Napisał, że chce się zabić. Komentarze: "Kolejny z pseudodepresją?"
Statystyki są zatrważające: Polska jest w czołówce w europejskich państw pod względem liczby samobójstw wśród dzieci i młodzieży. Część z nich o swoich problemach mogła pisać w sieci. I w internecie mogli zostali wyśmiani lub zlekceważeni.
"Chciałem się dziś zabić" - napisał na Wykopie użytkownik o nazwie "przegralemwszystko". "Chciałbym już zniknąć na zawsze", "każdy ode mnie ucieka", "zawsze musi być źle, wszystko co robię obraca się wniwecz, po co jest taka słaba osoba jak ja" - dodawał w kolejnych wpisach. Niepokojące teksty zwróciły uwagę innego wykopowicza, który założył znalezisko. "Ocenę pozostawiam wam, pewnie jakiś eksperyment społeczny ale może warto go zgłosić" - podkreślił we wstępie. Reakcje?
Szokujące. Nie brakowało opinii, że skoro chce się pozbawić życia, to - mówiąc brutalnie - jego sprawa. Pojawiały się też głosy, że ktoś, kto ma takie zamiary, nie mówi o tym głośno, a na pewno nie chwali się w internecie. "Skoro pisze, że to zrobi, to tego nie zrobi" - stwierdza jeden z komentujących. Czyli to nic poważnego, ot, ktoś próbuje zwrócić na siebie uwagę.
Może rzeczywiście mieliśmy do czynienia z trollem - zresztą konto "przegrałemwszystko" okazało się multikontem (czyli kolejnym kontem zbanowanego użytkownika) i zostało zablokowane. Ale czy internetowy żartowniś nie może mieć myśli samobójczych, którymi dzieli się anonimowo, szukając pocieszenia?
Takie historie się zdarzały. Nawet na Wykopie. Pod koniec grudnia 2017 roku Michał Białek z Wykop.pl napisał:
"Czasem siedząc przed monitorem ciężko jest zobaczyć, że po drugiej stronie są nie tylko bity, ale prawdziwi ludzie ze swoimi problemami. Dziś skontaktowała się z nami policja po wpisie jednego z uzytkownikow, ktory opisywal chęć samobójstwa. Często tego rodzaju wpisy są fake’iem, ale w tym wypadku, dzięki czujności Wykopowiczow (ogromne podziękowania!), po ustaleniu adresu na podstawie podanego przez nas IP, patrol policji zdiagnozowal, że rzeczywiście istniało duże zagrożenie życia…".
Grający w Eve Online powstrzymali samobójcę
To z kolei raport krakowskiej policji z listopada ubiegłego roku:
"Wczesnym rankiem 5 listopada 2017 r. do dyżurnego myślenickiej komendy dotarła poprzez Biuro Międzynarodowej Współpracy Policji Komendy Głównej Policji korespondencja z Biura Interpolu w Rejkiawiku. Wynikało z niej, że pracownicy islandzkiego producenta i wydawcy gier komputerowych przekazali niepokojące informacje zgłoszone przez kilku graczy znanej gry komputerowej (...) jednym z przebywających w globalnej sieci był 28-letni mieszkaniec miejscowości w powiecie myślenickim. Nawiązując do swoich niepowodzeń w grze, składał on współgraczom bardzo niepokojące deklaracje, które wskazywały na to, że może popełnić samobójstwo. Internauci nie pozostawili go samego z problemem zgłaszając to do działu obsługi gry i inicjując działania pomocowe" - czytaliśmy na stronie.
Jedna z internautek widziała również, jak na wideoczacie mężczyzna spożywał tabletki. Policja dotarła do mieszkania gracza, ale nie było go w domu, w którym mieszkali również rodzice. Udało się jednak go znaleźć, a mężczyzna potwierdził, że zamierzał popełnić samobójstwo. Internet dosłownie uratował mu życie.
Innego samobójcę w maju b.r. uratował 16-latek z Ząbek. Mieszkający w Niemczech Polak napisał na czacie, że chce się pożegnać z wirtualnymi kolegami. W innym komunikatorze wysłał zdjęcie z kubkiem pełnym tabletek. Jak informował polsatnews.pl, Interpol ustalił adres i zainterweniował, zanim stała się tragedia.
Śmiech w lesie samobójców
Na szczęście nie brakuje właściwych reakcji, ale skąd tyle komentarzy w stylu "jak chce, to niech się zabije"? Może przykład idzie z góry. Logan Paul, jeden z najpopularniejszych youtuberów na świecie, podczas wizyty w japońskim lesie samobójców natknął się na ciało osoby, która się tam pojawiła. Nie tylko nie przerwał nagrania, ale zareagował śmiechem. Oczywiście materiał wywołał sporo głosów oburzenia, a po kilku dniach YouTube zerwał współpracę, ale to dobrze pokazuje problem: dla wielu samobójstwo to nie tragedia, a kolejny element do żartów.
