Język wilamowski zna kilkadziesiąt osób. Zespół badaczy chce go ocalić od zapomnienia

Na Górnym Śląsku znajdują się Wymysoü - albo Wilamowice. Ta pierwsza wersja została napisana w języku wilamowskim. Na terenie miasta, gdzie mieszka niespełna 3100 osób, jest garstka Polaków, którzy używają unikatowego w skali świata języka.

Język wilamowski zna kilkadziesiąt osób. Zespół badaczy chce go ocalić od zapomnienia
Źródło zdjęć: © Muzeum etnograficzne we Wrocławiu
Grzegorz Burtan

Historia Wilamowic sięga XIII wieku. Wtedy na teren wsi sprowadzili się osadnicy z Fryzji oraz Flandrii, regionów państw Beneluksu. Do dziś kultywują swoją odrębną kulturę, także w kontekście używanego języka. Nie jest nim ani holenderski, ani flamandzki, a odrębny - choć podobnie brzmiący - język wilamowski.

Do końca II wojny światowej był zresztą w mieście w powszechnym użyciu, jednak władze komunistyczne niechętnie na niego patrzyły i konsekwentnie rugowały jego naukę oraz użycie. Dziś język zna ledwie kilkadziesiąt osób, ale ci, którzy nim władają, używają go na co dzień.

Na ratunek

Zespół prof. Justyny Olko z wydziału Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego zajmuje się właśnie badaniem oraz konserwacją ginących języków. W komentarzu dla WP Tech Bartłomiej Chromik, etnolog i członek zespołu prof. Olko, przybliża nieco historii języka wilamowskiego.

– Jeszcze do II wojny światowej niemal cała około dwutysięczna populacja niewielkich Wilamowic, które przez stulecia znajdowały się na terenach należących do Polski, posługiwała się odrębnym językiem wilamowskim, czyli "wymysiöeryś" – tłumaczy. – Postronnym słuchaczom może on przypominać język niemiecki lub holenderski, ale obecnie nie budzi już wątpliwości, że to odrębny język, którym dziś posługuje się nadal kilkadziesiąt osób – podkreśla.

Obraz
© Joanna Kozera

Jak to możliwe, by otoczeni mówiącymi po polsku sąsiadami Wilamowianie zachowali swoją odrębność w tym zakresie? Powodów jest wiele. Z pewnością sprzyjała temu historyczna profesja mieszkańców, którzy przez lata zajmowali się głównie tkactwem i handlem. Dzięki temu szybko się bogacili, a finansowy status pozwolił im zachować niezależność.

Taka sytuacja utrzymywała się do końca II wojny światowej. Wcześniej Niemcy, którzy zajęli ten teren, uznali Wilamowian za "arcyniemców", którzy przez niemal osiem stuleci "w morzu słowiańskości zachowali stary dialekt niemiecki". Nie miało to wiele wspólnego z prawdą, zwłaszcza że sami mieszkańcy uważali się przede wszystkim za… Wilamowian. Czuli się też związani z Polską, chodzili bowiem do polskich szkół i, jak sami mówili, "jedli polski chleb".

Unikatowy język

Mówienie germańskim językiem wystarczyło jednak, by już po wojnie Wilamowianie stali się celem ataków Armii Czerwonej i sąsiadów - głównie lokalnych komunistów. Prześladowania te były najczęściej intensywne i okrutne. Ucierpieli nie tylko mieszkańcy, ale też ich kultura i sam język. Dziś posługuje się nim zaledwie kilkadziesiąt osób.

- Język, którym mówimy, wpływa na nasze myślenie. Przykładem na taki stan rzeczy jest słowo gyśpon. Teoretycznie oznacza "przyjaciela", ale nie takiego, o którym myślimy, gdy wymawiamy polski wyraz – przytacza Chromik. - Słowo gyśpon pochodzi bowiem od procesu "sprzęgania się", znanego z czasów, gdy duża część pracy w Wilamowicach wymagała posiadania konia – dodaje.

O co chodzi? Otóż gospodarstwo posiadało zwykle jednego konia, natomiast do niektórych prac polowych potrzebne były dwa. Wówczas bliscy sobie gospodarze "sprzęgali się" i pożyczali sobie konie, często przez wiele lat, nawet - przez całe życie. Taką więź, później przenoszoną także na grunt prywatny, określano mianem "gyśpon".

- To przykład na to, że teoretycznie te same słowa w różnych językach niosą inne znaczenie, mają inną wartość kulturową. Wartość, którą warto zachować, ratując ginący język – podkreśla etnolog.

Obraz
© Joanna Kozera

Nie tylko Wilamowice

W ramach trzyletniego projektu "Humanistyka Zaangażowana w Europie", eksperci spotkali się z przedstawicielami 30 społeczności i wspólnie pracowali nad metodami, które mogą pomóc wypracować sposoby rewitalizacji wielu języków. Dr Stanisław Kordasiewicz wylicza w rozmowie z WP Tech, jakie działania podjęto.

- Przeprowadziliśmy około 300 godzin prezentacji i wykładów poruszających tę tematykę. Organizowaliśmy wystawy, warsztaty czy też pełne ciekawych wniosków szkoły terenowe, m.in. w Wilamowicach - wymienia. - W 2016 roku udało nam się tam zaprosić przedstawicieli z 14 krajów i 4 różnych kontynentów. Zebraliśmy zasoby wiedzy, z których będziemy korzystać my i inni badacze przez kolejne lata. To chyba nasz największy sukces. Projekt "Humanistyka Zaangażowana w Europie" to dopiero początek podobnych działań rewitalizujących - podkreśla.

Głównym spostrzeżeniem zespołu jest to, że proces ratowania języka musi się opierać na zaangażowanej społeczności, która jest świadoma swojego dziedzictwa. Obecność badaczy może pomóc, ale bez współpracy sukces nie jest możliwy. Druga kwestia, to praca u podstaw - praca małymi krokami, bez dużych środków finansowych.

Kluczowe jest także to, by postrzegać język jako część większej całości. Dlatego pokaźny fragment działań związanych z rewitalizacją języka opiera się na działalności artystycznej. To ona pozwala pokazywać nie tylko język, ale też stroje czy dawne zwyczaje danej społeczności. Wilamowianie przygotowali w ramach projektu między innymi trzy duże spektakle teatralne w języku wymysiöeryś. Ostatni spektakl zostanie zaprezentowany już 16 listopada.

Obraz
© Joanna Kozera

- Wraz z dwudniowymi warsztatami naukowymi, na których pojawią się wszystkie osoby zaangażowane w projekt, będzie to swoiste podsumowanie naszych trzyletnich działań. Spektakl o nazwie "Ymertihła" bazuje na prawdziwych historiach prześladowań Wilamowian w XX wieku. Wydźwięk jest jednak pozytywny – kultura Wilamowian "przeżyła" i ma się coraz lepiej. Mamy nadzieję, że właśnie ten efekt udało nam się wspólnie osiągnąć – stwierdza Kordasiewicz.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (116)