Jest ich 100 milionów w naszej galaktyce. Wciąż wiemy o nich za mało
Czarna dziura to obszar, którego nic nie jest w stanie opuścić, nawet światło. Astronomowie badają to zjawisko od lat, a dopiero od niedawna są w stanie udowodnić jego istnienie. Wszystko dzięki detektorom fal grawitacyjnych.
Albert Einstein w teorii względności określił czarne dziury jako zakrzywienie czasoprzestrzeni, czterowymiarowe pułapki, z których nie ma wyjścia. Do ich powstania niezbędne jest zgromadzenie ogromnej masy w odpowiednio małej objętości. Czarną dziurę otacza horyzont zdarzeń. Jest to granica, po przekroczeniu której, nie da się już opuścić czarnej dziury.
W Drodze Mlecznej może być ich nawet 100 milionów. Na szczęście znajdują się na tyle daleko od Ziemi, ze nie są w stanie jej zagrozić. Nawet gdyby Słońce zamieniło się w czarną dziurę, co jest niemożliwe, Ziemia i tak by w nią nie wpadła.
Podczas uruchomienia Wielkiego Zderzacza Hadronów w 2008r. powstawało wiele teorii, o możliwości powstania czarnych dziur w akceleratorze. Skończyło się na obawach, szybko udowodniono, że masa wytwarzana w LHC jest zbyt mała, dla ich powstania.
Dzięki detektorom fal grawitacyjnych jesteśmy w stanie obserwować czarne dziury. Powstanie LIGO oraz Virgo otworzyło ludzkości drogę do lepszego poznania tych obiektów. Polsko-amerykański zespół naukowy szacuje, że pełną moc wykrywalności LIGO osiągnie w 2020 roku. Będzie w stanie wykrywać nawet tysiąc fal rocznie.