Jeszcze niedawno gadżet wyjadaczy. Dziś to podstawa sieciowej komunikacji
Bulwersuje cię post na Facebooku? Reagujesz GIF-em. Rozbawiła cię riposta na czacie? Od razu leci GIF. Kiedyś nie były tak popularne, ale teraz na stale zagościły w internetowym słowniku reakcji. Istniejący od ponad 30 lat format długo czekał na wybuch popularności. Teraz sięga po niego nawet Google.
28.03.2018 | aktual.: 18.06.2018 13:14
GIF jest formatem graficznym, który pozwala na tworzenie animacji. Fragmenty filmów, seriali, bądź całkowicie autorskich nagrań. Krótkie, zapętlone scenki. Nie mają dźwięku, więc najczęściej przedstawiają teatralne wręcz momenty albo są zaopatrzone w napisy.
Kilkanaście lat temu oglądałem je z rzadka. W sieci krótki fragment ładował się wieczność. Czasem jakieś pismo dorzuciło je na CD. Dziś mam je na codzień. Raz mnie rozbawiają, raz wrzucam je w komentarzach - bo często są po prostu szybsze i zdecydowanie celniejsze od pisania.
O takie GIF-y nic nie robiłem
Początki GIF-ów sięgają roku 1987. Firma CompuServe poszukiwała formatu, który pozwoli na wyświetlanie kolorów w punktach służących do pobierania plików. Poprzedni format, RLE, obsługiwał tylko czerń i biel.
Nie były to GIF-y, jakie znamy współcześnie. Dopiero w 1995 roku wprowadzono ich zapętlenie w przeglądarce Netscape Navigator. W ten sposób możliwe stało się gromadzenie kilku obrazków następujących po sobie w jednym pliku. No właśnie – ten rewolucyjny, wydawało się, dodatek był powodem, dla którego GIF-y nie zyskały tak szerokiej popularności w sieci.
Powodem był bowiem czas ładowania. Format nieznośnie długo się uruchamiał, nawet na stałym łączu. Zanim można było płynnie obejrzeć całą sekwencję, czasem zdarzyło się zaparzyć herbatę i w spokoju przejrzeć sobie gazetę. Skąd tak długi czas ładowania i czemu został z nami tak długo? Wynika to z tego, że w przeciwieństwie do formatu wideo, GIF-ów nikt nie usprawnia. Format nie zmienił się od wersji 89a z 1989 roku prawie w ogóle. Wideo natomiast, cóż – ciągle kombinuje się z kodekami i tym, jak streamować filmy nawet na słabym połączeniu.
I to jest dobra analogia. Załóżmy, że mamy Netfliksa i oglądamy film – najpierw obraz jest rozpikselowany, bo serwis dopiero testuje szybkość łącza. Zachowując płynność, wskakuje po jakimś czasie na lepszą jakość. GIF-y natomiast nie mają takiej możliwości – musi załadować się każda pojedyncza klatka i nie ma mowy o zmianie jakości. To format bezstratnej kompresji i dopóki nie załaduje się cały, jesteśmy skazani na festiwal klatek.
Dlatego GIF-y egzystowały sobie w obiegu pozainternetowym – na dyskietkach, dodawane do płyt CD niektórych czasopism czy przekazywane na tym nośniku wraz z filmami bądź grami – do czasu boomu mediów społecznościowych. Wtedy takie serwisy pokroju Imgur, MySpace, Tumblr czy Soup.io, oparte o udostępnianie obrazków bądź wideo, stały się istnym zagłębiem ruchomych obrazków. To tam rozpoczęło się, w pełni zasłużone zresztą, uwielbienie i wykorzystanie reakcyjnych animacji. Ale na przykład Facebook nie od razu postawił na obsługę tego formatu, umożliwiając ich postowanie dopiero w maju 2015 roku.
Druga młodość
Możliwość wrzucanie ruchomych, a nie tylko statycznych obrazków, było czymś, na co facebookowicze czekali. Początkowo stanowiło po prostu dodatkową dawkę humoru, a rozmaite strony odkopywały zabawne fragmenty nawet sprzed nastu lat. GifPorn, swego czasu jeden z najpopularniejszych fanpage'y z gifami (wbrew nazwie - dopasowanymi do polityki Facebooka), miał miliony fanów na swojej stronie. Jednak w 2015 roku pojawiła się kolejna rewolucja.
W tym samym czasie powstały specjalne aplikacje, zwane klawiaturami do GIF-ów. Pozwalają one na wyszukiwanie potrzebnego nam animowanego fragmentu i szybkie przesłanie ich przez takie aplikacje jak Messenger czy Whatsapp. Wystarczyło kilka słów kluczowych i już mogłeś komentować, ripostować bądź atakować w trakcie konwersacji lub fejsowych przepychanek słownych.
Aby zrozumieć skalę tej przemiany, warto sięgnąć po statystykę. 70 proc. Amerykanów wieku od 8 do 64 lat wie, jak przesłać GIF. To 200 milionów osób! Najpopularniejsze klawiatury, pokroju Tenor bądź Giphy, notują nawet 300 milionów zapytań dziennie. Teraz ten pierwszy ma zostać przejęty przez Google - co może oznaczać więcej GIF-ów w wynikach wyszukiwania, może nawet dedykowaną klawiaturę w tej od firmy z Mountain View.
Ten ruch nie dziwi, bo według wyliczeń niektórych ekspertów, do 2020 roku GIF-y mogą wygenerować od 1 do 2 miliarda dolarów przychodu z samych reklam.
Trudno nie pokochać GIF-ów. I wygląda na to, że to miłość, która długo się nie skończy.