Najbardziej wpływowy Polak XX wieku. Józef Retinger: cichociemny, który wymyślił Unię Europejską i klub Bilderberg
Skakał nad Polską z cichociemnymi – Armia Krajowa wydała na niego wyrok śmierci. Towarzyszył premierowi Sikorskiemu w każdym locie – z wyjątkiem ostatniego. Odznaczony Virtuti Militari – nie przyjął odznaczenia. To on stworzył fundament Unii Europejskiej i założył klub Bilderberg. A gdy po wojnie komuniści aresztowali w Polsce jego przyjaciela, uwolnił go – jednym telefonem do Wiaczesława Mołotowa. Kim naprawdę był Józef Retinger?
23.06.2017 | aktual.: 23.06.2017 13:52
Życie jak scenariusz filmu
Jego życiorys z powodzeniem wystarczyłby, by obdzielić kilka postaci, o których życiu mówilibyśmy dzisiaj: nieprzeciętne. Osierocony w wieku 9 lat, jako protegowany Władysława Zamoyskiego kończy najlepsze europejskie uczelnie.
Poznaje i zaprzyjaźnia się z najwybitniejszymi osobistościami swoich czasów – od pisarza Josepha Conrada, poprzez ambitnego, młodego Winstona Churchilla, po Georgesa Clemenceau czy przyszłego prezydenta Izraela, Chaima Weizmanna. Te osobiste kontakty zaczynają błyskawicznie procentować – już niebawem, po wybuchu pierwszej wojny światowej Retinger, reprezentujący nieistniejące przecież wówczas państwo, otrzymuje ważne zadanie: wyciągnąć Austro-Węgry z obozu państw centralnych, a tym samym zakończyć wojnę.
Choć misja nie kończy się powodzeniem, skłania Retingera do refleksji nad koszmarem wojny. Zdaniem młodego Polaka drogą do światowego pokoju ma być ustanowienie czegoś w rodzaju globalnego rządu, regulującego wszelkie sporne sprawy pomiędzy narodami.
W sprawie Polski
W międzyczasie Józef Retinger lobbuje za niepodległą Polską, nieco później doradza władzom Meksyku, poznaje Władysława Sikorskiego… Odrębną kartę zapisuje w czasie drugiej wojny światowej, gdzie dokonuje cudów, by – nieraz kosztem kontrowersyjnych kompromisów – ocalić od śmierci jak najwięcej Polaków. Efekty są wymierne – to dzięki niemu ewakuowano z kapitulującej Francji polskie wojska, a trzy lata później, dzięki dogadaniu się z Sowietami, granice Związku Radzieckiego opuszcza ponad 100 tys. Polaków – żołnierzy i cywilów.
Jednocześnie, balansując na krawędzi słuszności politycznych wyborów, Retinger zyskuje nieprzejednanych wrogów. Wykonując niejasną misję na terenie okupowanej Polski staje się celem egzekutorów z Armii Krajowej. W niebywały sposób unika śmierci, a pod koniec wojny – nie mając złudzeń co do siły Sowietów – usiłuje skonstruować jakieś polityczne poparcie dla częściowej choćby niezależności od ZSRR.
Po wojnie angażuje się w proces integracji europejskiej – to jego pomysłem jest współpraca Beneluksu, a później Europejska Wspólnota Węgla i Stali – gospodarczy fundament, na którym oprze się późniejsza Unia Europejska. Przy okazji – wraz ze swoim przyjacielem, holenderskim księciem Bernhardem – Polak zakłada klub Bilderberg, czyli nieformalne forum spotkań najważniejszych ludzi świata. Dla zwolenników teorii spiskowych stanowi niewyczerpaną pożywkę, na której wyrastają najdziksze teorie co do jego prawdziwych intencji.
Darujmy sobie jednak w tym miejscu szczegółowe przytaczanie biografii Retingera. Nad życiem i dorobkiem tego wybitnego, ale mało znanego Polaka pochyliło się już kilku historyków – nie ma sensu dublować ich pracy i streszczać notek biograficznych. Zamiast tego warto poznać kilka wydarzeń, które choć trochę przybliżą nam tę postać, zbliżając tym samym do odpowiedzi na pytanie: kim był Józef Retinger?
