"Gdyby nie wnuczka, ja bym się spaliła". Winne jedno urządzenie

hulajnoga elektryczna - zdjęcie poglądowe
hulajnoga elektryczna - zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © Getty Images
Norbert Garbarek

03.09.2024 16:15, aktual.: 03.09.2024 19:33

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Większość mieszkańców bloku przy ul. Czarnieckiego 16 we Wrocławiu jeszcze spała, kiedy w sobotę 21 października 2023 r. w jednym z tamtejszych mieszkań wybuchł pożar. – Gdyby nie wnuczka, ja bym się spaliła – mówiła w rozmowie z WP Tech Monika Napierała, mieszkająca nad miejscem pożaru. Niespełna rok później Polakami wstrząsa tragedia, która w porównaniu do wydarzenia z Wrocławia zebrała swoje żniwo. W obu przypadkach jest wspólny mianownik.

W nocy z 24 na 25 sierpnia w Poznaniu miał miejsce tragiczny pożar, który strawił całą kamienicę przy ul. Kraszewskiego 12. Niespełna rok wcześniej doszło do podobnego pożaru we Wrocławiu przy ul. Czarnieckiego 16. Jeszcze wcześniej zbliżony incydent miał miejsce w Dzierżoniowie 21 sierpnia. W każdym z tych miejsc odnaleziono podobne urządzenia, które doprowadziły do pożaru.

Do tragedii w Poznaniu mogło dojść na skutek pożaru akumulatorów gromadzonych w piwnicy przez jedną z firm. Mieszkańców wrocławskiego Szczepina (ul. Czarnieckiego) o świcie obudził zaś pożar hulajnogi elektrycznej, który szybko rozprzestrzenił się poza jedno mieszkanie i wyrządził szkody sąsiadom. Nie inaczej było w Dzierżoniowie, gdzie winowajcą pożaru była elektryczna deskorolka (tzw. hover board).

Trauma, o której nigdy nie zapomni

Pani Monika Napierała z Wrocławia do dziś nie może pogodzić się z tym, co się stało w ubiegłym roku. Jak sama przyznaje w rozmowie z WP Tech, "tej traumy nie zapomni nigdy". Przypomina, że jej mieszkanie znajduje się tuż nad tym, w którym wybuchł pożar. Kiedy o świcie na parterze pojawił się ogień, Napierała spała – podobnie zresztą jak większość sąsiadów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Przebywająca z kobietą wnuczka usłyszała jednak podejrzane dźwięki z dołu i dostrzegła płomienie. Zdążyła obudzić babcię. – Gdyby nie wnuczka, ja bym się spaliła – przyznała Napierała. Dodaje, że była przerażona, kiedy usłyszała, że pali się mieszkanie. Myślała, że dźwięki pożaru dobiegają z pobliskich wiat śmietnikowych, w których ktoś grzebie. – Weszłam do pokoju, wzięłam to, co było pod ręką, wnuczka wzięła kota i uciekłyśmy – opowiada poszkodowana z wyraźnym smutkiem w głosie, kiedy przypomina sobie zeszłoroczny pożar.

Napierała wyjaśniła, że w felerny sobotni poranek wszystko przebiegało bardzo szybko. Straż pożarna błyskawicznie przyjechała na miejsce – pojawiło się aż siedem jednostek. Ludzie byli jednak zszokowani i – jak słyszymy w rozmowie – prawie nikt nie słyszał niczego podejrzanego. Ogień rozprzestrzenił się w kilka minut, trawiąc tym samym wszystkie wspomnienia zebrane przez panią Napierałę w mieszkaniu. – Nie byłam w stanie myśleć co i jak, sąsiedzi nie słyszeli, że dzieje się coś złego, a lokator mieszkający w miejscu pożaru ponoć próbował od razu gasić płomienie – dodaje.

Historia Napierały z Wrocławia jest zbliżona do wcześniejszego incydentu z Dzierżoniowa w województwie dolnośląskim. W oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów mieście również doszło do pożaru, który strawił całe mieszkanie. I w tej sytuacji zidentyfikowano urządzenie, które okazało się odpowiedzialne za niewątpliwą tragedię – podobnie jak we Wrocławiu, winę ponosi niewielkie urządzenie elektryczne – deskorolka hover board.

To jednak niejedyne sytuacje, w których baterie we wspomnianych urządzeniach odpowiadają za rozprzestrzenienie się ognia. Pożar akumulatorów jest też przypuszczalną przyczyną tragedii w Poznaniu przy ul. Kraszewskiego 12, w której znalazły się ofiary śmiertelne. Wobec tego w opinii publicznej coraz częściej padają pytania o to, czy hulajnogi elektryczne i tego typu niewielkie pojazdy są bezpieczne? Zapytaliśmy o to Jakuba Wiecha, dziennikarza związanego z branżą energetyczną, oraz ogn. Marcina Tecława, oficera prasowego Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu.

