shen Jilan - 82-letnia delegatka z 5. letnim stażem w wysokich strukturach Partii, która, choć sama raczej nie korzysta z sieci, ma na jej temat wyrobione zdanie:
_ - Musi być ktoś, kto będzie kontrolował internet, to nie jest coś, z czym ludzi mogliby sobie zrobić cokolwiek. Powinien być jak Dziennik Ludowy. Obcy i inni ludzie psują [internet]. Nie możemy być tacy jak oni i zamienić dobrą rzecz w złą. Nie możemy pozwolić na to, by ludzie mówili to co myślą, ponieważ nasz kraj jest krajem socjalistycznym pod przewodnictwem Komunistycznej Partii Chin. _
Wcześniej czy później ktoś w komitecie centralnym wytłumaczy jej, że to nie do końca tak działa. Jednak to nie oznacza, że nie będzie zaostrzenia kursu wobec Chińczyków z dostępem do sieci. A za nim poszłyby nowe środki techniczne i zachęta dla polityków z innych części świata. Skoro w jednym kraju się udało, dlaczego nie miałoby udać się w innym. I żadna Karta Praw Podstawowych i Wolności w Internecie temu nie zapobiegnie.