Uratować Sikorskiego
Niemiecki blitzkrieg we Francji był dla aliantów szokiem. Trzecia armia świata wraz z siłami sojuszniczymi została rozbita i choć – wbrew stereotypom – Niemcy ponieśli we Francji bardzo poważne straty, ich dominacja na Starym Kontynencie wydawała się niepodważalna, a nad Albionem zaczynały kłębić się czarne chmury.
W takiej właśnie sytuacji – gdy kapitulanckie przemówienie marszałka Pétaina ostatecznie złamało morale Francuzów – nowy premier Wielkiej Brytanii miał poważne powody do niepokoju o sojusznika, od którego zaczęła się ta wojna. Obawy dotyczyły planów premiera i Naczelnego Wodza, Władysława Sikorskiego, który – pamiętając haniebne opuszczenie polskich żołnierzy przez marszałka Rydza–Śmigłego w 1939 roku – mógł wybrać honorową kapitulację razem ze swoimi oddziałami.
Dla Wielkiej Brytanii byłby to poważny cios – przez osobę swojego premiera miała wprawdzie wolę prowadzenia dalszej walki, ale po klęsce na kontynencie niemal nie miała armii, której oddziały z poświęceniem ewakuowano niebawem z plaż Dunkierki. Kilkadziesiąt tysięcy polskich żołnierzy stanowiło w tym krytycznym momencie siłę nie do przecenienia. W takich właśnie okolicznościach, w porozumieniu z Churchillem, na swoją misję wyrusza Józef Retinger.
Polak dostaje do dyspozycji wodnosamolot i… - przemierzając opanowane przez niemieckie myśliwce niebo - ma odnaleźć we Francji polskiego Naczelnego Wodza. Retinger staje na wysokości zadania – odnajduje Sikorskiego w Libourne niedaleko Bordeaux. Jeszcze tego samego dnia wieczorem obaj są w Londynie, a nazajutrz polski premier uzgadnia harmonogram ewakuacji polskich sił z kontynentu. Choć nie udało się zrealizować go w całości, ocalono w ten sposób co najmniej 27 tys. Polaków.
Za swój wyczyn Józef Retinger zostaje odznaczony Virtuti Militari. Jak w przypadku wszystkich innych odznaczeń – odmawia przyjęcia orderu, a gdy jakiś czas później Naczelny Wódz chce mu wręczyć go podstępem, podczas jednego ze spotkań z oficerami, Retinger ucieka z zatrzymanego na moment na skrzyżowaniu samochodu.
Biedak, przyjaciel milionerów
Dzięki swoim koneksjom Retinger mógł przez całe życie pławić się w luksusie, jednak jego losy dowodzą, że był niemal całkowicie odporny na pokusy doczesnego świata. Niemal, bo miał tylko jedną słabość – dobre jedzenie i alkohol, co częściowo wynikało z jego metod działania: nie był dobrym mówcą i unikał publicznych wystąpień, przedkładając nad nie kameralne spotkania w niewielkim gronie w restauracji czy przy kawiarnianym stoliku.
Do legendy przeszło jego pojawienie się – po latach – w okupowanej Polsce. Gdy w pełnej Niemców Warszawie pojawił się w swojej ulubionej niegdyś restauracji, obsługa poznała go, a kelner bez słowa postawił przed Retingerem to, co zwykle – kieliszek wódki i szklankę wody.
Ascetyczny tryb życia, ocierający się o wegetację w biedzie, w niczym mu jednak nie przeszkadzał. Gdy w latach 50. po raz pierwszy zakładał konto w jednym z brytyjskich banków, obsługa poprosiła starszego, niedbale ubranego mężczyznę o jakieś referencje, mogące potwierdzić jego wiarygodność. Obdartus bez mrugnięcia okiem wskazał ówczesnego brytyjskiego ministra finansów, prezesa rady nadzorczej banku Lloyds oraz jednego z największych w tamtym czasie milionerów.
Telefon do Mołotowa
Co w 1946 roku oznaczało aresztowanie przez Urząd Bezpieczeństwa? Szalejący po drugiej wojnie terror, jakim nowa władza umacniała w Polsce swoją pozycję, dla wielu dawnych konspiratorów oznaczał aresztowania, tortury, a niejednokrotnie śmierć. W takich właśnie okolicznościach aresztowany zostaje Józef Chciuk, pseudonim „Celt”.
