Kellys Tygon R90 725Wh - rower elektryczny, który otwiera oczy
Rower w moim życiu czy to amatorsko, czy profesjonalnie kiedy ścigałem się w klubie "Spółdzielca" w Koszalinie towarzyszy mi od 30 lat. Od oglądania katalogów rowerowych pod koniec lat 90. sporo się zmieniło. Już nie tylko własne mięśnie mają znaczenie... doszedł też prąd. Rower elektryczny zmienia kolarski świat?
To pytanie retoryczne, bo miłośnicy rowerów elektrycznych te rewolucje dzielą na wiele etapów. Od pierwszych seryjnych rowerów, poprzez budowę/kupno własnego pojazdu z napędem w piaście, w końcu czasami idąc w prawdziwe bestie na dwóch kołach, które wyglądają i sprawują się bardziej jak elektryczne motocykle, rozwijając niekiedy także takie zawrotne prędkości.
Po bezdrożach Warmii i Mazur wraz z Przemkiem Jankowskim jeździliśmy Kellysem r90 na 29-calowych kołach. Ta maszyna wyposażona jest w silnik Panasonic GX Ultimate, 90Nm, 36V do tego akumulator 725Wh/20Ah. Z przodu amortyzację zapewnia nam Rock Shox 35 Gold RL 120mm. Rower jest na osprzęcie Shimano Deore. Ten zestaw trafił nie tylko jako dźwignie, piasty czy manetki, z tyłu za przełożenia odpowiada kultowa seria XT. Jeden blat w korbie 170mm to raczej obecnie standard. Sztyca myk myk dodaje uniwersalności tej bestii. No właśnie bestii?
Luksus do 25km/h?
Komputer umieszczony na kierownicy to serce tego roweru to tam możemy ustalić nie tylko interesujące nas informacje jak prędkość, przejechany dystans, a nawet kadencje. Ten komputer to także sterownik naszego napędu. W prosty sposób możemy zdecydować czy chcemy by silnik umieszczony centralnie tylko nas wspomagał, np. w trybie ECO, czy w trybie HIGH wystrzeliwał nas jak rakietę. Są też ustawienia pośrednie i do 25 km/h ma się wrażenie, że jazda jest przyjemna na lekkim albo mocniejszym wspomaganiu. Na asfalcie w perspektywach podjazdów itd. ta opcja często ratuje przy słabszej kondycji. Z drugiej strony w lesie kilka mocniejszych "uderzeń" w korbę i jedzie się pod górę jak z góry. Miejscami do tej nienaturalnej prawidłowości trzeba się przyzwyczaić.
Po co to komu?
Zapytacie. Do pomocy trzeba się przyzwyczaić? Tak, bo jak ktoś traktuje rower jako trening to wspomniane wspomaganie, zmienia postrzeganie jego treningu i jazdy na rowerze, a skoro przy tym jesteśmy.
Osprzęt super, wygląd świetny, wspomaganie prawidłowe, ale... magia kończy się przy 25 km/h czuć wtedy, że jeśli chcemy pojechać szybciej, to można odnieść wrażenie, że użycie mięśni, by jeszcze troszkę się rozpędzić, jest niewspółmierne do efektów i zmęczenia.
Odcina nas powyżej 25km/h od prądu a wtedy czujemy duży ciężar umieszczonego silnik centralnie. Na drodze asfaltowej to minimalne różnice, problem zaczyna się w terenie. Przedni skok 120 mm to dobre rozwiązanie przy lekkiej jeździe po lesie. Gorzej jest przy agresywniejszej jeździe MTB/XC brakuje amortyzacji tam, gdzie rower jest najcięższy, czyli właśnie na środku.
Dla kogo rower elektryczny?
Rowery elektryczne to genialne urządzenia, ale też mające swoją własną określoną specyfikę. Tak jak rowery czy to miejskie czy XC, a nawet Full różnią się na pierwszy rzut oka, to podczas jazdy te różnice są zdecydowanie mniej zauważalne niż przy tych samych rowerach z napędem elektrycznym. Konkretny wybór, do czego będzie w większości służyć nam elektryk może ustrzec nas przed zakupową wpadką. Jak jeździsz do pracy rowerem - dwa kółka z małym silnikiem, do tego wyprostowana pozycja, miejsce na bagaż to będzie świetne rozwiązanie. Chcesz szaleć w lesie? Tylko full... chcesz z rodziną wybrać się na przejażdżkę po podmiejskich dróżkach? Pomyśl o Tygonie...
Rower elektryczny, który będzie dobrany pod konkretne zastosowanie, będzie ogromnym wsparciem. Warto ten wybór dokładnie przeanalizować nie tylko ze względu na zastosowanie i późniejszą radość z użytkowania, ale też pod względem cen, bo te "zabawki" do tanich nie należą.
Michał Prokopowicz, dziennikarz WP Tech