Chamstwo i patologia nie znikają z wideo i streamów. Czas powiedzieć: stop
"Patostreamy" opływają wulgaryzmami i treściami nieodpowiednimi dla najmłodszych. To najłatwiejszy sposób na "ubarwienie" swoich transmisji, których widzami są głównie dzieciaki i młodzież. A kontrola nad tym, co pojawia się na YouTubie, wydaje się niewielka.
16.04.2018 | aktual.: 16.04.2018 16:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W ostatnim miesiącu głośnym echem odbiło się zablokowanie na YouTube dwóch kanałów: "Gurala" i "Rafatusa". Ten pierwszy "wsławił się" m.in. namawianiem nieletnich dziewczynek do rozbierania się przed nim, obrażania ich, życzeniu im gwałtu i śmierci. Drugi słynął z upijania się, obrażania domowników i bicia swojej dziewczyny. To ekstremalne przypadki tzw. patostreamerów. Czyli osób, które przyciągają publiczność przede wszystkim piciem alkoholu, przeklinaniem, obrażaniem i nawoływaniem do nienawiści czy atakowania innych. Wszystko na żywo.
Także popularni youtuberzy, których subskrybuje ponad milion osób, bardzo chętnie przeklinają, obrażają czy szydzą z innych. To niestety najłatwiejszy sposób na przyciągnięcie dzieciaków. Im po prostu imponuje to co zakazane, niestosowne i "nie dla dzieci". Efekt potęguje poczucie bycia członkiem społeczności i bezpośredni kontakt z gwiazdą, jaką jest youtuber. A taki właśnie status mają oni wśród swoich widzów.
Zapis fragmentu streamu "Rafatusa"
Jest popyt, to jest podaż
Ciężko się dziwić i jednym, i drugim. Młodzież oglądają, to co im się podoba, a youtuberzy zapewniają im treści, które są chętnie oglądane. Jeśli nie muszą się dostosowywać do prawie żadnych obostrzeń, co do tego, co można mówić i pokazywać, to czemu mieliby dobrowolnie rezygnować z gigantycznej widowni.
- Młodsi często nie zdają sobie sprawy z tego, co w internecie jest dobre, a co złe - mówi w rozmowie z WP Tech Jakub Jankowski, youtuber i prowadzący program "Obiegówka". - Dzieci w ogóle z niczego sobie nie zdają sprawy i często nie mają wypracowanego kodeksu moralnego, bo są w końcu tylko dzieciakami. Dlatego często mówi się, że to rodzice powinni kontrolować, to co ich pociechy oglądają w internecie. Ale powiedzmy sobie szczerze, o ile nie zamknie się dzieciom dostępu do internetu na klucz i nie będzie się wydzielać godziny dziennie pod nadzorem, to nie ma możliwości kontrolowania tego, co oglądają - dodaje.
YouTube do kontroli
Kto zatem powinien kontrolować i odpowiadać za treści pojawiające się na YouTube? Odpowiedź wydaje się oczywista: powinien to być sam YouTube. Portal zasłania się wytycznymi dla społeczności. Jest to zbiór zasad jakich twórcy powinni przestrzegać wrzucając filmy. To także wskazówki dla samych widzów odnośnie tego, które treści "oflagowywać", czyli zgłaszać do sprawdzenia przez pracowników YouTube'a.
YouTube'owi nie można zarzucić, że nie robi zupełnie nic, aby ograniczyć patostreamy i niebezpieczne treści. Specjalnie zmienione algorytmy blokują je przed pojawieniem się w zakładce "na czasie". Choć przypadek "Gurala" pokazuje, że nie zawsze. Algorytmy blokują też, z prawie stuprocentową skutecznością, materiały terrorystyczne czy drastyczne. Jednak przypadku patostreamów jedynym narzędziem są flagi nadawane i zgłaszane przez użytkowników - wyjaśnia w korespondencji YouTube.
