Kościuszko, wieczny buntownik. Pierwszy pomalowałby swój pomnik sprejem [Opinia]
Podczas zamieszek w Waszyngtonie wandale zdewastowali pomnik Tadeusza Kościuszki. Niektórzy Polacy zareagowali oburzeniem. Tymczasem polski i amerykański bohater z pewnością by się nie oburzał. Szedłby razem z protestującymi. I raczej nie poprzestałby na stawianiu biernego oporu.
Znając życiorys i poglądy Kościuszki, które dobitnie przedstawił choćby w pozostawionych po sobie listach, możemy być pewni, że dzisiaj nie pozostałby obojętny na tragedię w Minneapolis. Nie poprzestałby na gniewnych wpisach na Facebooku, kondolencjach dla rodziny zamordowanego przez policjanta, czarnoskórego George’a Floyda, czy lajkowaniu transmisji z rozruchów.
Gdyby Tadeusz Kościuszko mógł zejść z waszyngtońskiego pomnika, szedłby z protestującymi w jednym szeregu. W jednej ręce miałby szablę, a w drugiej koktajl Mołotowa.
Kościuszko przyłączający się do protestującego tłumu? Ależ oczywiście! Naczelnik polskiej insurekcji i bohater amerykańskiej wojny o niepodległość całym swoim życiem - no, może z wyjątkiem kilku spokojniejszych, ostatnich lat - udowodnił, że jego serce i szabla są zawsze po stronie tych, którym dzieje się krzywda.
Gdy zawiodły inne metody, o sprawiedliwość walczył. Nie w zaciszu politycznych salonów, ale tam, gdzie lała się krew - na polach Maciejowic czy pod Saratogą. Dzisiaj, gdy trzeba władzom przypomnieć o jej powinnościach, walczyłby zapewne również na ulicach Waszyngtonu. Bo, jak zauważał, "nie może się naród ocalić bez rządu, ale rząd nie może być czynny bez zaufania, posłuszeństwa i gorliwości ludu."
Bitwa pod Saratogą - obraz "Gen. John Burgoyne poddaje się gen. Horatio Gatesowi"
Społeczeństwo jak beczka prochu
Oglądając telewizyjne - a zatem starannie wybrane w celu wzbudzenia emocji - migawki czy pozbawione kontekstu filmiki z YouTube'a, łatwo o błędny osąd. Widząc bandytów, którzy rabują, demolują, palą i prowokują starcia z policją, trudno uniknąć wrażenia, że rozwiązaniem amerykańskiego problemu są armatki wodne, pociski pieprzowe i zmotywowani policjanci w szyku zwartym.
Nic bardziej mylnego.
Trafnie zwraca na to uwagę choćby Radosław Sikorski, który - obojętnie, co sądzimy o nim jako o polityku - w wyważony sposób nakreślił kontekst amerykańskich zamieszek na łamach Facebooka. Można ująć go w kilku punktach:
- Biały policjant zamordował czarnoskórego George’a Floyda. Floyd był podejrzany o użycie fałszywego banknotu 20-dolarowego. Podczas zatrzymania nie stawiał oporu, jednak policjant klęczał na jego szyi. Nie przestał, gdy ten skarżył się, że nie może oddychać. Nie przestał, gdy zatrzymany stracił przytomność i dusił go nawet wtedy, gdy przyjechała wezwana do nieprzytomnego karetka. Późniejsze badania wykazały we krwi Floyda szeroki wachlarz narkotyków, w tym bardzo groźnego fentanylu.
- Stany Zjednoczone mają problem z rasizmem. Niezależnie od górnolotnych deklaracji, część Amerykanów to rasiści, dla których ciemniejszy odcień skóry kojarzy się jednoznacznie z zagrożeniem lub łamaniem prawa.
- Skojarzenie to ma oparcie w statystykach. Afroamerykanie stanowią zaledwie 12 procent amerykańskiego społeczeństwa i aż 35 procent wszystkich więźniów. Gdy stronami przestępstwa są biali i czarni - w 80 proc. przypadków ofiara będzie miała jasną skórę, a sprawca ciemną.
- Jest jednak druga strona medalu - czarnoskórzy Amerykanie mają znacznie większą szansę na wzbudzenie zainteresowania policji, a tym samym wykrycie nawet drobnych wykroczeń, które w przypadku innych ras pozostają poza ewidencją. W przypadku procesu mają też nieproporcjonalnie dużą szansę na wyrok skazujący. Przy specyfice amerykańskiego systemu prawnego buduje to samonapędzający się mechanizm.
- Rasistowska historia Stanów Zjednoczonych nie skończyła się wraz z deklaratywnym zakończeniem segregacji rasowej. Statystyki są jednoznaczne: przeciętna afroamerykańska rodzina dysponuje około 10-krotnie mniejszym majątkiem od przeciętnej rodziny o białej skórze.
- Dyskryminacja dotyczy także edukacji. Normy edukacyjne zakładały i dopuszczały znacznie gorsze wyniki wśród czarnoskórych uczniów, co sprawiało, że wprawdzie mogli "zaliczyć" szkołę, ale faktycznie niższy poziom wiedzy zamykał im drogę do kolejnych etapów edukacji.
- Prezydent Stanów Zjednoczonych zamiast tonować nastroje, wzywa do konfrontacji, budując na tym swoją pozycję polityczną przed najbliższymi wyborami.
Donald Trump pozujący z, jak stwierdził, "jakąś Biblią"
Wieczny buntownik, zawodowy wywrotowiec
Gdzie w tej układance miejsce dla Tadeusza Kościuszki? Jak napisałem wyżej - w pierwszym szeregu protestujących. Bo Kościuszko był radykalnym wywrotowcem o poglądach, jak na swoją epokę, wyjątkowych.
Wolność łączył z odpowiedzialnością i obowiązkiem obrony ojczyzny. Brak jarzma pańszczyzny czy niewolnictwa - z koniecznością ekonomicznej samodzielności obywateli. Antyklerykalizm - z przekonaniem, że wszyscy są równi wobec prawa, a prawa stanowione górują nad boskimi. A radykalny egalitaryzm podsuwał mu myśl o naprawianiu dawnych krzywd poprzez redystrybucję majątku krzywdzicieli. Jak sam stwierdzał, "za samą szlachtę bić się nie będę, chcę wolności dla całego narodu i dla niej wystawię tylko me życie".
Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych nie tylko wspierał amerykańskich powstańców przeciwko tyranii Korony Brytyjskiej. Gdzie mógł, tam głosił - radykalne nawet dla zakochanych w oświeceniowej filozofii Ojców Założycieli - poglądy abolicjonistyczne.
Doszło do tego, że swój zaległy żołd za służbę w amerykańskiej armii polecił przeznaczyć na wykupienie niewolników. I to nie byle jakich, bo będących własnością Thomasa Jeffersona - przyszłego amerykańskiego prezydenta, z którym Kościuszko się przyjaźnił.
Kolor skóry nie miał dla Kościuszki znaczenia. Późniejszy Naczelnik insurekcji podarował nawet broń jednemu z indiańskich wodzów. Mały Żółw z plemienia Miami otrzymał od Kościuszki w prezencie pistolety z jasnym przekazem, by użyć ich przeciwko tym, którzy chcieliby najechać indiańskie ziemie. Czyli - w praktyce - przeciwko amerykańskim przyjaciołom Naczelnika.
Gdy w Polsce legalna władza sankcjonowała upadek państwa, nasz budowniczy West Pointu, amerykańskiej uczelni wojskowej, nie wahał się z bronią w ręku i rewolucyjnymi hasłami wystąpić zarówno przeciw niej, jak i zewnętrznemu wrogowi. Łamał przy tym prawa i zwyczaje, a przy okazji wywracał porządek społeczny. Zwłaszcza, że wolność rozumiał nie tylko jako formalną niepodległość, ale - przede wszystkim - popartą realną siłą i zasobami możliwość decydowania o własnym losie zarówno przez państwa, jak i ich obywateli.
Zdewastowany pomnika Tadeusza Kościuszki w Waszyngtonie
Kościuszko ponad podziałami
Problem z Kościuszką jest taki, że jako "swojego" chcieliby uznać go wszyscy. Dla prawicy to przecież archetyp "dobrego człowieka z bronią", który wedle własnego poczucia sprawiedliwości występuje przeciw tyranii. Dla lewicy - obrońca uciśnionych mniejszości, postępowy wolnomyśliciel i orędownik redystrybucji.
Dla państwowców - niezłomny piewca powiązanego z wolnością obowiązku obrony ojczyzny i stawiania dobra wspólnego ponad własnym interesem. Dla anarchistów - wieczny buntownik, występujący przeciw zastanemu porządkowi. Chyba tylko klerykałowie zachowują wobec niego wstrzemięźliwość, choć Naczelnik - krytykujący instrumentalne wykorzystywanie religii - wielokrotnie przecież do Boga się odwoływał.
Ukradziony gniew
Amerykańskie rozruchy błyskawicznie stały się areną politycznej rozgrywki. Uliczne walki, grabież i dewastacja to pole, gdzie ręce podają sobie zgodnie lewicowi zadymiarze z Antify z prawicowymi zadymiarzami z Proud Boys. I gdzie podczas wystąpień pod hasłem obrony życia Afroamerykanów niszczony jest pomnik Roberta Goulda Shawa, dowódcy pierwszego czarnoskórego oddziału z wojny secesyjnej, 54 Ochotniczego Pułku Piechoty Massachusetts. Albo monument abolicjonisty, Tadeusza Kościuszki.
Demolowane i rozkradane są sklepy, rośnie też liczba ofiar - również wśród Afroamerykanów zabijanych podczas zamieszek przez Afroamerykanów. Nie ma usprawiedliwienia dla pospolitego bandytyzmu i skrajnej głupoty.
Tak samo jak nie ma usprawiedliwienia dla prób zawłaszczania tragedii i słusznego gniewu przez polityków, gdy hasłu "Black Lives Matter" bałamutnie przeciwstawiane jest "All Lives Matter", a adwersarze licytują się na poniesione ofiary i niesprawiedliwości. Z polskiej perspektywy może to wszystko wyglądać na faworyzowanie czarnej mniejszości, jednak po umieszczeniu we właściwym - amerykańskim - kontekście, staje się słuszną próbą naprawienia wielopokoleniowych krzywd.
Ci, którzy protestują przeciwko nadużyciom władzy, protestują w słusznej sprawie. Kościuszko, gdyby mógł zejść z pomnika, protestowałby z nimi, wierny stojącej ponad wszelkimi podziałami przyzwoitości. Bo, cytując Naczelnika, "tylko wierność ludziom czyni z nas człowieka."