I to niekoniecznie musi być wina panującej znieczulicy. Dziś trudno jest ustalić, czy ktoś naprawdę ma kłopoty, czy może próbuje podłączyć się pod nową, internetową modę. "Facebookowe fanpejdże z nihilistycznymi memami mają nawet po dwa miliony polubień. Takie frazy jak "eat spaghetti to forgetti your regretti" czy "more espresso – less depresso" weszły już do internetowego socjolektu na stałe" - pisał Grzegorz Burtan na łamach WP Tech.
Skutki depresyjnych memach właśnie obserwujemy. Ewentualne krzyki rozpaczy traktowane są jako kolejny żart. Albo denerwujący trend, w którym każdemu, kto słucha smutnych piosenek, wydaje się się, że ma depresję. Im więcej obrazków z napisem "chcę umrzeć", tym mniejsza szansa, że osoby z prawdziwymi kłopotami zostaną potraktowane poważnie. "Chcesz się zabić? Świetnie, to już dziesiąta osoba dzisiaj, o której to samo czytam" - myślą osoby widzące niepokojące wpisy.
Nie mówiąc już o tym, że dla niektórych reakcje na chęć odebrania sobie życia będą przestrogą, by nie żalić się - nawet anonimowo - w sieci. Ktoś, kto szuka jakiegokolwiek pocieszenia, rzeczywiście da sobie spokój z wypisywaniem takich treści do internetu. Po prostu będzie wiedział, że nie znajdzie tam rozwiania wątpliwości, tylko zachętę: rób co chcesz, to twoja sprawa, nie zawracaj nam głowy.
Właśnie dlatego ogromna odpowiedzialność spoczywa dziś na portalach społecznościowych. Sam narzekałem na poradnik Facebooka dla osób, którym "jest źle". Na specjalnych stronach można było przeczytać, że sposobem, który może pomóc, jest wyjście na spacer, bieganie lub przejażdżka rowerem. Brzmiało to jak rada z memów, gdzie wyśmiewane jest starsze pokolenie mówiące, że za ich czasów depresji nie było i jak ktoś miał zły humor, to wystarczyło wyjść do ludzi. Dla osób nieśmiałych, mających problem z nawiązywaniem kontaktów, czujących się źle ze sobą, taka rada była jak gwóźdź do trumny.
Ale jest też druga strona medalu, o czym mówi WP Tech psycholog Izabela Dziugieł.
- Dobrze, że Facebook przedstawia jakieś ścieżki pomocy w sytuacjach kryzysowych. Wiem, że często trudno znaleźć sposób na pomoc sobie, co tyczy się głównie ludzi bardzo młodych. Obecność tego typu wskazówek może wesprzeć w szukaniu dla siebie pomocy w ogóle, a nie pozostawanie bez niej, co jak wiemy może się skończyć i często kończy samookaleczaniem lub śmiercią - mówiła Dziugieł.
Oczywiście trzeba pamiętać, że takie porady nie zastąpią fachowej pomocy, na co również wraca uwagę psycholog:
- Poradniki - internetowe czy nie - dotyczące zdrowia psychicznego są moim zdaniem w ogóle dość niebezpieczne. Stosują wiele uproszczeń, bo muszą. Z samego założenia mają dawać przekrój pomysłów na poprawę sytuacji czytelnika. I dają: pobieżnie i ogólnie. I tak jak pewne sposoby będą działały na chwilową poprawę sampoczucia, tak musimy mieć świadomośc, że nie rozwiążą problemu, który może być o wiele głębszy i bardziej niebezpieczny. Stają się przysłowiowym plasterkiem na gangrenę. Trzeba być uważnie ostrożnym i zająć się sobą bardziej kompleksowo - twierdzi Dziugieł.
Facebook mówi: nie jesteś sam
Facebook zdaje sobie z tego sprawę. Portal wielokrotnie podkreślał, że wszystkie działania i treści dotyczące problemów depresji i samobójstw są tworzone wspólnie ze specjalistami z niezależnych organizacji. M.in. przy współpracy z National Suicide Prevention Lifeline, czyli telefonem zaufania. Widać to też teraz, kiedy powstała strona dla młodych, początkujących użytkownikach serwisów społecznościowych.
"Jeśli ktoś sprawia, że czujesz się niekomfortowo, lub jeśli korzystanie z Facebooka wywołuje u Ciebie smutek lub stres, opowiedz o tym komuś bliskiemu" - pisze Liz Perle na specjalnej stronie.
I dodaje:
"Wspieraj przyjaciół, którym powodzi się gorzej niż Tobie lub którzy mają więcej problemów niż Ty – lub takim, którzy po prostu docenią, że im pomagasz. Zaangażuj się, kiedy zobaczysz, że w Internecie spotkało ich coś przykrego. Sprzymierzeniec to ktoś, kto pomoże Ci w tej sytuacji".
Niektórym może wydawać się to oczywiste lub nawet banalne, ale takie porady są na wagę złota. Właśnie dlatego, że przy próbie zwrócenia uwagi na swoje problemy, można zostać wyśmianym lub zlekceważonym. Społecznościowy gigant pokazuje, że są inne rozwiązania, niż pisanie komentarzy na forach.