“Finał Mistrzostw Świata w piłce nożnej opóźniony. Wszystko przez hakerów”. Czy taki scenariusz może się spełnić?

“Finał Mistrzostw Świata w piłce nożnej opóźniony. Wszystko przez hakerów”. Czy taki scenariusz może się spełnić?

“Finał Mistrzostw Świata w piłce nożnej opóźniony. Wszystko przez hakerów”. Czy taki scenariusz może się spełnić?
Źródło zdjęć: © PAP
Adam Bednarek
14.02.2017 15:27, aktualizacja: 14.02.2017 17:50

Piłka jest jedna, a bramki są dwie - ta wydawać by się mogło ponadczasowa definicja futbolu, której autorem jest Kazimierz Górski, stanie się nieco nieaktualna. Na boisku namieszać mogą… nowe technologie.

Wyobraźmy sobie niedaleką przyszłość. Finał piłkarskich Mistrzostw Świata. Ostatni mecz trochę się opóźnił. Piłkarze mieli o 21:00 rozpocząć mecz, o 21:10 wciąż nie było ich na murawie. Na trybunach było nerwowo, kibice i dziennikarze zastanawiali się, czy nie chodziło czasem o zagrożenie atakiem terrorystycznym. Na szczęście o 21:15 piłkarze wybiegli na boisko, mecz się zaczął. Dopiero na pomeczowej konferencji działacze z FIFA wyjaśnili, że opóźnienie spowodowane było atakiem hakerskim. Wirus zablokował wszystkie komputery, co uniemożliwiało oglądanie sędziom powtórek na ekranie. Nie działała też technologia “goal line”, informująca sędziów o tym, że piłka wpadła do bramki. “System wariował” - tłumaczył działacz futbolowej organizacji - “Informował o golu nawet wtedy, gdy piłka była daleko od linii bramkowej. Tak nie dało się grać!”. Dopiero po tym, jak FIFA wpłaciła cyberprzestępcom okup, wszystko wróciło do normy. Nie ujawniono dokładnych sum, ale mówi się o rekordowych kwotach.

Kilka miesięcy później w Polsce rozgrywano mecz na szczycie - Legia Warszawa kontra Lech Poznań. Obie drużyny szły łeb w łeb, więc szkoleniowiec ekipy ze stolicy postanowił zaskoczyć rywala. “Trenujemy nowe warianty, tak jeszcze nie graliśmy, mamy kilka asów w rękawie” - zapowiadał na konferencji. Gdy doszło do meczu, Lech czytał wszystkie sztuczki rywala. Każde zagranie, każdy rzut rożny czy rzut wolny, były dla zawodników z Poznania jasne, jakby przeczuwali. Do przerwy prowadzili 0:3, wygrali w sumie 0:5. Dziennikarze pytali trenera Lecha,jak to się stało, że drużyna grała tak, jakby o wszystkich zamiarach Legii wiedziała. “Jeden z naszych kibiców odnalazł na serwerach zapiski z treningów Legii, które nagrywali dronem, były też wszelkie analizy i plany treningowe, które piłkarze dostawali na smartfony i tablety. Nie wiemy, kto jest odpowiedzialny za wyciek, ale to przecież nie oznacza, że nie mogliśmy z niego skorzystać, prawda?” - odpowiadał z szyderczym uśmieszkiem szkoleniowec Lecha.

No dobrze, wróćmy do teraźniejszości. Na początku 2017 roku nowinki technologiczne w futbolu wciąż budzą kontrowersje. Kibice i dziennikarze kłócą się, czy powtórki wideo - do których w trakcie meczu mieliby dostęp sędziowie - zepsułyby ich ukochany sport, czy go naprawiły, “wyrzucając” z niego kontrowersyjne decyzje arbitrów. W końcu mecze trwałyby dłużej, gra byłaby przerywana częściej, piłka nożna stałaby się szarpana.

Ale może czas najwyższy w dyskusji o nowych technologiach wprowadzić wątek… bezpieczeństwa?

Technologia już mąci na boisku

Oczywiście powyższe dwa czarne scenariusze to tylko wymysły rodem z science-fiction. Tylko czy na pewno możemy wykluczyć, że nic takiego nigdy nie będzie miało miejsca? W końcu technologia w futbolu już namieszała. W meczu francuskiej ekstraklasy pomiędzy Bordeaux a Rennes system “goal line” zasygnalizował strzeloną bramkę, mimo że piłka nie wpadła za linię bramkową, co zresztą piłkarze i sędziowie widzieli. Śledztwo wykazało, że to wszystko przez błąd technologii - bramkarz miał żółty strój, a w systemie tym kolorem oznaczona była piłka, którą grano w poprzednim sezonie; nie zostało to zmienione i doprowadziło do właśnie takiego zamieszania.

