Musical Fidelity M1 PWR - końcówka mocy na całe życie

Musical Fidelity M1 PWR - końcówka mocy na całe życie

Musical Fidelity M1 PWR - końcówka mocy na całe życie
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
05.03.2013 13:17, aktualizacja: 05.03.2013 14:02

Klasa D to bardzo obiecująca technologia, chociaż nie zawsze spełnia wszystkie oczekiwania. A co w przypadku nowego wzmacniacza Musical Fidelity M1 PWR?

Amplifikacja cyfrowa jest obecna na rynku od wielu, wielu lat –. nie stanowi ona, jak sądzą niektórzy, żadnego novum. Jej zalety są dobrze znane. W czasach rosnących cen energii technologia ta charakteryzuje się wysoką efektywnością i stosunkowo niewielkim poborem prądu, a ponadto generuje znikomą ilość ciepła. Dzięki temu urządzenia o niewielkich rozmiarach są w stanie dostarczyć dużą moc.

Problem w tym, że jakość brzmienia wzmacniaczy klasy D często budziła spore zastrzeżenia, co przyczyniło się do powstania mitu, iż wszystkie wzmacniacze cyfrowe brzmią źle. Jest to tak samo prawdziwe, jak stwierdzenie, że brzmienie wszystkich wzmacniaczy lampowych jest ciepłe i aksamitne. Jak zwykle wiele zależy od podejścia twórców danego sprzętu.

Jeszcze do niedawna Musical Fidelity skutecznie broniło się przed amplifikacją cyfrową. Firma koncentrowała się na tradycyjnych wzmacniaczach, takich jak np. świetna integra AMS35. klasy A, końcówka mocy AMS100 czy też wzmacniacz Titan działający w klasie AB. I nagle, jakby znikąd, pojawia się cyfrowa końcówka mocy M1 PWR, obiecując wysoką jakość brzmienia w bardzo atrakcyjnej cenie. Co więcej, nie mamy tu do czynienia z prostym naśladownictwem dokonań innych producentów, gdyż M1 PWR jako pierwszy może się pochwalić nową wersją cyfrowych modułów Texas Instruments. Chociażby z tego powodu M1 jest unikatem w świecie niewiele różniących się między sobą produktów.

Mamy tu do czynienia z kompaktowym stereofonicznym wzmacniaczem o mocy ok. 65. przy obciążeniu 8Ω. Co więcej, możliwe jest wykorzystanie dwóch końcówek M1 jako stereofonicznej pary, co pozwala zwiększyć dostępną moc do 100W (8Ω) lub 200W (4Ω), jak również uzyskać – wedle zapewnień producenta – poprawę jakości brzmienia.

Wzmacniacz charakteryzuje się bardzo dobrą jakością wykonania. Metalowa obudowa sprawia solidne wrażenie, podobnie jak wykonany ze stopu aluminium panel czołowy o grubości 10mm. Jednak przy wadze 3,9kg nie jest to typowy dla Musical Fidelity „pancernik”. Nie ma jednak się co dziwić, gdyż jego konstrukcja nie wymaga masywnych radiatorów, w jakie wyposażane są konwencjonalne końcówki mocy.

Transformator sieciowy o wielkości pudełka zapałek jest zaskakująco mały jak na moc oferowaną przez wzmacniacz. Jednak i to nie jest zaskoczeniem, gdyż wzmacniacze klasy D charakteryzują się bardzo wysoką efektywnością. Tak więc ci, którzy lubią „słuchać oczami”. i zwracają uwagę na takie rzeczy, jak wielkość, ciężar czy ekstrawaganckie obudowy, mogą być nieco rozczarowani skromnością M1 PWR. Wystarczy go jednak posłuchać, aby się przekonać, że oferuje znakomitą jakość.

