Cicha, niewidzialna, zabójcza. Gdy Atena strzela, drony spadają z nieba
Przez długie lata broń laserowa wydawała się domeną przyszłości. Choć testy bojowych laserów prowadzono w różnych krajach od kilkudziesięciu lat, dopiero niedawno rozwój technologii sprawił, że skupiona wiązka światła stała się użyteczną bronią. Potrafi naprawdę wiele, o czym przekonują najnowsze dokonania amerykańskiego lasera ATHENA.
Opracowane przez koncern Lockheed Martin lasery ADAM i ATHENA są testowane od kilku lat, a ujawniane co pewien czas filmy z testów broni pokazują, jak duży i szybki jest postęp w tej dziedzinie. Jeszcze kilka lat temu Lockheed Martin chwalił się filmem, pokazującym sprawne unieszkodliwienie zagrożenia w postaci niewielkich, szybkich łodzi.
Niedługo później świat obiegło zdjęcie, przedstawiające samochód z wielką, płonącą dziurą w masce. To umieszczona na lądzie wersja lasera ATHENA pokazała, jak z odległości 1,5 kilometra jednym strzałem unieruchomić samochód bez powodowania eksplozji – laser po prostu przepalił silnik maszyny.
Niedawne, prowadzone we wrześniu testy ATHENY pokazują nowy poziom możliwości tej broni – 30-kilowatowy laser zneutralizował pięć dronów, precyzyjnymi strzałami niszcząc ich usterzenie.
Patrząc na efektowne filmy warto jednak zadać sobie pytanie, czym opracowana ogromnym kosztem nowa broń różni się od stosowanych od dziesiątek lat systemów artyleryjskich Phalanx, zaprojektowanych jako broń ostatniej szansy, automatycznie reagująca na zagrażające okrętom samoloty, drony czy rakiety. Jeśli efekt działania jest ten sam, to po co płacić więcej za technologiczne nowinki?
Różnica i przewaga ATHENY polega nie na skuteczności (choć ta zapewne będzie z czasem rosła), ale na logistyce. Strzelanie laserem jest tanie, a do tego nie wymaga gromadzenia zapasu amunicji. Nie trzeba uzupełniać zapasów, zabezpieczać ich przed pożarem czy trafieniem przez wroga, projektować sposobu dostarczania do broni… Wyposażony w laser okręt może walczyć praktycznie w nieskończoność, a koszt pojedynczego strzału jest dziesiątki razy mniejszy od kosztu użycia tradycyjnej broni i amunicji.
To właśnie z tego powodu Amerykanie tak intensywnie pracują w ostatnich latach nad bronią energetyczną (obok laserów rozwijane jest również działo elektromagnetyczne, tzw. railgun), a najnowsze okręty US Navy, jak USS Zumwalt, to w praktyce pływające elektrownie, dysponujące nieracjonalną – na pozór – nadwyżką mocy. Powód jest prosty – wojnę przyszłości wygra ten, komu nie zabraknie prądu.