"W serwisie YouTube obowiązują jasne zasady określające jakie treści są niedozwolone, to tzw. Wytyczne dla Społeczności", czytamy w oficjalnym komentarzu YouTube przesłanym redakcji WP Tech. "Gdy niedozwolone filmy są oznaczone przez naszych użytkowników, dokładnie je sprawdzamy i jeśli łamią zasady, usuwamy je z platformy YouTube. W niektórych przypadkach nadajemy ograniczenia wiekowe filmom, które nie łamią zasad, ale mogę być nieodpowiednie dla wszystkich użytkowników. Te same wytyczne dotyczą transmisji na żywo. Nie komentujemy działań podjętych na konkretnych filmach i kanałach".
Nawet jeśli niepokojące wideo jest ewidentnie negatywne i skierowane do dzieci, to nawet liczne oflagowanie go nie będzie oznaczać, że taki film zniknie z YouTube'a. Regulamin platformy jest bowiem dość liberalny. Np. przeklinanie i picie alkoholu nie jest zabronione. Przemoc fizyczna także nie jest traktowana jako automatyczny powód do zdjęcia filmu. Usunięcie takiego materiału można za to przyśpieszyć jeśli jesteśmy osobą poszkodowaną.
"Najlepsze" fragmenty, czyli szoty
Kolejnym problemem są relacje na żywo. Te nie są oglądane przez zespół YouTube'a, ani nawet przez boty. To wyjątkowo niebezpieczny proceder, bo po zakończeniu takiej relacji nadawca może na stałe usunąć materiał. Wtedy YouTube traci możliwości zablokowania danego kanału. Mimo to "najlepsze" fragmenty ze streamów pojawiają się na YouTube jako tzw. "szoty", czyli zmontowane urywki z relacji.
Dzieje się tak często też z szotami z relacji, które odbyły się poza YouTubem, np. na stronach dla dorosłych, na które dzieci teoretycznie nie mają dostępu. W rezultacie "patostreamy" królują na portalu na Y, w postaci szotów. Zdobywają setki tysięcy odsłon, a YouTube rozkłada ręce i mówi, że nic nie może zrobić. Z drugiej strony internauci bulwersują się, że blokadę dostaje lubiany Gracjan Roztocki - i to za wideo sprzed 9 lat.
Czas wziąć się do roboty
Drogi YouTubie, czas najwyższy wziąć się na porządnie za kontrolowanie tego, co się dzieje na waszych stronach. Jeśli nie zrobicie tego sami, to w końcu zainteresują się wami rządzący. A jeśli oni wezmą się za regulowanie internetu, to przytaczając słowa Kononowicza, który właśnie na YouTube zdobył popularność, nie będzie niczego. Tego nie chcielibyście wy, nie chcieliby tego twórcy, nie chciałyby miliony Polaków, którzy pokochali wasz serwis. Ani nie chciałbym tego ja, bo YouTube w dużej mierze zastąpił mi telewizję.
Doświadczenie pokazuje, że przesunięcie odpowiedzialności na samych streamerów i społeczność "uzbrojoną" we flagi nie skutkuje. Poza tym nie tylko "patostreamy", na których dochodzi do pijaństwa czy bijatyk mogą mieć negatywne skutki dla dzieciaków. Tak samo może być z twórcami, którzy na ogół prowadzą porządne kanały, a tylko czasem rzucą mięsem i przy okazji kogoś obrażą, oczywiście wszystko w żartach.
Idealnym rozwiązaniem byłoby proaktywne podejście przez zespół YouTube do twórców i streamerów. Edukowanie ich, ostrzeganie, gdy zaczynają przesadzać z przekleństwami lub mają negatywny wpływ na swoją widownię. Samo blokowanie lub zawieszanie kanałów bez ostrzeżenia często tworzy z twórcy "męczennika", który cierpi za niewinność.
- Wydaje mi się, że kontrola tego co pojawia się na YouTube jest ekstremalnie trudna - mówi Jankowski. - Co minutę pojawia się tam 300 godzin nowych filmów. Z drugiej strony nie chciałbym, aby w przyszłości moje dziecko było wystawione na tego typu treści, a nie chce blokować mu internetu. Uważam, że ktoś powinien dbać o higienę naszych umysłów.