Odsłuchy zacząłem z jednym M1 PWR w konfiguracji stereo, podłączając go do systemu w miejsce MF kW-750. Jeszcze kilka lat temu kW-750 był flagową końcówką mocy Musicala. Chociaż wzmacniacz ten nie jest już produkowany, nadal uznaje się go za jeden z najlepszych modeli w historii firmy. Sam założyciel Musical Fidelity, Antony Michaelson, wciąż używa go w swoim domowym systemie. I trudno się dziwić: 750W przy obciążeniu 8Ω i ponad 1.000W przy 4Ω oznacza, że kW-750 to naprawdę potężna bestia. Ma przy tym imponujące rozmiary. Sam zewnętrzny transformator jest zamknięty w obudowie większej niż dwa wzmacniacze M1 PWR razem wzięte. Gdyby był produkowany dzisiaj, jego cena z pewnością oscylowałaby w granicach 50.000zł.

Pierwsze odsłuchy

Biorąc pod uwagę astronomiczną cenę i imponujące rozmiary kW-750. można było zadać sobie pytanie, jak na jego tle wypadnie „skromny” M1 PWR. Okazało się, że zaskakująco dobrze. Brzmienie M1 PWR nie jest wprawdzie tak wyrafinowane, jak kW-750, ale różnica między nimi jest stosunkowo niewielka i z pewnością nie odzwierciedla ogromnej przepaści cenowej między tymi modelami.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

Dźwięk M1 PWR jest czysty, świeży i otwarty, charakteryzuje się naturalnym balansem tonalnym i świetnym oddaniem niuansów dynamiki. Brzmienie jest wyrównane i szczegółowe, klarowne i transparentne, a ponadto sprawia wrażenie ogromnego zapasu mocy. Nie jest to może tak bogate, ciepłe i czarujące brzmienie jak to, którym może się pochwalić kW-750. ale nie jest też nadmiernie ostre czy rozjaśnione. Można je jedynie uznać za nieco chłodne. Uderzająca jest za to jego czystość, szczegółowość, transparentność i otwartość.

Bas jest pełny i solidny, chociaż nie dorównuje potędze basu kW-750. Odnosi się wrażenie, że kolumny kontrolowane przez M1 PWR nie przesuwają aż tyle powietrza. Brzmienie kW-750 wydaje się odrobinę bogatsze i ma w sobie magię, której brakuje tańszemu kuzynowi. Najciekawsze jest jednak to, że po około godzinie słuchania M1 PWR różnice zaczynają się zacierać i pojawiają się pierwsze wątpliwości. Czy kW-750 rzeczywiście był tak wyraźnie lepszy? Tak wydawało się bezpośrednio po zamianie, jednak M1 PWR też ma swój czar. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że jest lepszy, niż wskazywałaby na to jego cena. Po kilku godzinach spędzonych w jego miłym towarzystwie jestem niemal przekonany, że w pełni dorównuje swojemu większemu krewniakowi. Oczywiście nie w każdym aspekcie. Kiedy zmusimy do dużego wysiłku, zauważalna staje się jego skromna – w porównaniu z kW-750 – moc.

M1 PWR nie przestaje jednak imponować czystością i wyrazistością brzmienia. W przeciwieństwie do niektórych wzmacniaczy lampowych działających na granicy swoich możliwości M1 PWR ani na moment nie traci kontroli. Świetnie też radzi sobie z porządkowaniem „przeładowanych”. nagrań, a to za sprawą ogromnej klarowności brzmienia.

Pełna kontrola

Odsłuch płyty „Martha Wainwright’s Piaf Record (Sans Fusils Ni Souliers a Paris)”. okazał się prawdziwym objawieniem. Nagranie świetnie oddaje bezpośredniość tuzina ludzi grających na żywo w niewielkiej sali, co czyni muzykę bardzo emocjonalną. Zarejestrowany w Nowym Jorku koncert to znakomita produkcja. Pod względem technicznym nagranie jest bardzo dobre, chociaż czasami odnosi się wrażenie nadmiernego zagęszczenia. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że tak to brzmiało na żywo. Głos Marthy Wainwright wydaje się czasami nieco zbyt ostry. Niekiedy też stara się ona zaakcentować jakiś element muzycznego przekazu, chcąc uchwycić jego istotę – np. w utworze „L’Accordeoniste”. Sama Edith Piaf miała dość chropowaty głos i Wainwright nie stara się uatrakcyjnić swojego wokalu.

