"Gwiezdne wojny" a fizyka. Co było nie tak w sadze Lucasa
4 maja to dzień celebrowania przez fanów ich uwielbienia do "Gwiezdnych wojen". Przyjrzymy się jednak kilku faktom naukowym, które sugerują, że świat gwiezdnej sagi różni się pod względem fizycznych właściwości od naszego. Oto powody, dla których Star Wars to bardziej seria fantasy niż science fiction.
04.05.2023 | aktual.: 04.05.2023 18:10
Gwiezdna saga George'a Lucasa jest określana mianem space opery, co oznacza, że relacje pomiędzy jej bohaterami, epika historii i tempo akcji mają przewagę nad trzymaniem się przez twórców ustalonej wiedzy naukowej, która użyta fabularnie mogłaby mieć wpływ na opowieść. Innym takim przykładem może być seria gier "Mass Effect", jednak w odróżnieniu od niej "Gwiezdne wojny" mają dużo dalej posunięty pierwiastek fantasy, który objawia się nie tylko w tajemniczej (pokrewnej magii) Mocy, ale też w samej konstrukcji opowieści, która odnosi się do baśni i mitologicznej wędrówki bohatera. Jednak pomijając bardziej literackie uwagi, opowiemy sobie o kilku faktach ze świata Odległej Galaktyki, które zupełnie nie zgadzają się z naszym obecnym stanem wiedzy o naturze kosmosu i jego prawach.
Dźwięk i zachowanie statków kosmicznych
Nasz kosmos to przede wszystkim próżnia. Czym jest próżnia? Najprościej mówiąc: niczym. To przestrzeń pozbawiona cząsteczek, a więc jakiegokolwiek ośrodka, w którym mógłby przenosić się dźwięk. Nasz kosmos jest cichy i zimny, a jeżeli nie masz jakiegoś urządzenia komunikacyjnego, które łączy cię z innymi ludźmi, to nikt tam nie usłyszy twojego krzyku. Mimo to bitwy kosmiczne w "Gwiezdnych wojnach" to istna kanonada wystrzałów z różnej maści broni energetycznej i wszechobecny huk silników wielkich fregat lub małych myśliwców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wniosek jest jeden, Odległa Galaktyka jest wypełniona jakimś rodzajem gazu, który pozwala na przenoszenie się dźwięków. Ma to nawet trochę sensu, jeśli spojrzymy na latające po jej przestrzeni statki kosmiczne, które cały czas muszą mieć uruchomione silniki. Wypełniający przestrzeń Galaktyki gaz musi je hamować, więc muszą aktywnie przeciwstawiać się spowalniającej je sile tarcia, podczas gdy w naszej pustej przestrzeni obiekt, któremu raz nadano prędkość, utrzymuje ją, o ile nie zadziała na niego jakaś siła o innym zwrocie.
Grawitacja i oddychanie
Wygląda na to, że domyślną atmosferą na zdecydowanej większości planet w świecie "Gwiezdnych wojen" jest taka bogata w tlen. Bohaterowie gdziekolwiek trafią, nie mają problemu z oddychaniem, a to, że istnieją planety, gdzie oddycha się czymś innym, jest jedynie zasugerowane - niektórzy kosmici pozostający raczej na drugim lub dalszym plane są wyposażeni w coś w rodzaju aparatów oddechowych. Tlen jest nawet bez problemu dostępny na światach będących w całości pustynią lub lodowym pustkowiem.
Zobacz także: Czy znasz te technologie z Gwiezdnych wojen?
Nigdzie nie ma też problemu z grawitacją. Czy to statek kosmiczny, Gwiazda Śmierci, powierzchnia planety, asteroida czy księżyc, wszędzie panuje przyjemna ziemska grawitacja. Jeśli to nie jest sprawka Mocy, to nie wiem, jak można by to jeszcze wytłumaczyć.
Ucieczka przez pole asteroid
Warto wspomnieć o ucieczce Sokoła Millenium przez pole asteroid, która ma miejsce w Epizodzie V sagi, czyli "Imperium kontratakuje". Widzimy tam, jak Han Solo wykorzystuje swój kunszt pilota, by uniknąć zderzenia z kłębiącymi się i wchodzącymi w kolizje wielkimi skałami. W rzeczywistości pola asteroid występujące w naszej przestrzeni kosmicznej są o wiele luźniejsze. Prawdopodobieństwo przypadkowego zderzenia z jakimś obiektem, kiedy wysyłamy poprzez nie na przykład sondę, jest bliskie zeru (no, chyba że celujemy, jak w misji DART). Lecąc przez nasz pas planetoid między Marsem a Jowiszem, Han Solo patrząc przez okno, najpewniej nie wypatrzyłby ani jednej skały.
Nie ma też szans, aby na takiej luźnej skale wykształciło się jakieś życie, co widzimy w "Gwiezdnych wojnach" pod postacią Wielkiego Robala, który chce sobie z bohaterów sagi zrobić przekąskę. Co Robaki jadły przez tysiące lat, kiedy akurat w pobliżu nie przelatywał maleńki statek kosmiczny z symboliczną ilością białka w postaci załogi? Tego nie wie nikt.
Mateusz Tomiczek, dziennikarz Wirtualnej Polski