Na 365 dni w roku jakieś 300 to wyprzedaże. Naprawdę potrzebujecie Black Friday? [Opinia]
Narzekasz na kiepskie promocje na Black Friday? To nie kupuj. Chcesz mieć atrakcyjny Czarny Piątek, jak zagranicą? Przestań korzystać z wyprzedaży, które pojawiają się co chwila.
27.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 15:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy za pieniądze, których nie mamy" - kusi, żeby cały czarnopiątkowy szał podsumować cytatem z "Podziemnego kręgu", ale będę próbował się powstrzymywać. Oczywiście wydźwięk mojego tekstu będzie skrajnie antykonsumpcyjny, ale zamiast prowadzić wojnę, której nie mam prawa wygrać, wolę zastanowić się, skąd tak duże oczekiwania wobec Czarnego Piątku. I przede wszystkim - skąd tak duże rozczarowanie.
Internet już zalewają zdjęcia fałszywych promocji. Miesiąc przed Black Friday cena wynosiła 6799 zł. Dwa dni przed Czarnym Piątkiem: 8799 zł. Rzecz jasna dzisiaj metka ma przekreśloną cenę, wielki czerwony napis "wyprzedaż" i zachęcający koszt wynoszący jedyne 6799 zł.
Zachowanie sklepów jest nie fair. Tylko czemu tak robią? Bo doskonale wiedzą, że to wystarczy. To przecież nie przypadek, że obecnie wyprzedaże trwają cały rok. Słuchając radiowych reklam czy patrząc na billboardy ma się wrażenie, że każda okazja do cięcia cen jest dobra.
Pierwszy dzień szkoły, pierwszy dzień jesieni, środa, Halloween, rocznica przyznania praw miejskich Koluszkom. Jest tego tyle, że na tym tle Black Friday nie ma prawa się dodatkowo wyróżniać.
Wcale nie przesadzam. Jesteśmy tak głodni promocji, że weźmiemy wszystko, co wiąże się ze spadkiem cen. I tak już nawet w Polsce obchodzi się chiński dzień singla, wymyślony przez giganta handlu.
Polacy - cenowi eksperci
Wcale nie przesadzam. Właśnie m.in. tak eksperci tłumaczyli w rozmowie z WP Tech mało atrakcyjne obniżki.
"Cenowi eksperci" - brzmi jak komplement, ale po prostu do takiej taktyki zmusiły sklepy. Promocje odpowiadają niemal za połowę sprzedaży w polskich sklepach.
Tymczasem wiele osób żyje migawkami ze Stanów Zjednoczonych sprzed lat, kiedy rozszalały tłum rzucał się na telewizory tańsze o 80 proc.
W innej rzeczywistości, w innych czasach rzeczywiście mogło tak być. Tak jak i prostsze było kupno mieszkania, dobrego samochodu czy znalezienie pracy dającej stabilizację na lata.
Tyle że biorąc dawne wyobrażenia i przykładając je do współczesnego świata, każdy się sparzy. Czarny Piątek jest tego metaforą.
Całe nerwowe oczekiwanie na Czarny Piątek, a potem rozczarowanie, że promocje są niewielkie - jak wynikało z raportu firmy doradczej Deloitte, pomiędzy piątkiem 16 listopada a piątkiem 23 listopada 2018, czyli w Black Friday, obniżka cen analizowanych kategorii produktów wynosiła średnio... 3,5 proc. - jest w zasadzie opisem całej naszej współczesności.
Rozdmuchane wymagania: miej dobrą pracę, zarobki, kup mieszkanie, auto, ćwicz, nie zamartwiaj się. A potem rozczarowanie, że nie wszystko wychodzi. Po prostu w takiej rzeczywistości, napędzanej właśnie przez konsumpcjonizm, święto promocji nie ma prawa wyglądać inaczej.
Kolejne niepowodzenie
Do tego dochodzą domorośli eksperci, którzy za każdym razem wytkną, że pół roku temu można było zaoszczędzić 200 zł. A teraz to lipa, a nie promocja. To wszystko sprawia, że nawet okazja do kupienia czegoś "taniej" - jeśli założymy, że te 3.5 proc. to faktycznie obniżka - staje się problemem. Głupio nie kupić, ale też głupio potem słuchać, że można było lepiej zarządzać domowym budżetem. Kolejna forma obwiniania zwykłych ludzi za niepowodzenia.
To błędne koło. Prawie połowę rzeczy kupuję się w promocjach, więc te tracą na znaczeniu i przestają być realną okazją. To prowadzi do frustracji, tęsknoty za czymś, czego nie mamy, a inni - owszem. Chcę wierzyć, że zmiana nastawienia jest możliwa. Może kolejny Black Friday nie tak fajny, jak sobie to wyobrażano, sprawi, że wreszcie przestaniemy mieć złudzenia.