Nagranie zawiera połączenie bezpośrednio zarejestrowanych wokali (za pośrednictwem głównego mikrofonu) i dźwięku dochodzącego z rozwieszonych na sali głośników, tworząc tym samym atmosferę kameralnego koncertu. Efektem jest pewnego rodzaju twardość tonalna/podkreślenie krawędzi dźwięków –. co zazwyczaj ma miejsce podczas występów na żywo. Przez to brzmienie czasami traci gładkość i wyrafinowanie. I nagle wszystko się zmienia. Do głosu dochodzi inna grupa instrumentów i wszystko znowu jest nieskazitelnie czyste. Największą zaletą M1 PWR jest to, że pozwala to wszystko dokładnie usłyszeć. Nie dodając nic od siebie i nie wygładzając sztucznie brzmienia, umożliwia słuchanie muzyki dokładnie w takiej postaci, w jakiej została zarejestrowana/grana. Wzmacniacz nic nie poprawia i nic nie eksponuje. Czujemy się, jakbyśmy siedzieli w sali koncertowej.

Dwa w jednym

Dodanie drugiego M1 PWR poprawia dźwięk, zwiększając dostępną moc z deklarowanych 65. do 100W, co poszerza zakres dynamicznych kontrastów. Pojedynczy M1 PWR brzmi bardzo dobrze, ale dwa takie wzmacniacze zapewniają jeszcze lepsze brzmienie. Można więc zacząć od jednego, a potem, jeśli pozwolą fundusze, dokupić drugi.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

M1 PWR nie wymaga wygrzewania –. brzmienie wydaje się doskonałe zaraz po włączeniu i nie zmienia swojego charakteru nawet w czasie długich sesji odsłuchowych, w przeciwieństwie do dużych, mocno grzejących się konstrukcji klasy A, których dźwięk ulega wyraźnej poprawie, kiedy osiągną swoją normalną temperaturę roboczą.

Maluch Musical Fidelity jest wyposażony jedynie w wejście niezbalansowane. Złącze XLR byłoby z pewnością miłym dodatkiem, ale jego brak nie powinien być raczej czynnikiem wpływającym na decyzję o zakupie, szczególnie biorąc pod uwagę atrakcyjną cenę wzmacniacza. Mamy też do dyspozycji wyjście oznaczone jako loop out (gniazdo phono połączone równolegle z gniazdem wejściowym), co umożliwia podłączenie do końcówki mocy subwoofera.

Jeszcze jedna różnica pomiędzy kW-75. i M1 PWR ujawniła się przy zmianie odległości od kolumn głośnikowych. Kiedy usiadłem blisko głośników, czystość i klarowność brzmienia M1 PWR okazała się zbawienna.

Wydaje się, że ścieżka sygnałowa M1 jest krótsza i mniej skomplikowana. Podobną czystość brzmienia oferował Devialet D-Premier. W przypadku kW-75. ścieżka sygnałowa wydaje się mieć więcej „interfejsów”, więc pod tym względem klasa D ma wyraźną przewagę. Kiedy oddaliłem się od kolumn, zaobserwowałem ciekawe zjawisko. Na pierwszy plan wysunęła się umiejętność kW-750 generowania szerszej i bardziej trójwymiarowej sceny dźwiękowej. Tym razem to większy wzmacniacz wyprzedził młodszego rywala.

Różnice pomiędzy brzmieniem w polu bliskim i dalekim zazwyczaj przypisywane są konstrukcji kolumn. Jednak okazuje się, że subiektywnie dużą rolę mogą odgrywać też inne komponenty systemu. W moim pokoju optymalną odległością od głośników były 3–4 metry. Pozwoliło to uzyskać najbardziej przekonujące wrażenie głębi i trójwymiarowości sceny dźwiękowej. Słuchanie z bliższej odległości zapewnia bardziej spójny i zwarty bas, i pozwala lepiej wychwytywać subtelne zmiany fazowe pomiędzy kanałami. Niestety, tracimy wtedy wrażenie holograficzności, a sam dźwięk staje się bardziej bezpośredni i suchy. Z odległości 3–4 metrów kW-75. tworzył bardziej – w porównaniu z M1 PWR – realistyczne wrażenie żywych muzyków grających w precyzyjnie zdefiniowanej przestrzeni. Jednak wraz ze zmniejszaniem się odległości od głośników różnice zaczynały się zacierać.

