Dubaj - miasto, do którego “telefon dotarł wcześniej niż woda pitna”
Dubaj to miasto, które udowadnia, że wszystko jest możliwe. Postęp technologiczny zachwyca na każdym kroku. Ale Dubaj musi sięgać po nowatorskie rozwiązania nie tylko dlatego, by robić wrażenie - bez tego jego ciemne, mroczne strony staną się bardziej widoczne.
Do hotelu w Dubaju wchodzi mężczyzna i szeptem prosi recepcjonistę o przechowanie torby, w której są wszystkie oszczędności jego życia, czyli sto tysięcy dolarów. Nie musi pan szeptać, odpowiada pracownik hotelu, ubóstwo to coś, czego nie należy się wstydzić - taką anegdotę przytacza Jacek Pałkiewicz w swojej książce o Dubaju, "Dubaj. Prawdziwe oblicze". Równie dobrze może to być zwykły żart, jak ten o szejku, który kupił synowi uczącemu się w Londynie autobus, po tym jak usłyszał, że potomek wstydzi się jeździć ferrari, skoro znajomi podróżują autobusami. Gdzie jak gdzie, ale akurat w Dubaju w tych historiach może być ziarenko prawdy.
W Dubaju wszystko jest naj: najwyższe, najdroższe, największe, najlepsze, najbardziej imponujące. Rozmach widoczny jest na każdym kroku, by jeszcze bardziej zachwycić historią tego miasta. Miasta, do którego “telefon dotarł wcześniej niż woda pitna”, a “komputera używano wcześniej niż widelca”, jak mówiła jedna z cytowanych znajomych polskiego pisarza podróżnika.
Dubaj się nie zatrzymuje. Mamy najwyższy wieżowiec świata, Burdż Chalifa? To będziemy mieć większy, zostanie wybudowany przed 2020 rokiem. Mamy imponujące lotnisko? Co tam, rozbudujemy. Nowoczesne metro? Będzie jeszcze większe. W Dubaju tylko patrzy się na to, co można jeszcze pobić. Nie ma ogromnego diabelskiego młyna? To się postawi, podobnie jak obrotowy wieżowiec, bo kto bogatemu zabroni? Dubajem ma zachwycać się cały świat.
Ogromny, nagły i niezwykle szybki postęp Dubaju pokazują nie tylko zdjęcia:
Miasto nie szczyci się swoją historią, bo po prawdzie nie za bardzo jest czym. “Miasto nie znało udogodnień zachodniego świata. Toalety nawet dla władców tych ziem stanowiły luksus. W krainie straszliwych upałów nie znano lodu. Pojawił się on wraz z elektrycznością dopiero w 1960 roku” - pisał Jacek Pałkiewicz, wspominając, że choć lekarze dotarli tam w 1950 roku, to niewykształcone, pełne analfabetów społeczeństwo nie chciało z ich usług korzystać.
Ubóstwem nie ma się co chwalić, to słaby rywal dla osiągnięć zachodnich cywilizacji. Więc w Dubaju powstaje Muzeum Przyszłości. Rozwój technologiczny, postęp, rozmach - to coś, czym miasto może się chwalić. Niech inni mają historię, Dubaj jest miastem przyszłości. I niemal z przyszłości.
Tyle że brak historii to niejedyny problem Dubaju. Tam nikt nie czuje się u siebie. Bo właściwie kto jest gospodarzem? Rdzenni mieszkańcy, którzy paradoksalnie są w mniejszości, czy może przybysze, których jest więcej (“na dziesięciu mieszkańców Dubaju dziewięciu to obcokrajowcy” - cytat z książki Pałkiewicza)?
Ale i oni wiedzą, że Dubaj nie jest ich: choć zarobki są niezłe, to trzeba dużo harować. Na dodatek w każdej chwili ich pracodawca może z Dubaju się wycofać, na przykład w wyniku kryzysu gospodarczego. W 2008 roku przyjezdni mieszkańcy porzucali luksusowe auta na parkingowym lotnisku, byleby jak najszybciej czmychnąć i nie odpowiadać np. za długi, przez które mogli trafić do więzienia.
Do osiedlenia się w Dubaju nie zachęcają miejscowi, żyjąc w swojej bańce. “Żaden rdzenny mieszkaniec Dubaju nie wykonuje robót fizycznych, wszyscy mają zapewnioną pracę w instytucjach publicznych, wojsku, policji czy bankach. Ich pensje są tak wysokie, że nie można ich porównać z żadnymi płacami na Starym Kontynencie” - pisze Pałkiewicz.
Młodym nie chce się uczyć, nie chce się pracować. Na “dzień dobry” dostają kilka razy większą pensję niż przybysz. Emiratczycy, mający luksus od urodzenia i przez to niskie ambicje, nawet gdy “na siłę” zatrudniani są przez korporacje - by te wypełniły wymagany limit - mimo odpowiednich kwalifikacji nie są w stanie zastąpić pracowników ze Stanów czy Europy. Lepiej postawić więc na takiego, któremu chce się pracować i wie, co trzeba robić. Błędne koło - opisuje Pałkiewicz.
Młodzi nie mówią po arabsku, w Dubaju rządzi mieszanka arabskiego i angielskiego, która pozwoliła stworzyć nowy dialekt. Miasto nie ma tożsamości. Na dodatek jest tykającą bombą. Do Dubaju ściągali nie tylko eksperci, ale też tania siła robocza, która stawia kolejne imponujące budynki, rozwozi turystów i biznesmenów w taksówkach, czy opiekuje się ich dziećmi, zastępując matki. W Dubaju kwitnie też seksturystyka, nie tylko za sprawą ekskluzywnych modelek, którym wykonywanie najstarszego zawodu świata po prostu się opłaca. Inne nie mają wyjścia, muszą się oddawać, by przeżyć.
