KGB kontra zwierzak z CIA. Co stało się z kotem, który miał podsłuchiwać rosyjskich dyplomatów?
W 2001 roku CIA ujawniła dokumenty związane z operacją "Acoustic Kitty". Była to próba wykorzystania kotów w roli chodzących aparatów podsłuchowych, zdolnych do przenikania na teren ambasad i innych dobrze strzeżonych obiektów. Mimo wydania milionów dolarów, operacja zakończyła się kompletnym fiaskiem. Co poszło nie tak?
19.10.2017 | aktual.: 19.10.2017 09:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W jednej ze swoich książek Wiktor Suworow opisuje ciekawą scenę, gdy w środku upalnego lata w pobliżu kontenera z radziecką pocztą dyplomatyczną uporczywie spacerował jakiś człowiek, opatulony – mimo lejącego się z nieba żaru – w długi płaszcz.
Dla każdego było wówczas oczywiste, że to pracownik wywiadu na służbie, obwieszony najnowocześniejszą aparaturą, różnymi czujnikami, podsłuchami i wszelkim innym wyposażeniem, kamuflowanym pod zimowym ubraniem.
Prawdziwi szpiedzy nie mieli w latach 60. łatwego życia i pewnie oddaliby duszę za magiczne urządzenie, które pół wieku później każdy z nas nosi niedbale w kieszeni. A ponieważ nie mieli smartfonów, musieli wymyślić coś, czym mogliby je zastąpić. I wymyślili – kota.
Akustyczny kotek
Na pozór to zwierzę idealne do szpiegowania. Kot chadza własnymi ścieżkami, jest szybki i zwinny, wejdzie w każdą dziurę i dotrze tam, gdzie pojawienie się człowieka od razu wywołałoby alarm.
Rentgenowskie zdjęcie kota agenta
Do tego może niezauważenie pełnić swoją służbę przez wiele godzin, po prostu wylegując się na parapecie – rzecz jasna pod warunkiem, że wybierze właściwy parapet.
Rozpoczynając program Acoustic Kittty CIA miało wielkie nadzieje. Wyposażone w aparaturę podsłuchową koty miały przenikać na teren m.in. ambasad, rejestrować prowadzone w nich rozmowy i transmitować je do czuwających w pobliżu agentów, dostarczając bezcennych informacji o knowaniach wroga.
Kot z wszczepionym nadajnikiem
Łatwo pomyśleć, trudniej wykonać. Pamiętajmy, że elektronika w latach 60. nie była na takim poziomie, jak współcześnie. Mimo tego udało się przygotować do programu stadko kotów – cyborgów. Zwierzętom wszczepiono bowiem pod skórę źródło zasilania, rejestrator i transmiter dźwięku, a także antenę, umieszczoną wzdłuż kręgosłupa i ogona.
Akustyczny kotek - zwierzę z wszczepionym sprzętem podsłuchowym
Problemem okazały się jednak nie tylko technikalia, ale i kocia natura. Zwierzętom owszem – zdarzało się współpracować zgodnie z założeniami – ale gdy tylko poczuły głód, traciły zainteresowanie jakąkolwiek misją. Odpowiedzią na ten problem miało być – jak wspomina Victor Marchetti, asystent dyrektora CIA w latach 60. XX wieku – wszczepienie kolejnego przewodu (być może chodzi o elektrodę, która stymulując odpowiedni obszar mózgu mogłaby oszukiwać uczucie głodu).
Nakłady poniesione na tresowanie i cyborgizację kotów były całkiem duże – w latach 60. stanowiły odpowiednik około 10 mln funtów. Nic zatem dziwnego, że pierwsze, testowe zadanie, jakie przydzielono kociemu szpiegowi, wydawało się proste – kot miał podsłuchać rozmowę prowadzoną przed radziecką ambasadą przy Wisconsin Avenue w Waszyngtonie przez dwóch mężczyzn.
Taksówka, przerwać misję!
Akcję zabezpieczała furgonetka wypełniona agentami i sprzętem elektronicznym, ale całe przedsięwzięcie zakończyło się, nim miało szansę się na dobre zacząć. Wypuszczony w pobliżu ambasady kot, zanim zdążył zorientować się, co się dzieje, poległ bohatersko na służbie pod kołami przejeżdżającej taksówki.
Niedługo potem, w 1967 roku pomysł wykorzystania kotów w roli szpiegów porzucono, choć przez długie lata projekt "Acoustic Kitty" pozostawał tajny. Warto nadmienić, że – jeśli wierzyć jednemu z zaangażowanych w projekt agentów – po zakończeniu programu wszystkim kotom usunięto wszczepioną elektronikę, by mogły żyć długo i szczęśliwie poza laboratorium.
Fragment odtajnionej notatki, podsumowującej projekt "Acoustic Kitty"
Co zamiast kota?
Warto przy tym zauważyć, że współczesna technologia pozwala na całkiem precyzyjne sterowanie zachowaniem różnych żywych organizmów. Zamiast tresować zwierzę, możemy po prostu wszczepić do jego układu nerwowego elektrody, odpowiedzialne za kontrolowanie ruchu. Przykładem takich organizmów są badane przez zespół z North Carolina State University karaluchy i żuki – cyborgi, będące w gruncie rzeczy bionicznymi dronami. Owady te, choć korzystają z siły własnych mięśni – mogą być całkowicie kontrolowane przez operatora.
Tworzenie cyborgów to jednak tylko jedna z możliwości. Drugą staje się coraz doskonalsza technologia, dzięki której jesteśmy w stanie wyprodukować drony, do złudzenia przypominające kolibry czy niewielkie ważki. Doczekaliśmy czasów, gdy mały, latający robot jest w stanie do złudzenia upodobnić się do owada.
Kto, kiedy i w jaki sposób wykorzystuje możliwości podobnych maszyn? Możemy się tylko domyślać – na potwierdzenie ich udziału w rożnych niejawnych misjach przyjdzie nam zapewne poczekać do czasów, gdy – podobnie jak projekt "Acoustic Kitty" – zostaną po latach odtajnione, a dokumenty na ich temat publicznie udostępnione.