Najstarszy polski dokument. To świadectwo ogromnego skandalu i kompromitacji

Na linii znalazły się honor władcy i renoma kraju. Sprawa była delikatna, a zamieszani w nią ludzie – potężni. Pozostały po niej: najstarszy polski dokument, najstarsza pieczęć i… niezręczny lapsus dyplomatyczny. Też pierwszy w naszej historii.

Najstarszy polski dokument. To świadectwo ogromnego skandalu i kompromitacji
Źródło zdjęć: © Pixabay.com | jarmoluk

01.02.2020 17:39

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Najstarszy zachowany w całości i w oryginale polski dokument pochodzi z czasów Władysława Hermana. Tyle wiadomo na pewno, ale szczegóły to już źródło kontrowersji.

Nie da się określić dokładnej daty sporządzenia tekstu, ani nawet odtworzyć wszystkich wydarzeń, które zmusiły władcę do wystawienia osobliwego pisma.

Najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, wedle której dokument powstał około roku 1090. W każdym razie już po tym, jak książę wziął zaszczytny ślub z siostrą samego cesarza, Judytą Salicką.

Nowa władczyni doskonale znała prawidła niemieckiej polityki, a także ludzi grających w niej pierwsze skrzypce. Skandal wybuchł właśnie w relacjach między Polską a Cesarstwem. Można więc bezpiecznie przyjąć, że nie kto inny, a sama Judyta znalazł dla niego rozwiązanie.

Obraz
© Domena publiczna

Pożyczka… na zawsze

Co konkretnie nastąpiło? Jeden z nestorów badań nad państwem Piastów Aleksander Gieysztor rekonstruował wydarzenia następująco.

Bliżej nieokreślony dostojnik polskiego Kościoła wypożyczył z katedry w Bambergu dwa drogocenne krzyże. Były one odlane ze złota i prawdopodobnie wysadzane drogimi kamieniami. Możliwe też, że zawierały relikwiarze ze szczątkami świętych.

Nie wiadomo, po co do Polski sprowadzono te skarby ani co przekonało bamberskiego biskupa do oddania ich w depozyt. Być może krzyże miały uświetnić jakąś dworską bądź kościelną uroczystość o najwyższej randze. W każdym razie Bamberg oczekiwał ich pilnego zwrotu. Dostojnik zgodził się na to, po czym… zaczął cierpieć na nagłe i poważne problemy z pamięcią.

Zwlekał z odsyłaniem skarbów, a wreszcie doszedł do wniosku, że są u niego tak długo, że właściwie należałoby przyjąć, iż bardziej należą się jego placówce niż niemieckiej katedrze.

Dyplomatyczne rozwiązanie

Chodziło o któregoś z biskupów czy może opatów. W każdym razie o człowieka zbyt potężnego, by książę mógł zwyczajnie skonfiskować mu kłopotliwą zdobycz.

Władysław Herman, ponaglany przez cieszącego się wielkim prestiżem na cesarskim dworze ordynariusza Bambergu, bezskutecznie słał prośby do "zapominalskiego" hierarchy. Konflikt nabrzmiewał i potrzeba było nowego podejścia. Bardzo możliwe, że wyszła z nim sama królowa Judyta (tytułująca się tak za sprawą swojego wcześniejszego, węgierskiego małżeństwa).

Obraz
© Domena publiczna

Władczyni zaproponowała, by… zapłacić złodziejowi za skradzione krzyże. A potem tak obrócić całą sprawę, by bądź co bądź ograniczonym kosztem podbudować renomę polskiego rodu panującego.

Najstarszy dokument, najstarsza pieczęć

W otoczeniu księcia sporządzono specjalne pismo, objaśniające tło sprawy. Nie tylko jest to najstarszy zachowany dokument polskiego dworu. Także dołączony do niego woskowy odcisk uchodzi za pierwszą (choć uszkodzoną) polską pieczęć.