Istnieje ryzyko, że “doły”, mające dość głodowych stawek i marnych warunków życia, w końcu powiedzą dość. Zresztą parę razy to się stało i Dubaj był świadkiem protestów. Niebezpieczeństwo dla idealnego miasta, za jakie Dubaj uchodzi, jest duże, bo niezadowoleni to idealni kandydaci dla organizacji terrorystycznych czy nawet politycznej opozycji.
Ta jest duszona w zarodku, powszechna jest cenzura internetu, a kary dla potencjalnych terrorystów ogromne. Choć nie tylko z tego powodu mocno liberalny Dubaj, na dodatek współpracujący z USA czy Europą, nie jest na celowniku zamachowców. Pałkiewicz pisał:
“Niektórzy określają Dubaj jako gigantyczną money laundry, pralnię brudnych pieniędzy. Oenzetowska grupa monitorująca Al-Kaidę podkreśliła, że „komórki” bin Ladena przechowują swoje kapitały właśnie w bankach Dubaju.”
Z kolei cytowany przez pisarza Syed Ali tak opisał mieszkańców tego miasta:
“(...) w zamian za korzyści ekonomiczne, podpisali pakt, w którym rezygnują z podstawowych swobód demokratycznych. W Dubaju możesz pić whisky czy nawet korzystać z usług prostytutki, obrażając morale muzułmanów. To wszystko jest dopuszczalne. Ale jeśli robisz coś, co ma nawet daleki związek z polityką, wówczas popadniesz w tarapaty”.
Najbiedniejsi i najbardziej wykorzystywani (Pałkiewicz: “robotników pozbawia się wolności, odbiera im paszporty i zmusza do życia w warunkach podobnych do niewolnictwa”) nie tylko dlatego nie protestuj ą. Mimo skandalicznych warunków i tak wiedzą, że w Dubaju jest im lepiej niż było tam, skąd przyjechali. Śmieszne, jak na dubajskie standardy, wypłaty pozwalają wesprzeć finansowo rodzinę pozostałą w ojczyźnie. Pieniądze zarobione na budowie, w upałach, na skraju wyczerpania, dają wykształcenie potomkom. Paradoks Dubaju, paradoks całego współczesnego świata. Lepsze to niż nic.
Pytanie, jak długo taka praca będzie możliwa. Z jednej strony Dubaj ciągle się rozwija, ciągle budowane są imponujące gmachy, a w planach kolejne inwestycje. Jak "miasto w mieście" przykryte kopułą, będące spełnieniem szalonych wizji architektów z lat 60. Nic tego szaleńczego postępu powstrzymać nie może. Będzie więcej, będzie lepiej.
Postęp technologiczny Dubaju służyć może nie tylko do chwalenia się przed światem. Może też rozwiązać kwestię pracowników, którzy jeszcze nie narzekają, ale w każdej chwili mogą wybuchnąć. Dzięki technologii po prostu się z nich zrezygnuje.
W lipcu w Dubaju testowane będą pierwsze na świecie autonomiczne drony-taksówki. Wprawdzie mające swoje ograniczenia, ale i tak Dubaj przeciera szlak. Z punktu widzenia kłopotów miasta z zakorkowanymi ulicami takie rozwiązanie jest więcej niż logiczne, tym bardziej że pasuje do wizji nowatorskiej metropolii. Ale autonomiczne samochody, nawet jeśli będą poruszały się tylko po drogach, zabiorą pracę najbiedniejszym, którzy właśnie w ten sposób zarabiają. Będzie ich można odesłać do siebie, już nie będą potrzebni.
Właśnie w Dubaju powstają już biurowce, których “części”... wydrukowano z drukarki 3D. Oczywiście są one mniejszych rozmiarów niż te największe, na dodatek komponenty i tak powstają w Chinach. Ale “w porównaniu do tradycyjnej budowy koszty pracy z wykorzystaniem druku 3D będą mogły być zredukowane od 50 proc. do 80 proc.” - pisaliśmy w 2015 roku. Zaoszczędzi się też na pracownikach, bo w większości ci staną się zbyteczni. Nie dziś, nie jutro, nie za 5 lat. Ale co będzie za 10 lat? Za 20? Kto w latach 80. uwierzyłby, że Dubaj będzie wyglądał tak, jak teraz? No właśnie.
Wcześniej postęp służył Dubajowi do pokonywania ograniczeń, chwalenia się, prężenia muskuł - za pieniądze można stworzyć wszystko, nawet okiełznać naturę, i na pustyni postawić nowoczesne, zapierające dech w piersiach miasto. Za chwilę technologia pozwoli wyeliminować bolączki, które powodują, że Dubaj ma dziś swoje ciemne strony, które przed światem ukrywa, o czym pisze Pałkiewicz w swojej książce (“w światowym rankingu indeksu demokracji na 167 badanych krajów ZEA znalazły się na mało chwalebnym 148. miejscu”). Ograniczenia wolności słowa, prostytucja, nowa forma niewolnictwa, bieda - dziś to wszystko jest potrzebne, by Dubaj dalej rósł w siłę i zachwycał. Ale lada moment Dubaj poradzi sobie bez tego, wykorzystując to, co dało mu rozgłos i obecny status - postęp technologiczny. I w tym idealnym mieście będą żyli tylko ci, którzy chcą. Tylko czy właściwie w czymś takim da się żyć, skoro już teraz wielu ma z tym problemy, a Dubaj zachwyca tylko na pierwszy rzut oka?