Grenlandia rezygnuje z wydobywania ropy naftowej. Stawia na równowagę
Grenlandia stawia na klimat. Po wyborach, które wygrała partia Wspólnota Ludzka było niemal pewne, że kraj zrezygnuje z wydobywania ropy naftowej. Ugrupowanie to otwarcie sprzeciwiało się przemysłowi wydobywczemu.
Spółka Greenland Minerals LTD nie będzie mogła rozpocząć wydobywania ropy naftowej na Grenlandii. Tamtejszy rząd zadecydował, że w trosce o klimat wstrzymane będzie wydawanie koncesji na wydobycie surowców naturalnych i budowy kopalń.
Ropy naftowej na Grenlandii poszukiwano od lat 70. XX wieku. Wydobyciem ropy na terenach morskich zainteresowanych było wiele przedsiębiorstw, które z czasem wycofały się z inwestycji ze względu na wahania cen ropy i trudy związane z prowadzeniem prac w arktycznym klimacie. W latach 2002-2014 wydano ponad 20 koncesji morskich. Obecnie aktywne pozostają tylko 4.
- To krok, który podjęliśmy w trosce o naturę, rybołówstwo, turystykę i skoncentrowanie naszego działania na zrównoważonym rozwoju - komentuje sprawę Naaji Nathanielsen, grenlandzka minister zasobów.
Choć decyzję podjęto jeszcze w czerwcu, została ona ogłoszona publicznie dopiero w połowie lipca.
Co z wydobyciem uranu?
Do konsultacji społecznych ma trafić projekt ustawy, który ograniczy wydobycie uranu. Nie zostanie ono zakazane całkowicie, ale potrzebna będzie wysoka zawartość pierwiastka w złożu, by móc je eksploatować. Mowa o 100 cząstkach na milion.
Blokowanie przemysłu górniczego kłóci się z logiką inwestorów. W związku z poprawiającymi się warunkami do eksploatacji złóż, ci chętnie rozpoczęliby działalność na terenie duńskiej wyspy. Topniejący lądolód jest czynnikiem, który ułatwia prace górnicze i budowę kopalń.
Jednakże trzeba mieć na uwadze także dbanie o klimat. Na eksploatację grenlandzkich złóż chętnych nie brakuje. Na przeszkodzie staje im tylko tamtejszy rząd. Nie wiadomo na jak długo wystarczy mu sił, odwagi i ambicji, by blokować lukratywną gałąź przemysłu.