Nie wiadomo kto dokładnie dyktował tekst i kto trzymał w ręce pióro. Jeśli za całą sprawą stała władczyni, to realizatorami woli mogli być jej kapelani lub sekretarze.

W tekście Władysław Herman chełpił się: "Wiadomo niech będzie wszystkim wiernym w Chrystusie, tak obecnym jako i przyszłym, iż ja Władysław z Bożej łaski książę polski, dwa złote krzyże okrągłe, kościołowi bamberskiemu niesłusznie zabrane w mojej ziemi, za moje pieniądze wykupiłem".

Od przechwałek zaraz zaś przeszedł do otwartych i dość osobliwych żądań.

Dobry zwyczaj, nie pożyczaj

Władysław Herman stwierdził, że dokonał swego czynu dla zbawienia własnego oraz "swojej żony Judyty". I dodał, iż niniejszym przekazuje skarby prawowitym właścicielom, ale pod warunkiem, że… bamberczycy przyswoją sobie niezawodną maksymę: dobry zwyczaj, nie pożyczaj.

Obraz
© Domena publiczna

"Zwróciłem [je] z zastrzeżeniem, aby te krzyże, oprócz niezbędnej potrzeby, ani przez biskupa, ani przez nikogo innego wymienionemu kościołowi nie były zabrane, lecz mają być zachowane na część tegoż kościoła i na świadectwo mojej ofiary".

Dalej Władysław Herman przypominał, że na mocy przeprowadzonych negocjacji ma otrzymać "za te krzyże i za inną ofiarę" specjalną prebendę. A tym samym: modlitewną opiekę bamberskiej kapituły, która miała pomóc mu w osiągnięciu zbawienia. I która stanowiła zaszczyt, zwykle przyznawany tylko samym królom i cesarzom Niemiec.

Niezręczna pomyłka

Wszystko wskazuje na to, że kryzys istotnie udało się zażegnać, a polska para książęca osiągnęła to, co zamierzono. Z pismem wiążę się jednak jeszcze jeden intrygujący szczegół. To nie tylko najstarszy dokument z najstarszą pieczęcią, ale też… świadectwo pierwszego lapsusu dyplomatycznego w naszej historii.

Tekst zawierał rażący błąd, którego dałoby się uniknąć, zadając kilka dyskretnych pytań bamberskim emisariuszom.
Na negocjacje do Polski przyjechało dwóch mężczyzn wysłanych przez okradzionego biskupa. Obaj nosili mitry, więc autorzy dokumentu doszli do wniosku, iż… także oni są biskupami.

Obraz
© Domena publiczna

Nikt się nie zadumał nad tym dziwacznym rozmnożeniem dostojników (trzech biskupów na jedną katedrę?!) i nikt nie drążył kwestii. Po prostu w dokumencie napisano, że dwóch biskupów przyjechało po krzyże należące do trzeciego.

Adresat tekstu musiał mieć z tego niezły ubaw. W rzeczywistości wysłał bowiem nad Wisłę zwyczajnych prałatów. Tyle że korzystających z papieskiego przywileju, który pozwalał im nosić elementy biskupiego stroju.

O pomyłce szybko pewnie zapomniano i musiało minąć osiemset lat, nim dostrzegli ją naukowcy. Ważniejsze, że cała akcja na stałe odmieniła postrzeganie Władysława Hermana. Nawet gdy ten umarł, w nekrologu bamberskiej katedry podkreślono, że oto odszedł wielki dobroczyńca, który odzyskał dwa krzyże.

Obraz
© Wielka Historia

Kamil Janicki – Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Damy polskiego imperium, Pierwsze damy II Rzeczpospolitej, Epoka milczenia czy Damy złotego wieku. Jego najnowsza pozycja to Damy przeklęte. Kobiety, które pogrzebały Polskę (2019).

Źródło artykułu:WielkaHISTORIA.pl
Komentarze (23)