Dzień z życia Administratora Sieci...

Dzień z życia Administratora Sieci...

Dzień z życia Administratora Sieci...
20.08.2009 11:10, aktualizacja: 20.08.2009 16:41

Dzisiaj rano szef wezwał mnie do siebie i kazał zrobić inwentaryzację sprzętu. Zaraz potem miałem dokładnie sprawdzić, jakie programy są zainstalowane na naszych komputerach, i czy mamy na wszystkie licencje. Jakby tego było mało, na koniec dodał, że będziemy to robić co najmniej raz w miesiącu, na wypadek kontroli. Już prawie wychodziłem, kiedy szef przypomniał sobie o nielegalnych mp3 i filmach, które miały zniknąć z wszystkich maszyn.

To tylko 3. komputerów - pomyślałem - a co by było gdybym miał pod opieką 100 albo 1000? Ta myśl od razu dodała mi otuchy i zabrałem się do pracy. Przy piątym komputerze miałem dość, męczyłem się z tym już od kilku godzin, a wizja kolegi po fachu pełznącego ostatkiem sił do 50-tej ze 100 swoich maszyn stała się tak abstrakcyjna, że przestała dodawać mi otuchy.

Na myśl o kolejnych 25 komputerach tak rozbolała mnie głowa, że musiałem zrobić sobie przerwę. Wyjąłem z szuflady ostatni numer „NetWorld” i oddałem się relaksującej lekturze. Na stronie, którą otworzyłem była reklama tabletek statlook - specjalne lekarstwa dla administratorów? - czego ci ludzie nie wymyślą - pomyślałem uśmiechając się pod nosem...

...niestety uśmiech zniknął z mojej twarzy tak szybko jak się pojawił - zadzwoniła pani Zosia, która znowu zainstalowała jakiś program z Internetu i chciała żebym przyszedł, bo jej komputer „źle działa”. Zaczęłaby kobieta uczciwie pracować, zamiast włóczyć się po przypadkowych stronach, serwisach plotkarskich i naszej klasie. Nie musiałbym co dwa dni czegoś jej usuwać!

Obraz

Idąc do pani Zosi musiałem niestety przejść dwa razy koło pana Grzegorza, który jeszcze nigdy nie odpuścił sobie okazji, żeby zadać mi dziesięć „profesjonalnych”, nikomu-do-szczęścia-nie-potrzebnych pytań. Umęczony, wróciłem do siebie i postanowiłem się jednak przez chwilę odprężyć.

Zdążyłem przeczytać tylko nagłówek... szef zadzwonił, żeby przypomnieć mi o naszych pięciu komputerach w biurze na drugim końcu miasta - faktycznie zupełnie o nich zapomniałem. Całkowicie załamany, wlepiałem tępo wzrok w reklamę… statlook…. zdalny audyt... inwentaryzacja... monitoring... znaczenie wyrazów na pomarańczowym pudełku tabletek z reklamy zaczęło powoli docierać do mojej świadomości.

Po 2 minutach byłem już na stronce systemu statlook, a po 20 minutach miałem za sobą bardzo przyjemną prezentację działania tych „tabletek”. Myślałem, że pokażą mi jakiegoś power pointa i kolejne nudne obrazki, a tu proszę: niespodzianka! Zobaczyłem wdrożony system w czasie rzeczywistym. Sympatyczna pani prezentująca system odpowiedziała na moje pytania i pokazała dokładniej te funkcje, które mnie zainteresowały.

Przekonanie szefa zajęło mi już tylko kilka minut –. wystarczyło, że wspomniałem o możliwość sprawdzania czasu pracy, przerw i aktywności pracowników. Od dawna podejrzewał kilka osób o internetowe lenistwo. W czasach kryzysu, perspektywa szybkiego zwrotu kosztów takiej inwestycji i zwiększenia wydajności pracy jest jak widać bardzo kusząca.

Inwentaryzacja zrobiła się sama, zlecone przez szefa audyty robię w kilka chwil, a pani Zosi zablokowałem wszystkie strony, na które w pracy nie powinna wchodzić. Czasem coś kobiecina jeszcze dziwnego zainstaluje, ale statlook czuwa, więc usuwam to zdalnie, siedząc we własnym pokoju. Nie muszę też widywać tak często pana Grzegorza, a mój zadowolony szef dał mi nawet podwyżkę!

Zapomniałbym! - pan Grzegorz wydrukował po urlopie ponad 150 zdjęć w kolorze – szef ma dostęp do raportów statlooka, więc czuję, że poprosi go o zakup tonerów do laserówki...
Wasz Admin

Autor: A plus C

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie