Na punkcie tej zabawki oszalał cały świat. A my sprawdziliśmy, czy warto ją kupić. Odpowiedź jest jednoznaczna

Na punkcie tej zabawki oszalał cały świat. A my sprawdziliśmy, czy warto ją kupić. Odpowiedź jest jednoznaczna

Na punkcie tej zabawki oszalał cały świat. A my sprawdziliśmy, czy warto ją kupić. Odpowiedź jest jednoznaczna
Źródło zdjęć: © Youtube.com | Mathias Moslund
Adam Bednarek
02.06.2017 14:30, aktualizacja: 02.06.2017 16:55

Fidget spinner połączył dorosłych i dzieci. "Leczą" się nim palacze i nadpobudliwi. Nawet jeśli gadżet nie ma zdrowotnych mocy, jakie niektórzy mu przypisują, to niska cena i tak zachęca do zabawy. Czy na pewno? Sprawdziliśmy.

Fidget spinner to mały, obrotowy gadżet. Zamontowane łożyska sprawiają, że zabawka zaczyna się kręcić. Choć brzmi to niepozornie i niezbyt efektownie, to fidget spinner już zaliczany jest do największych i najszybciej rosnących trendów w historii zabawek.

Nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Portal “Warszawa w pigułce” cytował właścicielkę jednego ze sklepów na warszawskiej Pradze - według niej, od dwóch tygodni nie sprzedaje się nic innego, a zapasy bardzo szybko się kurczą.

Nasz redakcyjny kolega z działu motoryzacji, Kuba Tujaka, też postanowił kupić obrotowy gadżet. Jego wrażenia?

- Zachęcony olbrzymią popularnością sprzętu w sieci postanowiłem go kupić. Moje oczekiwania były wysokie i postanowiłem wydać 15 złotych. Po kilku minutach zabawy okazało się, że obtłukłem sobie palce i zabawka mi się znudziła. Jednak po kolejnych 20 min zorientowałem się, że ciągle sobie ją przekładam w rękach i rozkręcam i wyhamowuje. Nie znam trików i nie zamierzam się ich uczyć, więc dziś kariera mojego spinera dobiegnie końca. Jeśli się to nie stanie, to będę zaskoczony.

Z kolei Barnaba Siegel, redaktor Gry WP, uważa, że zabawka ma potencjał:

- Nowa moda? Jestem na tak. Bo jest tania, jest dobra dla każdej grupy wiekowej i daje błyskawiczną satysfakcję. Wsadzamy między palce, kręcimy i podziwiamy kolejne obroty. Świadomie lub bezwiednie. To nie jest yoyo, którego opanowanie zajmowało w dobrym wypadku kilka chwil. To nie jest tamagotchi, którego używanie w pracy przez ludzi po 30-stce jest bardziej obciachem. To nie jest też stara, poczciwa zośka, której trzeba poświęcić kilka chwil, a najlepiej zebrać ekipę do gry. A czemu kręcenie spinnerem jest w ogóle fajne? Bo to esencja wszystkich dziwnych czynności, które wykonujemy przy biurku czy szkolnej ławce. Nie wiem, czy pozwala się świetnie odstresować, ale po pożyczeniu na 5 minut mam ochotę natychmiast to kupić. Zepsuje się, znudzi? Trudno. To w końcu tylko paręnaście złotych.

Dużo bardziej sceptyczny jest redaktor naczelny obszaru Motoryzacja w WP, Mariusz Zmysłowski:

- Moda na łożyska włożone w tani odlew z tworzywa minie równie szybko, jak się pojawiła. Przejdzie ona w ciągu kilku miesięcy przez świat i wkrótce wszyscy o niej zapomną. Może yoyo czy zośka brzmią archaicznie, ale ciągle odbywają się zawody w tych „dyscyplinach”. Wyglądają spektakularnie nawet dla widzów i to jest też ich mocną stroną.

Joanna Sosnowska, redaktor naczelna Technologii rozumie, dlaczego zabawka wywołuje taki szał wśród dzieci:

- My bawiliśmy się piłkami kauczukowymi, kolorowymi sprężynami i innymi zabawkami, które wśród dorosłych nie budziły żadnego zainteresowania. Jeśli rozważacie kupno spinnera dla dziecka, to zdecydowanie warto. Jeśli dla siebie, to znudzicie się po minucie zabawy.

Wyrozumiały jest też Bolesław Breczko z WP Tech:

- Bardziej niż szał na spinnery dziwi mnie "oburzenie" ludzi, którzy je krytykują. Jest to tylko kolejna zabawka, na którą moda minie po miesiącu albo dwóch. Na pewno większość z nas sama przeszła przez podobną fazę. Gdy wszystkie dzieciaki w szkole miały jojo, jajko tamagotchi albo zbierały kapsle, to sami też chcieliśmy je mieć. Bardziej fascynuje mnie to, jak ktoś wpadł na pomysł żeby z łożyska i kawałka plastiku zrobić biznes.

A Tomasz Kutera, odpowiedzialny w redakcji za reklamę natywną, sugeruje znalezienie polskiego odpowiednika "fidget spinnera":

- Ze słownika Cambridge: "to fidget - to make continuous, small movements that annoy other people". Jak widać, fidget spinner wpisuje się w definicję słownikową i też do niczego innego nie służy. Ogólnoświatowa moda jest zaskakująca, ale nie dziwię się, że takie urządzenie może pomagać w skupieniu osobom, które są bardzo aktywne i potrzebują jakiegolowiek ruchu do koncentracji.

Gadżet służy jednak nie tylko do zabawy. Wielu dorosłych przekonuje, że zabawka pozwala się odstresować. Zamiast obgryzać paznokcie czy też stukać palcami w biurko, wystarczy patrzeć, jak kręci się fidget spinner.

Niektórzy twierdzą, że to dobra metoda na walkę z papierosowym nałogiem. Mówi się też o pozytywnym wpływie na osoby z ADHD, choć naukowych potwierdzeń na to nie ma.

Osoby bawiące się zabawką nie tylko nią kręcą i na to patrzą. Tworzą też efektownie wyglądające akrobacje. Od najprostszych, polegających na przerzuceniu gadżetu z jednej ręki na drugą, po bardziej skomplikowane. Najlepsi kręcą fidget spinnerem na jednym palcu, poruszają nadgarstkiem czy też “żonglują” kilkoma zabawkami naraz.

Szał na fidget spinnery bardzo łatwo wytłumaczyć. Zabawka w swojej najprostszej wersji kosztuje niewiele mniej niż 10 zł. Dlatego każdy chce zobaczyć, o co chodzi - a przy okazji może odstresować się niewielkim kosztem. Choć oczywiście już powstały droższe wersje - takie egzemplarze np. świecą.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (236)