Jest gorzej, niż myśleliśmy. Naukowcy odkryli nowe źródło problemu
Na łamach czasopisma naukowego "Nature" ukazały si ę badania, z których wynika, że największa pokrywa lodowa Grenlandii topnieje znacznie szybciej, niż początkowo przypuszczano. Według naukowców, oznacza to szybszy wzrost poziomu mórz, co doprowadzi do "gwałtownych zmian w nadchodzącym stuleciu".
W swoich badaniach eksperci wykorzystali m.in. obserwacje pochodzące z globalnego systemu nawigacji satelitarnej (GNSS) oraz dane satelitarne dotyczące powierzchni Grenlandii, które użyto podczas modelowania komputerowego i tworzenia symulacji. Dzięki nim eksperci oszacowali straty lodu w tym regionie. Jak udało się ustalić, istotny wpływ na przyśpieszone topnienie pokrywy lodowej ma związek z północno-wschodnim strumieniem lodowym (ang. Northeast Greenland Ice Stream, NEGIS).
Topnienie lodowców przyśpiesza
Zmiany wywoływane jego działaniem przyśpieszyły w 2012 r., kiedy doszło do pęknięcia lodowca Zachariae. Serwis Space.com wyjaśnia, że wcześniej lodowiec chronił przybrzeżną część strumienia lodowego. Jego przerwanie umożliwiło dostawanie się cieplejszej wody morskiej w głąb lądu. Sami naukowcy podkreślają, że "znaczne przyspieszenie i przerzedzenie spowodowane frontalnymi zmianami w 2012 r. rozprzestrzeniło się już na ponad 200 km w głąb lądu".
Badacze nie wykluczają, że ten negatywny trend może dotyczyć również innych części lądolodu Grenlandii. Dodają też, że jeśli ich przypuszczenia okażą się prawdziwe "wkład dynamiki lodu w ogólną utratę masy na Grenlandii będzie większy, niż sugerują obecne modele". To niepokojące, zwłaszcza że przyśpieszone topnienie zauważono również zimą 2021 r. i latem 2022 r., kiedy zazwyczaj na Grenlandii bywa bardzo zimno.
Analizy wykazały, że od 2012 r. topnienie pokrywy lądowej związane z północno-wschodnim strumieniem lodowym przyśpieszyło tak, że doda od 1,35 do nawet 1,55 cm wody do globalnego poziomu oceanów. Jak można przeczytać na łamach "Nature", odpowiada to całemu wkładowi Grenlandii w podnoszenie się poziomu morza w ciągu ostatnich 50 lat.
Serwis Space.com dodaje, że jeśli ustalenia badaczy się potwierdzą, będzie to miało poważne konsekwencje dla naszej planety. Już obecnie przewiduje się, że dojdzie do wzrostu globalnego poziomu oceanów o 22 do 98 cm do końca stulecia, a jeśli doda się do tego kolejne cm, mieszkańcy nisko położonych regionów i obszarów przybrzeżnych na całym świecie odczują tego katastrofalne skutki.
Zagrożone są również nadmorskie regiony w Polsce, o czym niejednokrotnie pisaliśmy. Pokazuje to np. interaktywna mapa opracowana przez ekspertów z Climate Central. Pokazuje ona, jak nasz świat może zmienić się do 2050 roku. Widać na niej miasta, które w przyszłości najprawdopodobniej znajdą się pod wodą lub będą zagrożone przybrzeżnymi powodziami. W przypadku Polski zmiany klimatu mogą spowodować zalanie takich miast jak m.in. Gdańsk, Stegna, Elbląg czy Nowy Dwór Gdański.ZZiemia ma trzeci biegun. Rozpuszcza się w niebezpiecznym tempie
Karolina Modzelewska, dziennikarka Wirtualnej Polski