Nie, kometa 67P to nie UFO. Ale skąd się wzięły spiskowe teorie?
Przeprowadzone w zeszłym tygodniu lądowanie na komecie 67P nazywane jest jednym z największych osiągnięć w historii podboju kosmosu przez człowieka. Mimo drobnych, nieprzewidzianych problemów udało się posadzić lądownik Philae na powierzchni obiektu i zebrać szereg interesujących, a nawet zaskakujących naukowców danych. Najbardziej fascynująca cecha komety – emitowana przez nią "muzyka" (termin ten używany jest tu bardzo liberalnie) – stała się szybko przyczynkiem do nowej, spiskowej teorii. Zupełnie niepotrzebnie – jest to przecież dostatecznie ciekawe bez mieszania w tego rzekomej pozaziemskiej cywilizacji.
- To ekscytujące, bo jest to dla nas coś zupełnie nowego. Nie spodziewaliśmy się tego i cały czas pracujemy nad zrozumieniem fizyki tego, co się tu dzieje – powiedział cytowany w oświadczeniu Europejskiej Agencji Kosmicznej Karl-Heinz Glaßmeier. Szef zespołu naukowców, analizujących dane zbierane przez umieszczone w lądowniku instrumenty, odniósł się w ten sposób do niezwykłych oscylacji, zaobserwowanych w polu magnetycznym komety. Po raz pierwszy zarejestrowano je w czerwcu tego roku, gdy sonda Rosetta zbliżyła się na odległość 100 kilometrów od obiektu.
Jako że "oscylacje w polu magnetycznym" nie brzmią zbyt interesująco dla postronnego, niezainteresowanego nauką obserwatora, prowadzący badania szybko wpadli na pomysł przedstawienia ich w bardziej przystępny sposób. Drgania, odbywające się z częstotliwościami rzędu 50 milihertzów, poddano przyspieszeniu o ok. 10 tysięcy, tak, by dało się je przedstawić za pomocą dźwięków słyszalnych dla człowieka.
Powstałe we współpracy z niemieckim kompozytorem Manuelem Senfftem nagranie opublikowano później w internecie jako "muzykę, emitowaną przez kometę". I, trzeba przyznać, działa to na wyobraźnię znakomicie. Wystarczy posłuchać.
Oczywiście jest to tylko ciekawostka, niewiele wnosząca abstrakcja, porównywalna z kolorowaniem czarno-białych zdjęć kosmosu. I tak, wiemy, że w przestrzeni kosmicznej nie rozchodzi się dźwięk. Służy to wszystko jedynie uwidocznieniu w sposób odczytywalny i instynktowny pewnych bardziej skomplikowanych procesów. Procesów, których sami naukowcy przyznają, że nie rozumieją. Ich robocza teoria głosi, że materiał odrywający się z komety jest jonizowany bądź ładowany elektrycznie przez wiatr słoneczny i stąd pochodzą owe drgania. Dokładny mechanizm, który pozwalałby na coś takiego, nie jest im jeszcze znany. Ale nic więcej.
Nie przeszkadza to rzecz jasna zwolennikom rozmaitych teorii spiskowych i propagatorom teorii na temat UFO w szerzeniu własnych przypuszczeń na temat pochodzenia tych oscylacji. Najbardziej szalona z nich głosi, że kometa to tak naprawdę obcy statek, który ma tylko wyglądać jak niewinny kawałek skały. Jak każda teoria spiskowa, pełna jest dodatkowych dowodów, rzekomo potwierdzających ją ponad wszelką wątpliwość – nienaturalna rzekomo powierzchnia komety, znajdujące się na jej powierzchni struktury nieznanego pochodzenia, charakter samego sygnału, który uszom fanatyków "nie brzmi naturalnie".
Ostatecznym dowodem na to, że ESA coś ukrywa, ma być sam fakt istnienia tej misji.
- Czy choćby przez chwilę uwierzylibyście w to, że agencja kosmiczna nagle zdecydowałaby się wydać miliardy dolarów na zbudowanie i wysłanie statku kosmicznego w 12-letnią podróż tylko po to, by zrobił kilka zdjęć przypadkowo wybranej komecie, lecącej przez przestrzeń kosmiczną? – cytuje maila, otrzymanego rzekomo przez anonimowego pracownika ESA właściciel strony UFO Sightings Daily (sic!). Tak, jak najbardziej tak. Bo, jak się okazuje, nawet przypadkowo wybrana kometa, lecąca przez przestrzeń kosmiczną, może być źródłem nowych i fascynujących informacji na temat otaczającego nas świata. I żadne dodatkowe UFO nie jest tu potrzebne.
_ DG _