Dlaczego dochodzi do pożarów hulajnóg?

– Podstawową przyczyną są błędy fabryczne, jeśli chodzi o produkcję, które polegają na tym, że urządzenia mają wady konstrukcyjne, które mogą się objawiać podczas ładowania. Inną przyczyną jest to, że mogą zostać uszkodzone w trakcie użytkowania – mówił Wiech. Użytkownicy nie muszą być świadomi takich uszkodzeń, dochodzi do nich bowiem m.in. podczas przypadkowego obicia. – Urządzenie może działać poprawnie, ale może być narażone na pożar – dodaje ekspert.

Wiech zwraca przy tym uwagę, że jego zdaniem na pożar najbardziej są narażone te baterie, które są źle użytkowane. – Musimy pamiętać, żeby nie przechowywać urządzeń w pobliżu elementów łatwopalnych – apeluje Wiech. Oznacza to, że hulajnogi elektryczne i wszelkie urządzenia tego pokroju powinniśmy odkładać na miejsce, w którym nie istnieją sprzyjające warunki do rozprzestrzenienia pożaru.

Mowa przede wszystkim o miejscach, które są wolne od wysokiej temperatury, nie ma w nich materiałów łatwopalnych (również dywanów, drewnianych paneli podłogowych etc.), ale też można ograniczyć dostęp do tlenu. – Przechowywanie to newralgiczny punkt. Ważny jest wybór miejsca – przekonuje Jakub Wiech.

Pożary hulajnóg są rzadkością

– Biorąc pod uwagę skalę i to, ile jest na rynku hulajnóg, pożary pojawiają się bardzo rzadko – mówi Wiech. Kiedy jednak do takiego incydentu dojdzie, to jest on medialny, jednak co do zasady – niewielkie urządzenia elektryczne nie są sprzętem, który jest narażony na częste awarie. Potwierdza to ogn. Marcin Tecław, który podaje, że "straż nie odnotowuje częstszej zgłaszalności pożarów tego typu pojazdów".

Obaj eksperci zgadzają się, że użytkownicy hulajnóg elektrycznych i tego typu urządzeń powinni przede wszystkim dbać o wykorzystywany sprzęt. Mowa o rutynowej kontroli, ale też zapoznaniu się z instrukcją. Należy wiedzieć, jak często ładować baterię, kiedy dokonywać przeglądów urządzenia, w jakich warunkach go używać.

Rutynowa kontrola jest ważna, bowiem kiedy z baterią urządzenia elektrycznego zacznie dziać się coś niepokojącego, może być już za późno. Jakub Wiech zauważa, że pierwsze objawy uszkodzenia widać gołym okiem. – Pierwszą niepokojącą informacją jest nagrzewanie baterii – wyjaśnia. Kiedy natomiast akumulator zaczyna puchnąć lub wydobywa się z niego dym, należy starać się zapobiec pożarowi i niezwłocznie zadzwonić na straż oraz odizolować urządzenie od łatwopalnych materiałów, jeśli to możliwe.

Ogn. Marcin Tecław dodaje, że warto mieć w miejscu, gdzie przechowywane są pojazdy elektryczne gaśnicę dla urządzeń elektrycznych. Wspomina też, że na rynku pojawiają się pokrowce na hulajnogi, które po założeniu na sprzęt ograniczają dostęp tlenu i "uspokajają" pożar. Podkreśla przy tym jednocześnie, że kluczowym elementem zapewniającym bezpieczeństwo wspomnianych urządzeń i ograniczającym ryzyko wystąpienia pożaru jest korzystanie z kompatybilnych komponentów. Tecław apeluje, aby korzystać ze sprzętów jednego producenta, ale też weryfikować jego parametry (m.in. napięcie i natężenie prądu).

Aby więc zadbać o bezpieczeństwo niewielkich pojazdów elektrycznych, kluczowe jest ich odpowiednie serwisowanie i ciągłe weryfikowanie, czy w trakcie użytkowania nie pojawiły się żadne usterki. To – w połączeniu z odpowiednim przechowywaniem – powinno sprawić, że hulajnoga, ani żaden inny sprzęt z akumulatorem, nie będzie stanowić zagrożenia i znacznie ograniczone zostanie ryzyko samozapłonu.

Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (59)
Zobacz także