Grzegorz Burtan: "Jaok" chce "orać lewactwo" za wszelką cenę. Już dawno nie jest bezstronnym prowokatorem [OPINIA]
Podobno wartość człowieka mierzy się po liczbie jego wrogów. Twórca Pyta.pl i od niedawna współpracownik TVP Mikołaj "Jaok" Janusz, świadomie lub nie, postanowił wcielić to motto w życie.
Podczas moich pierwszych latach studiów (okolice 2010 roku) Pyta.pl była czymś nowym, świeżym. Zamiast gadających głów i sztywnych ram telewizyjnego studia, oglądaliśmy relację z wydarzeń z samego centrum. Mikołaj "Jaok" Janusz, czy jego były współpracownik "Koza", wchodzili z mikrofonem i kamerą w tłum.
I po prostu rozmawiali z ludźmi, prowokowali ich nietypowymi pytaniami, czasem bezwzględnie z nich drwiąc. Bywało gorąco, bo nie każdy przecież miał dystans. Ale nikt nie robił takich relacji z Manif, Kongresów Kobiet i Marszów Niepodległości jak Pyta.pl. W końcu emocje, prowokacja i śmiech to idealne połączenie. Do tego było świeże, czasem bezczelne i zabawne, bo taki ostry, "krawędziowy" humor aż tak się wówczas nie opatrzył.
Wypłowiały urok
Problem w tym, że z czasem się dorasta i nabiera się nieco innej perspektywy. Pytanie na Kongresie Kobiet, czy takie inicjatywy sprawią, że kobiety będą miały takie same prawa jak ludzie przestaje jawić się jak wyrafinowana prowokacja, a wyjątkowo denny, słaby i po prostu żenujący dowcip. A odpowiedź pytanej osoby to nie "histeria zaoranej lewaczki" tylko adekwatna reakcja na kogoś, który prowokuje dla samej prowokacji.
Po relacji z tegorocznej Manify widzę, że okrojona ekipa Pyty nie zmieniła swojej stylistyki - dalej wbija szpilę, drąży i jątrzy, ale jakoś to już nie bawi. Powodów jest kilka. "Jaok" przede wszystkim stracił jakąkolwiek wiarygodność w momencie przejścia do TVP. Występuje "W Tyle Wizji", zakłada sztuczne brody i bawi się w prowokatora, ogólnie robi to, na czym zna się najlepiej. Ale ostrze jego żartu jest skierowane w jedną stronę – lewicę.
"W każdym środowisku znajdzie się garstka ludzi, którzy ślepo, bez żadnej refleksji powtarzają różne hasła, często nie mając pojęcia, co one oznaczają" – mówi w wywiadzie dla "DGP". Jego działalność jednak temu przeczy.
W świecie "Jaoka" są bowiem środowiska, które można prowokować bardziej i takie, którym można trochę odpuścić. Na tegorocznej Manifie dokręca śrubę jej uczestnikom (aż w końcu musi opuścić zgromadzenie). Tymczasem na pikiecie środowisk pro-life jest dziwnie uprzejmy – wita się z uczestnikami, rozmowa z nimi ze spokojem i pozwala im na prezentację swoich argumentów bez przerywania bądź zmiany tematu.
"No tak, bo oni nie są oszalałymi z zawiści lewakami" – można to skomentować. Jasne, osoby z tych środowisk w wideo "Jaoka" łatwiej tracą nad sobą kontrolę, ale z drugiej strony to on pytał o zrównanie praw kobiet i ludzi na Kongresie Kobiet. Sława trolla-prowokatora wyprzedza go o kilka długości i raczej nie jest dobrze postrzegana. Podobnie jak jego stronniczość i taryfa ulgowa dla niektórych środowisk.
Równi i równiejsi
Wspomniana taryfa ulgowa nie pojawia się przypadkowo, bo "Jaok" środowiska niekojarzące się z "lewactwem" od dłuższego czasu traktuje milej. Oczywiście obrywało się także im, jednak ostatnia aktywność na jego kanale i decyzje zawodowe dość jasno wskazują, po czyjej stronie jest. I patrząc wstecz, na jego wcześniejsze dokonania, żarty i filmy, trudno się zdziwić. Ba, można nawet powiedzieć, że to jego swoisty "coming out" i z kryptoreakcjonisty, który zwalczał "ekstremizmy" humorkiem, jest w pełni reakcjonistą, który ma za zadanie "orać lewactwo".
Z perspektywy czasu widać nawet, że poglądy dość mocno manifestował nawet w montażu samych materiałów i widać jednak było, że jego celem są zazwyczaj reprezentanci lewej strony dyskursu. Podejrzewam jednak, że wcale nie chodzi już o to, że łatwiej ich prowokować. Materiał z tegorocznej Manify kończy się promocją kanału z prośbą o subskrypcje na Facebooku i Instagramie. To standard, ale zachętą jest hasło "Podaruj Lewakowi Hemoroid".
Co najlepiej pokazuje, na jakiej widowni zależy "Jaokowi".