Dokładny jak LEGO. Jak duńska firma dba o bezpieczeństwo

Nadepnięcie na klocek LEGO bosą stopą to w sieci definicja najgorszego bólu. Duńska firma robi co może, by był też jedynym nieprzyjemnym doświadczeniem z jej klockami. Najczęściej to małe, subtelne zmiany, które wpływają na więcej niż myślimy.

Dokładny jak LEGO. Jak duńska firma dba o bezpieczeństwo
Źródło zdjęć: © WP Tech | Grzegorz Burtan
Grzegorz Burtan

03.12.2018 | aktual.: 04.12.2018 07:31

Christian Wetterberg, starszy dyrektor do spraw bezpieczeństwa, przybliża w rozmowie z WP Tech metody, jakimi LEGO dba o bezpieczeństwo. Czasem to dość oczywiste elementy, często jednak wyobraźnia dziecka wyprzedza je o kilka długości. Trzeba sobie radzić na wiele sposobów i o tych sposobach rozmawialiśmy.

Każda firma inaczej definiuje bezpieczeństwo. Jak LEGO postrzega tę kwestię?

To nasz główny priorytet.

Po prostu?

Oczywiście można tak mówić, ale my to przede wszystkim wdrażamy. Spójrzmy na plastik, który wykorzystujemy. Zawsze prosimy dostawców o przesłanie dokładnego składu materiału. Dzięki temu możemy dokonać analizy chemicznej i stwierdzić, czy ten plastik się nadaje czy się nie nadaje do produkcji.

I co potem?

Po zatwierdzeniu materiału używa się go do formy, z której powstają klocki.

Ale nie każdy klocek jest tworzony z tego samego materiału?

To prawda, różnią się od siebie choćby takimi właściwościami, jak giętkość.

A projektanci muszą na czymś pracować, jeśli chcą stworzyć nowe modele.

Nigdy nie pracują z materiałami, które nie przeszły naszych testów. Jak tylko pojawia się pomysł na nowy element, który jest potrzebny do jakiegoś zestawu, to projektant przychodzi z tym do nas.

Obraz
© WP Tech | Grzegorz Burtan

I co dalej?

Nasz zespół sprawdza, czy jego wykonanie nie będzie niebezpieczne. Na przykład czy kiedy dziecko upadnie na taki klocek to się zrani.

Co wtedy robicie?

Powiedzmy, że negocjujemy.

Co to znaczy?

Że projektant przynosi nam tę wizję, a my ją dostosowujemy do zasad bezpieczeństwa. Na przykład dodajemy efekt zginania do jakiegoś elementu, żeby nie nadziać się na niego w momencie upadku. Redukujemy wszelkie potencjalne zagrożenia. Także w zależności, dla kogo ten zestaw jest.

Każda grupa wiekowa ma swoje wymagania.

Oczywiście. Otrzymujemy mnóstwo informacji od rodziców, które pozwalają nam nie tylko przeprowadzić dodatkowe testy kolejnych partii, ale również zmienić ich niektóre elementy na bardziej bezpieczne. Praca z klockami to ciągły rozwój.

Mówił pan o informacjach od rodziców. Zdarzyły się takie zestawy, które narażały dzieci na niebezpieczeństwo?

W ciągu swojej historii LEGO musiało dokonać wycofania pewnych partii produktów trzy razy. Ostatnio w 2008 roku. To była bateria w jednym ze zdalnie sterowanych zestawów, która mogła się przegrzewać. Nie zostało to wykryte w naszych testach, ale po otrzymaniu informacji zdecydowaliśmy się wycofać zabawkę.

To była jedna z trzech takich sytuacji.

Mieliśmy też produkt, który po dłuższym czasie nieużywania rdzewiał, i jego pewne ostre elementy mogły być groźne. Trzeci natomiast spełniał wszystkie wymagania, ale miał element, którym dzieci mogły tworzyć próżnię.

Jak?

Przykładając usta do jednej pustej części. To nie było nic groźnego, ale wzbudzało pewne obawy rodziców. Ich uwagi są często bardzo istotne do usprawniania naszych zestawów. W jednym z zestawów znalazł się parasol. Początkowo jego rączka była całkiem prosta i przez kilka lat na rynku nie było problemu. Ale dostaliśmy dwa zgłoszenia.

Jakie?

Że dzieci wkładają je do ucha, co może spowodować uraz błony bębenkowej, nawet jej przebicie. Kiedy się dowiedzieliśmy o tej sytuacji, to najpierw poprosiliśmy o ekspertyzę medyczną, a później wprowadziliśmy małe pogrubienie. Dzięki temu nie dało się już włożyć parasolki głęboko do ucha.

Ale wygląda też na spójny element designu parasolki.

To prawda, udało nam się zachować logikę tego elementu. To ciągle dobrze zaprojektowana część.

Jak łączy się design z bezpieczeństwem?

Najważniejsze jest ustalenie, już na samym początku, co wyobraźnia dziecka potrafi zrobić z danym elementem. Potem trzeba to okiełznać. Przed samym wypuszczeniem czegokolwiek na rynek przepuszczamy to przez kilka punktów kontroli.

Wyobraźnia też jest ważna przy produkcji?

Oczywiście. Często pomagają nam dzieci. Dorośli bawią się klockami inaczej niż my. Dają nam mnóstwo wglądu do tego, jak dostosować nasze elementy, by były jak najbezpieczniejsze. Podam przykład: mamy zestaw z pociągami, w którego skład wchodzi szlaban. Przy podniesieniu stoi w pionie. Jeśli dziecko spadnie, zrobi sobie krzywdę. Dlatego zaimplementowaliśmy mechanizm, który składa szlaban w takiej sytuacji. To bardzo proste rozwiązanie.

Czy rodzic zawsze ma rację, zgłaszając swoje obawy?

Nie możesz mu powiedzieć, że się myli. Niezależnie od tego, co nam zgłasza, mamy obowiązek mu odpowiedzieć i wytłumaczyć. Czasem też sprawdzić, czy te obawy dotyczą pojedynczego przypadku, czy więcej zostało zgłoszonych.

Komentarze (0)