Obraz
© newspix.pl

Technologiczne gadżety monitorują zdrowie piłkarzy i ich postępy, służą też do analizy przeciwnika i opracowywania taktyki. Czesław Michniewicz, trener Bruk-Betu Termalica Nieciecza - drużyny, która do zajęć wykorzystuje drona nagrywającego treningi - w rozmowie z “Dziennikiem Polskim 24” wyjaśnił, do czego piłkarzom służą tablety:

- Wgrywamy na nie analizy naszej gry i przeciwnika, dobre i złe momenty, dajemy też zawodnikom zadania domowe, pokazujemy im zachowania zawodników z całego świata występujących na ich pozycjach.

Nawet jeśli nie zawsze jest to materiał “ściśle tajny”, to wystarczą wskazówki dla jednego piłkarza, które - wykradzione - mogą posłużyć do rozpracowania przeciwnika. I przegrania meczu wyłącznie dlatego, że zawodnik “wpuścił” do swojego komputera lub smartfona hakera, pozwalając mu wykraść dane.

Tym bardziej że okazji do podrzucenia złośliwego oprogramowania nie brakuje - piłkarze mają konta w mediach społecznościowych, nietrudno wysłać im link prowadzący do fałszywej strony. W ten sposób codziennie nabierani są zwykli ludzie, więc możliwe, że nabiorą się i piłkarze. A konsekwencje mogą być poważniejsze.

Obraz
© WP.PL | WP.PL

Zresztą to nie gdybanie. Niedawno na instagramowym profilu Wojciecha Szczęsnego, bramkarza reprezentacji Polski, pojawiły się pornograficzne zdjęcia i obraźliwe wpisy. Rzecz jasna ich autorem byli hakerzy, którzy przejęli konto zawodnika Romy. To pokazuje, że urządzenia piłkarzy nie są twierdzami nie do zdobycia. Pytanie, co hakerzy z tą wiedzą zrobią i do czego na ich smartfonach się dokopią.

Prawdziwy klub piłkarski jak gra w "Football Managera"

O tym, że smartfon może być narzędziem służącym nawet do sterowania całym klubem, świadczy przykład z Polski. W drużynie IKP Olimpia Poznań skrót “IKP” oznacza… “Internetowy Klub Piłkarski”. Nie, zespół nie rozgrywa meczów na konsoli - po prostu będzie sterowany przez kibiców. Aplikacja wystartuje na wiosnę, a za jej pomocą kibice będą decydować o składzie czy transferach. Niczym w grze “Football Manager”.

- Użytkownicy będą mieli pełną wiedzę o naszych środkach finansowych, o budżecie transferowym i płacowym. Nawet kiedy będziemy testować jakiegoś zawodnika, to decyzję o jego zatrudnieniu podejmą gracze. Trener będzie im podpowiadał, ale to oni będą brać odpowiedzialność za transfery. Oczywiście nie będą robili tego w ciemno, a w grze będzie dostępne wideo z każdego treningu i meczu. Kiedy graczom nie spodoba się styl trenera, to będą go mogli też zwolnić - wyjaśniał w rozmowie z “Piłką Nożną” Maciej Sadłowski, dyrektor klubu ds. komunikacji.

Obraz
© Pixabay.com

IKP Olimpia Poznań to klub z ligowych nizin, więc ich pomysł można potraktować jako ciekawostkę, a nie rewolucję w polskim futbolu. Ale kto wie, co będzie za kilka lat? Tym bardziej że Internetowy Klub Piłkarski na swojej wyjątkowej aplikacji chce zarabiać - a to już jest coś, co może zwrócić uwagę innych drużyn. W przyszłości derby będą sabotowane przez internetowych chuliganów, którzy zawirusują stronę klubu i do pierwszego składu wstawią gorszych zawodników albo pozamieniają im pozycje?

Czy świat wirtualny popsuje prawdziwą piłkę nożną? Niewykluczone. Na razie jednak szkody wyrządzane są w drugą stronę. Gracze “Football Managera”, piłkarskiej produkcji pozwalającej wcielić się w trenera, narzekali na “Brexit”, który w grze został odwzorowany. Przez to sterującym angielskimi drużynami było w grze trudniej, bo takie zespoły nie mogły kupować zawodników do klubów na takich samych zasadach, gdy Anglia była w Unii Europejskiej. Cóż, wojna świata wirtualnego z realnym trwa i pewnie będzie o niej jeszcze głośno.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)