Jaki telewizor kupić? Dziś odpowiedź jest tylko jedna: OLED

Można kupić drogiego LCD z najnowszymi rozwiązaniami prosto z najlepszych laboratoriów. Można kupić projektor, który wyświetli obraz wielkości ściany. Albo można kupić OLED i zobaczyć telewizję jakiej do tej pory jeszcze nie widzieliśmy.

Jaki telewizor kupić? Dziś odpowiedź jest tylko jedna: OLED
Źródło zdjęć: © LG

14.12.2017 | aktual.: 18.12.2017 14:21

Jest kilka "ale"

Nie chodzi o to, że inne technologie są złe. Każda z nich ma swoje zalety i wady. Każda sprawdza się lepiej lub gorzej w takich czy innych warunkach. Na rynku nadal królują telewizory LCD podświetlane diodami LED. W nowych modelach producenci przeszli już prawie całkowicie na rozdzielczość 4K, a Full HD powoli odchodzi do przeszłości (przynajmniej w kwestii sprzętu, bo u nadawców do dominacji 4K jeszcze daleko). LCD może być super jasne. Ma za sobą wiele lat rozwoju, przez co cenowo jest nadal bardzo atrakcyjne. Projektory też stały się przystępniejsze, bo są tańsze, jaśniejsze i z lepszymi parametrami.

Ale.

Oto słowo-klucz. *Ale. *

Ale OLED również potaniał dramatycznie w ostatnich latach i obecnie 55-calowego „potwora” LG EG9A7 można kupić za około 4600 zł. To już tyle samo co TV LCD.

Ale co z tego, że LED-y są jasne i tanie, jeśli nie radzą sobie z czernią tak dobrze jak OLED? I nigdy nie będą sobie tak dobrze radziły, bo to ograniczenia technologiczne, których po prostu nie da się przeskoczyć.

Ale nawet jeśli projektory wyświetlają już jaśniejszy obraz o wyższej rozdzielczości, to i tak nie sposób polecić ich komuś, kto ogląda telewizję za dnia.

Obraz
© LG

Telewizor w tubie

To nie są rozwiązania złe. Każde z nich może sprawdzić się w konkretnych warunkach. Sęk w tym, że OLED jest po prostu bezproblemowy. Dla kinomanów, to wybór oczywisty. Do niedawna na drodze do idealnego obrazu stała cena. Dzisiaj ten mur runął i, mówiąc wprost, kinomani nie mają już wymówek.

Największa zaleta telewizorów OLED to ich „wrodzona” zdolność wyświetlania perfekcyjnej czerni. Najprościej mówiąc, ekran OLED to taki wyświetlacz LED jaki znamy z tych wkurzających, zawsze zbyt jasnych reklam przy drogach. Tylko… bez LED-ów. Oczywiście to lekkie naciąganie rzeczywistości, ale w uproszczeniu można tak to sobie wyobrazić. Zamiast diod LED stosuje się w OLED-ach materiał organiczny, który świeci pod wpływem przepływu prądu. Jest on umieszczony na substracie, którego właściwości fizyczne definiują, jaką formę może przyjąć ostatecznie telewizor. Jeśli jest to sztywne tworzywo sztuczne lub szkło, telewizor będzie po prostu zwykłym telewizorem jaki już znamy. Jeśli jednak organiczne piksele producent naniesie na materiał super cienki i giętki, to taki też będzie cały ekran telewizora.

W praktyce oznacza to, że tylko OLED daje już teraz możliwość stworzenia telewizora smukłego jak kilkanaście kartek papieru. W przyszłości te same właściwości pozwolą na popularyzację ekranów zwijanych. Prototypy tego typu wyświetlaczy widzimy od lat. Póki co nikt nie odważył się jeszcze ich spopularyzować w produktach sprzedawanych masowo, ale to tylko kwestia czasu. Prędzej czy później w naszych telefonach ekrany będą zwijane do postaci małego rulonu, a telewizor ze sklepu przyniesiemy nie w wielkim kartonie, ale małej, poręcznej tubie.

Obraz
© LG

Czerń idealna

Fakt, że każdy z organicznych pikseli OLED-a może być wyłączony niezależnie, jest największą zaletą telewizorów tego typu. LCD, nawet najdroższe, z najbardziej zaawansowanym podświetlaniem LED-owym, nie jest w stanie temu dorównać. To po prostu technicznie niemożliwe. A czerń jest tym parametrem telewizora, który powinien być jednym z najważniejszych (jeśli nie najważniejszym) dla fanów kinowych uniesień.

Mówiąc prosto, czerń w OLED-ach jest tak głęboka, że zlewa się ona z ramką telewizora. Przy zgaszonym świetle ujęcia w filmach pokazujące np. kosmos są nie do odróżnienia od otoczenia.

