Google cenzuruje internet

Google cenzuruje internet

Google cenzuruje internet
27.01.2011 14:24, aktualizacja: 29.01.2011 11:46

Google po naciskach ze strony przedstawicieli przemysłu rozrywkowego wreszcie ugięło się i w swoim flagowym produkcie - wyszukiwarce internetowej Google po cichu wprowadziło filtrowanie podpowiedzi...

Google po naciskach ze strony przedstawicieli przemysłu rozrywkowego wreszcie ugięło się i w swoim flagowym produkcie - wyszukiwarce internetowej - po cichu wprowadziło filtrowanie podpowiedzi wyświetlanych podczas wpisywania zapytania. Silnik wyszukiwania został zmodyfikowany w taki sposób, aby utrudniał wyszukiwanie haseł związanych z oprogramowaniem i sieciami P2P oraz serwisami oferującymi hosting plików - kojarzącymi się z piractwem.

Jak pokazał czas, przedstawiciele przemysłu rozrywkowego, w tym m.in. amerykańskie stowarzyszenie mające na celu dbanie o interesy amerykańskich studiów filmowych (MPAA) oraz zrzeszenie amerykańskich wydawców muzyki (RIAA) dopięli swego. W wyplenieniu piractwa ma im pomóc potentat branży internetowej - Google. Kilka tygodni temu firma ogłosiła, iż zamierza filtrować podpowiedzi i wyniki dynamicznego wyszukiwania, wyświetlające się podczas wpisywania zapytania do wyszukiwarki Google. Od wczoraj sami możemy przekonać się jak działa zmodyfikowany silnik wyszukiwania. Na czarnej liście blokowanych haseł znalazły się takie słowa kluczowe jak: "BitTorrent", "torrent", "uTorrent", "RapidShare" czy "Megaupload". Aktualnie, wyniki wyszukiwania zwracają poprawne rezultaty, jednak kroki przedsięwzięte przez Google wyraźnie pokazują, że w przyszłości korporacja może chcieć cenzurować wybrane treści.

Działanie Google może wydawać się kontrowersyjne, gdyż protokół wymiany i dystrybucji plików przez internet - BitTorrent oraz klient tej sieci - uTorrent same w sobie nie są nielegalne. To samo można powiedzieć o takich serwisach jak RapidShare czy Megaupload. Problem dotyczy postępowania ich użytkowników, którzy wykorzystują je do udostępniania treści chronionych prawami autorskimi. Czy sposób w jaki Google zamierza walczyć z piractwem w internecie jest słuszny? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Z pewnością znajdzie się tyle samo przeciwników, co zwolenników nowej polityki Google. Ci ostatni być może zmienią swoje zdanie, jeśli bliżej przyjrzą się całej sprawie.

Krzywdzące dla użytkowników wyszukiwarki może być to, iż do wszystkich wpisywanych fraz ze słowem "torrent" podpowiedzi nie są wyświetlane. Przykładowo, jeśli będziemy chcieli wyszukać w internecie obraz z dystrybucją systemu operacyjnego Ubuntu, wyszukiwarka Google nam tego nie ułatwi. W sieci dostępnych jest mnóstwo gier, filmów, programów i innych treści dostępnych całkowicie legalnie i za darmo. Przez działania Google ich wyszukiwanie zostało znacznie utrudnione.

Obraz
© (fot. wp.pl)

Redaktorzy bloga TorrentFreaks zwrócili się do przedstawicieli BitTorrenta, z prośbą o komentarz do kroków podjętych przez Google. Zastępca dyrektora ds. marketingu Simon Morris jest przekonany, że zakres działania filtra jest zbyt szeroki. "Szanujemy prawo Google'a do decydowania o zasadach działania algorytmów wyszukiwania. BitTorrent jest jednak w pewnym sensie unikalnym znakiem towarowym naszej firmy. Jesteśmy przekonani o tym, że każdy użytkownik internetu wpisując do wyszukiwarki sześć lub siedem pierwszych liter nazwy naszej marki powinien mieć taki sam łatwy dostęp do jej wyszukania, jak jest to w przypadku innych firm." - powiedział Simon Morris. Dodał również, że "szybkie wyszukiwanie z użyciem słowa kluczowego BitTorrent zwraca wiele przydatnych linków, zawierających informację o naszej firmie, oprogramowaniu oraz otwarto-źródłowym protokole. Być może Google nie zdaje sobie sprawy, że nasze rozwiązania dają duże możliwości przemysłowi związanemu z technologiami, przedsiębiorstwom, artystom i
konsumentom."

Najbardziej zaskakujące w działaniu nowego filtra Google jest to, że działa on w sposób arbitralny. Wyklucza takie klienty sieci BitTorrent jak uTorrent czy Xuneli, ale już nie równie popularnego BitCometa, BitLorda czy Vuze. Podobnie jest w przypadku serwisów oferujących hosting plików - blokowany jest RapidShare oraz Megaupload, a podpowiedzi dla równie popularnych 4shared, HotFile czy MediaFire są dopuszczone. Ciekawe jest również to, że na czarnej liście nie znalazły się strony z torrentami takie jak The Pirate Bay czy Isohunt.

Być może Google kierował się globalną popularnością blokowanych słów kluczowych w 201. roku. Tylko hasło "torrent" w ciągu każdego miesiąca było wpisywane w Google średnio 151 000 000 razy. Słowo to cieszyło się bardzo dużą popularnością w takich krajach jak Indie, Węgry, Korea Południowa, Rumunia, Chorwacja, Gabon, Senegal, Macedonia czy Włochy. Rapidshare może pochwalić się słabszymi wynikami - hasło wyszukiwane było średnio 55 600 000 razy w miesiącu - najczęściej w Czechach, Grecji, Republice Mauritiusu, Polsce, Niemczech, Kambodży, Słowacji, Madagaskarze, Albanii i Pakistanie.

-/SW/GB/GB

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (79)