Europa potrzebuje dekady. Ambitny projekt militarny
Europa chce opracować swój własny pocisk manewrujący o zasięgu ponad 500 km. Polacy kiedyś sami pracowali nad podobnym projektem. Teraz siły ma połączyć więcej krajów.
11.07.2024 21:24
Analityk ds. wojskowości, Mariusz Cielma, wyraził swoje zadowolenie z faktu, że Polska dołączyła do grona krajów, które planują opracować nowy pocisk manewrujący. W rozmowie z PAP, Cielma skomentował niedawno ogłoszony plan współpracy z Francją, Niemcami i Włochami, mówiąc, że jest to bardzo dobra wiadomość. Dodał również, że realizacja takiego ambitnego projektu może zająć około dekady, ale cieszy go, że podjęto już pierwsze kroki w tym kierunku.
W czwartek, na marginesie szczytu NATO w Waszyngtonie, Polska, Francja, Niemcy i Włochy podpisały list intencyjny dotyczący współpracy w zakresie rozwoju rakiet manewrujących dalekiego zasięgu. Jak poinformowało Ministerstwo Obrony Narodowej, porozumienie ma na celu stworzenie wspólnego projektu rakiety o zasięgu przekraczającym 500 km.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziesięć lat do sukcesu
Cielma, który jest również redaktorem naczelnym "Nowej Techniki Wojskowej", powiedział PAP: "Na razie jesteśmy na etapie podpisania listu intencyjnego, czyli mówiąc krótko, kilka państw wspólnie wyraziło wolę, że chce w tym kierunku pracować, ale realizacja takiego projektu to ok. dekady. To jest naturalny krok, ważne jest, żeby nie przespać momentu i cały czas pracować nad nowym uzbrojeniem".
Agencja Reutera informuje, że celem jest stworzenie pocisków odpalanych z lądu, zdolnych do rażenia celów głęboko za liniami przeciwnika. Taki system uzupełniłby lukę, która obecnie istnieje w tej dziedzinie w europejskich arsenałach.
MON w swoim komunikacie poinformowało: "Celem jest nawiązanie współpracy w rozwoju kluczowej dla nas zdolności z zakresu głębokich uderzeń, a w przyszłości wspólne projekty dotyczące konkretnych rozwiązań, co pozwoli na uzupełnienie luk, redukcję kosztów i skrócenie czasu realizacji".
Europejski pocisk o zasięgu 500 km
Cielma przyznał, że istnieje rzeczywiście pewna "luka" w tej dziedzinie. Wyjaśnił, że na Zachodzie jedynie USA dysponują takim pociskiem, jak Tomahawk, który można odpalać z wyrzutni lądowych. W Rosji odpowiednikiem jest manewrujący Iskander-K. Analityk podkreślił, że w produkcji pocisków ziemia-ziemia stosowane są te same technologie, co w pociskach odpalanych z samolotów. Jednak, jak zauważył, pocisk odpalany z samolotu jest już rozpędzony, a przy wyrzutniach naziemnych potrzebny jest mocniejszy silnik.
Cielma dodał, że Francja ma w tej kategorii manewrujące pociski lotnicze SCALP, a Włochy dysponują takimi samymi pociskami, tylko pod nazwą Storm Shadow. Niemcy natomiast mają Taurusy.
Polska nabyła od USA kilkaset pocisków manewrujących odpalanych z samolotów - JASSM, które mają zasięg od ponad 300 do niemal tysiąca km.
Cielma zauważył, że nie jest zaskakujące, że Niemcy, Francuzi czy Włosi myślą o pracy nad nowym pociskiem. Jednak na pewno dużym pozytywem jest to, że do tego projektu chce dołączyć Polska.
Polacy próbowali zrobić to sami
Jak dodał, Polska prowadziła samodzielnie prace nad lotniczym pociskiem manewrującym, był to projekt o kryptonimie Pirania. Jednak, jak ocenił, samodzielnie Polska ma za mało kompetencji do realizacji takiego projektu. Połączenie potencjałów kilku krajów, w tym takich, które już podobne uzbrojenie posiadają, na pewno daje dobrą perspektywę.
Cielma podkreślił, że na razie jest to początek drogi, deklaracja chęci. Jednak ważne jest to, że to pomysł europejski, a w UE jest coraz więcej programów związanych z finansowaniem tego typu projektów. Można więc się spodziewać, że jeśli to się przerodzi w jakiś namacalny konkretny projekt, to będą szanse na finansowanie z funduszy unijnych.