Dla naszego bohatera ten spadochroniarz (dwukrotnie zrzucony nad Polską, dwukrotnie po wykonaniu misji wrócił do Londynu), a po drugiej wojnie sekretarz Misji do spraw Demobilu nie był postacią obojętną. To właśnie „Celt” latem 1944 roku uratował mu życie, gdy na własnych plecach wnosił i wynosił bezwładnego – po nieudanym zamachu egzekutorki Armii Krajowej - Retingera z samolotu. C-47 Dakota, którym z włoskiego Brindisi przerzucono do Polski kilku pasażerów, po wylądowaniu na konspiracyjnym lotnisku „Motyl” pod Tarnowem nie był w stanie wystartować i – na okupowanym przez Niemców terenie – spędził długie osiemdziesiąt minut.
W tym czasie załoga samolotu i polscy partyzanci dokonywali cudów, by zmienić rozmokłą łąkę w namiastkę pasa startowego. Ostatecznie po podłożeniu desek pod koła i przecięciu przewodów hamulcowych udało się wystartować. Na pokładzie w długą, wiodącą wokół kontynentu drogę do Anglii wyruszył Józef Retinger. Razem z nim leciał kurier, wiozący wyczekiwane przez Churchilla materiały, które mogły wpłynąć na powojenny układ sił – przechwycone przez Państwo Podziemne części niemieckiej rakiety balistycznej V2.
Warto w tym miejscu wyjaśnić kwestię tego, czy Józef Retinger był cichociemnym, jak potocznie nazywano polskich żołnierzy zrzucanych na spadochronach nad okupowanym krajem. No właśnie – potocznie. Bo jeśli zechcemy być precyzyjni, to nie każdy skoczek był cichociemnym – zaliczali się do nich specjalistycznie wyszkoleni żołnierze Polskich Sił Zbrojnych, składający przed skokiem „przysięgę cichociemnego”. Z tego punktu widzenia Józef Retinger nie należał do ich grona.
Gdy w 1946 roku nasz bohater po raz ostatni przybył do Warszawy, dostarczając bezcenne w zniszczonym wojną kraju ubrania i sprzęt z brytyjskiego demobilu, Józef Chciuk był już więźniem Urzędu Bezpieczeństwa. W wielu notkach biograficznych znajdziemy informację, że po pewnym czasie zwolniono go na skutek nalegań Stanisława Mikołajczyka. Nie jest to prawdą – „Celt” wyszedł na wolność, ale zawdzięczał ją Retingerowi, który uwolnił przyjaciela w stylu niedostępnym dla kogokolwiek innego: po prostu zatelefonował bezpośrednio do radzieckiego komisarza spraw zagranicznych, Wiaczesława Mołotowa.
Cel: Polska w zjednoczonej Europie
Kim był Józef Retinger? Choć nie brakuje archiwalnych materiałów na jego temat, to historycy pewnie długo – i chyba bezowocnie – będą spierali się o jednoznaczną próbę oceny tej postaci. W zależności od przyjętych założeń wyciągając przy tym – niczym karty z talii – poszczególne wydarzenia, wypowiedzi czy znajomości. Życie spędzone na styku wielkiej polityki i gry wywiadów nigdy nie jest jednoznaczne – zawsze pozostają sprawy niewyjaśnione, niejasne, różne domysły, przypuszczenia czy zwykłe insynuacje.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Józef Retinger był postacią wybitną. Dostrzegając katastrofalne położenie swojej ojczyzny pomiędzy dwoma wielkimi sąsiadami za sprawę racji stanu uznawał takie ułożenie sił, by splot międzynarodowych interesów gwarantował Polsce istnienie, a integracja europejska stanowiła tamę dla wojennego koszmaru. Patrząc z perspektywy czasu możemy dostrzec, że właśnie tej idei podporządkował całe swoje życie, którego trafnym podsumowaniem są słowa, jakimi wyjaśniał swoje poczynania „Celtowi”:
- Agentem jestem rzeczywiście, ale polskim. Jeszcze lepiej należałoby powiedzieć, że jestem agentem Polski, zawsze bowiem dobro Polski leżało mi na sercu. Chciałbym być także agentem Europy. (...) My jesteśmy między młotem a kowadłem. Z jednej strony Niemcy, z drugiej Rosja, o całe niebo słabsi od jednych i od drugich... Nasza przyszłość, nasze szczęście narodowe, może być tylko w zjednoczonej Europie.