Gdy dodamy do tego jeszcze równomierne "podświetlanie" matrycy OLED, znakomite kąty widzenia, wsparcie dla efektu HDR w wielu standardach, obsługę 4K i rewelacyjne kolory pokrywające prawie pełne palety barw DCI i Rec 2020, to momentalnie nawet najdroższe modele LCD LED wydają się być technologią z przeszłości. Dostajemy sprzęt wyposażony w to, co do filmowych uniesień jest najważniejsze, bez bagażu niedoskonałości, który ciąży starszym rozwiązaniom.

Obraz
© LG

Bajecznie prosty dostęp do internetu

Oczywiście nie samym obrazem człowiek żyje. W przypadku telewizora to rzecz najistotniejsza, ale wydając kilka tysięcy złotych na nowy odbiornik, mamy prawo wymagać, by oferował nam coś więcej.

Warto zwrócić uwagę na LG, którego silnym atutem jest system webOS. Podobnie jak sama technologia OLED jest zwyczajnie bezproblemowy. Bajecznie prosty w obsłudze, bez zbędnego rozbudowywania i komplikowania. Jeśli konkurencyjne systemy porównać do samochodów z manualną skrzynią biegów, to webOS jest autonomicznym samochodem prosto z fabryki Elona Muska. Działa szybko, a po wygodnej przejażdżce jeszcze dziękuje za towarzystwo.

Po etapie początkowym, w którym telewizory OLED były tylko ciekawostką oraz pośrednim, gdy były już produktami ogólnodostępnymi, ale nadal bardzo drogimi, doszliśmy do etapu zaawansowanego. Teraz sprzętu nie brakuje już w sklepach i jest sprzedawany w cenach przystępnych nawet dla przeciętnego Kowalskiego. Co za tym idzie, producenci mogli zacząć udoskonalać kwestie nie tylko techniczne, ale również stylistyczne.

Zaczęli wykorzystywać smukłość matrycy OLED do tworzenia pięknych urządzeń, przypominających bardziej coś z filmów fantastyczno-naukowych, niż produktów kupowanych w sklepie w 2017 roku. LCD też potrafią wyglądać rewelacyjnie, to oczywiste, ale cechy techniczne OLED-a sprawiają, że to właśnie w nim możliwe jest prawie całkowite pozbycie się ramki. I takie "wychudzenie" telewizora, że może on naprawdę być giętką taflą obrazu przyklejaną do ściany na kilka magnesów.

Obraz
© LG

Najlepsze w tym jest to, że w OLED-ach futurystyczny design nie przekreśla konkretnej funkcjonalności. Wręcz przeciwnie, może się z nią łączyć. Telewizory są niewyobrażalnie cienkie, ale nadal jasne i nie mają problemów z dodatkowym podświetlaniem (którego nie ma, bo nie jest potrzebne). Wspierają system Dolby Atmos dla idealnego brzmienia oraz standardy HDR Dolby Vision, HDR 10 i HLG dla jeszcze lepszej jakości obrazu i wielozadaniowości. Nie chodzi o to, że w LCD tego typu rozwiązań nie ma. Chodzi o to, że w OLED-ach mogą one działać bez uszczerbku dla innych własności wyświetlacza, przy jednoczesnych zaletach wyjątkowych tylko dla tej technologii.

Wspomniany wcześniej 55-calowy LG EG9A7 to oferta dla wszystkich. Jeśli możecie i chcecie wydać więcej, to zerknijcie na luksusową serię OLEDSIGNATURE od LG. To właśnie w niej koreański producent łączy ze sobą wszystkie filary znakomitego produktu. Świetne specyfikacje, znakomite osiągi praktyczny i nowatorski design.

LG OLED SIGNATURE W7 przykuwa wzrok piękną czernią, z której wydobywa feerię barw większą niż rozróżnia ludzkie oko. Prosty, minimalistyczny, prawie bez krawędzi. Zawieszany na ścianie równie łatwo jak magnes na lodówce. Jest bardziej smukły niż smartfon, bezcieniowo wręcz znika na ścianie, wtapia się w nią pozbawiony wszystkiego co zbędne do wyświetlania obrazu najwyższej jakości.
Robert Majkut, ceniony projektant i ekspert w dziedzinie Residential Design.

To oczywiście produkt rodem z przyszłości, a więc i zabawka dla najbogatszych. 65-calowy model W7 kosztuje 22 000 zł. Dużo, ale to dlatego, że jest smuklejszy niż smartfon, wieszany na ścianie dosłownie na magnesy i sprzedawany z zewnętrznym głośnikiem (mieszczącym w sobie podzespoły telewizora), utrzymanym w nowoczesnej stylistyce.

W7 to rzut okiem w przyszłość. Ciekawe w OLED-ach jest jednak to, że przyszłość przychodzi zaskakująco szybko. Zaledwie kilka lat temu takie samo wrażenie robiły pierwsze OLED-y kosztujące również krocie. Dzisiaj każdy z nas może je sobie kupić za kilka tysięcy złotych.

Za kolejne 3-4 lata OLED grubości kartki papieru nie będzie już nikogo dziwił.

Materiał powstał we współpracy z LG

sprzętoledrtv
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (54)