Fairey Rotodyne - najdziwniejsza latająca hybryda na świecie. Zniszczył ją hałas
Z reguły to Rosjanie przodowali w mniej lub bardziej dziwacznych konstrukcjach latających. Można tu wspomnieć choćby "latający statek" czy amfibię pionowego startu Bartini Beriev. Jednak nie tylko oni mieli pomysły, które być może powstały zbyt wcześnie, albo były zbyt ambitne.
30.07.2017 | aktual.: 30.07.2017 13:49
Złośliwi określiliby projekt budowy Rotodyne jako "niespełniony sen magazyniera zakładów lotniczych". Ktoś znalazł w magazynie silnik odrzutowy, wirnik od śmigłowca, skrzydła od awionetki oraz klasyczny silnik śmigłowy i postanowił upchnąć to wszystko w jednej, potężnej maszynie. Jest zresztą w tym określeniu ziarnko prawdy, ponieważ producent –. firma Fairey Aviation – po zakończeniu II wojny światowej zmuszona była przestawić się z produkcji wojskowej na projekty bardziej komercyjne i nie za bardzo wiedziała, jak się za to zabrać. Tak powstał "samolot", który zmieniał granice ówczesnego lotnictwa.
Prace nad Rotodyne to początek lat 50. ubiegłego wieku. Linie lotnicze British European Airways zgłosiły zapotrzebowanie na maszynę, która miała obsługiwać połączenia krótkodystansowe pomiędzy brytyjskimi miastami, a także nadawać się do lotów średniodystansowych. Głównym warunkiem było dostarczenie maszyny zdolnej do przewiezienia przynajmniej 50 pasażerów, a także mogącej wylądować na niewielkich przestrzeniach położonych w centrach miast. Fairey zgłosił się do konkursu i po ocenie złożonych ofert otrzymał rządowe wsparcie na budowę prototypu. Atutem projektu firmy była możliwość łatwego przystosowania konstrukcji do potrzeb wojska i przewożenia nawet siedmiu ton ładunku.
Nietuzinkowa konstrukcja
Połączenie zalet wiatrakowca, helikoptera i samolotu to dość ambitne zadanie dla inżynierów. O ile większość osób wie, jak latają śmigłowce i samoloty, to warto w tym miejscu przypomnieć, czym jest wiatrakowiec. W tego typu maszynach główny wirnik nie jest napędzany silnikiem, a wykorzystuje efekt autorotacji i w ten sposób wytwarzana jest siła nośna. Napędzane są jedynie śmigła zamontowane z tyłu lub z przodu maszyny. Wiatrakowce nie zmieniają także kąta natarcia łopat wirnika i startują w odmienny sposób. Nie są w stanie unieść się w miejscu i podobnie do samolotów potrzebują rozbiegu, aby wprawić wirnik w rotację. Tu jednak było inaczej!
Rotadyne startował jak klasyczny helikopter. Wykorzystywał w tym celu silniki odrzutowe, które zamontowano na końcach łopat głównego wirnika, których kąt natarcia mógł być regulowany. To bardzo egzotyczne rozwiązanie techniczne, którego nie spotkamy we współczesnych maszynach. Kiedy urządzenie wzbiło się na odpowiednią wysokość, wyłączano silniki odrzutowe, a wirnik obracał się dzięki autorotacji. Przy tak dużych rozmiarach siła nośna była zbyt mała, dlatego konstruktorzy dobudowali niewielkie skrzydła, które odciążały łopaty wirnika. W locie poziomym wykorzystywane były natomiast klasyczne silniki turbośmigłowe. Przy lądowaniu procedura była odwrotna i włączono napęd wirnika, aby móc zawisnąć w powietrzu i powoli opaść na płytę lotniska.
Jak na tak nietypowy projekt Rotadyne miał całkiem niezłe osiągi. Mógł lecieć z prędkością około 25. km/h (prędkość maksymalna to 307 km/h, co stanowiło ówczesny rekord świata dla zmiennopłatów) i miał spory zasięg – nawet 700 km. Przelot z Londynu do Paryża zajmował mu 1 godzinę i 36 minut, co w tamtych czasach było wyjątkowo krótkim czasem podróży.
Wysoki poziom bezpieczeństwa
Rotadyne był też niezwykle bezpiecznym statkiem powietrznym. Dzięki wykorzystaniu zjawiska autorotacji mógł wylądować nawet przy awarii głównych silników. W przeciwieństwie do śmigłowców, manewr ten mógł być powtarzany wielokrotnie.
Zabójczy hałas
Ogromną wadą całej konstrukcji był potworny hałas generowany przez silniki odrzutowe, umieszczone na końcówkach łopat wirnika. Poziom nawet 113 dB był nie do zaakceptowania przez jakiekolwiek władze. Nawet piloci doświadczalni określali go jako "nie do wytrzymania". 113 dB to więcej niż hałas, który występuje na przeciętnej dyskotece. Bliżej mu do tego, co odczuwamy stojąc tuż obok pracującego młota pneumatycznego, a to już jest szkodliwe dla zdrowia.
Kłopoty z dźwiękiem oraz potencjalna cena sprawiły, że finalnie –. mimo wcześniejszych zapewnień – nie pojawił się żaden chętny na zakup Rotadyne. Cały projekt upadł i zakończył się wyprodukowaniem zaledwie jednego egzemplarza prototypowego.