Podsumowanie

Jeszcze kilka lat temu wzmacniacze klasy D były powszechnie uznawane za „lo-fi”. Miało to swoje uzasadnienie, głównie za sprawą wyraźnie mechanicznego brzmienia i braku tonalnej precyzji tych konstrukcji. Jednak dzisiaj opinie te nie mają już pokrycia w rzeczywistości. Takie modele, jak Devialet D-Premier dowodzą, że dobrze zaprojektowany wzmacniacz klasy D może z powodzeniem rywalizować z najlepszymi konstrukcjami klasy A i/lub AB. Nie oznacza to, co prawda, że każdy wzmacniacz cyfrowy jest dobry, ale nie można już twierdzić, że o jakości decyduje w pierwszej kolejności typ konstrukcji.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

Chociaż nie ulega wątpliwości, że duże, kosztowne i bezkompromisowe giganty klasy A, jak chociażby Musical Fidelity AMS-5. i AMS-100, reprodukują muzykę w sposób charakteryzujący się niezrównaną przestrzennością i bogactwem, to wyrazistość i szczegółowość brzmienia M1 PWR jest równie atrakcyjna. Im dłużej słuchamy, tym bardziej przyzwyczajamy się do M1, który również ma swój niepowtarzalny charakter i urok. Co prawda teza, że M1 PWR bije na głowę wzmacniacz w rodzaju kW-750, byłaby nadużyciem, ale pod niektórymi względami nowa konstrukcja MF okazuje się lepsza od dużych wzmacniaczy. Mam na myśli np. bezpośredniość brzmienia, które staje się przez to bardziej wciągające. M1 PWR dostarcza wielu przyjemnych wrażeń i daje uczucie satysfakcji. Duże wzmacniacze są co prawda odrobinę bardziej wyrafinowane i subtelniejsze, ale bezpośredniość M1 jest istotną zaletą. W tym wypadku brzmienie jest po prostu inne, co nie znaczy, że gorsze.

Jedyną niedogodnością w porównaniu z potężniejszymi wzmacniaczami z oferty Musical Fidelity jest to, że w przypadku M1 PWR lepiej przeprowadzać odsłuchy przed zakupem, wykorzystując własne kolumny. Jak wykazują nasze pomiary laboratoryjne, obciążenie ze strony głośników ma większy wpływ na jakość brzmienia tego wzmacniacza niż w przypadku wspominanego już kW-750. Zresztą jestem zdania, że kupując jakikolwiek komponent, warto go najpierw dobrze przetestować i to we własnym pokoju oraz w towarzystwie pozostałych elementów systemu.

M1 PWR urzekł mnie swoim brzmieniem. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że jest to wyjątkowa końcówka mocy w bardzo rozsądnej cenie. Zdecydowanie warto jej posłuchać.

WERDYKT

PLUSY: Bardzo czyste i transparentne brzmienie; niewielkie rozmiary; doskonały stosunek jakości do ceny

MINUSY: Brak zbalansowanego wejścia (aczkolwiek biorąc pod uwagę atrakcyjną cenę wzmacniacza, nie ma co narzekać)

OGÓŁEM: Wyjątkowa jakość przy kompaktowych rozmiarach

OCENA OGÓLNA HI-FI CHOICE (w skali od 1 do 5) 5

NAJWAŻNIEJSZE CECHY

• Niezbalansowane wejście RCA
• Wyjście RCA
• Możliwość połączenia dwóch wzmacniaczy w konfiguracji zmostkowanej
•. Pobór mocy 90–250W AC 50/60Hz

CENA 3.999 zł

Źródło artykułu:Hi-Fi Choice & Home Cinema
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)