Błędy użytkowników prowadzą do "ujawniania danych" przez Google’a

Błędy użytkowników prowadzą do "ujawniania danych" przez Google’a

Błędy użytkowników prowadzą do "ujawniania danych" przez Google’a
Źródło zdjęć: © Google
21.10.2009 14:34, aktualizacja: 21.10.2009 16:04

Dwa doniesienia mediów o nowych wyciekach danych przechowywanych przez Google’a przyczyniły się do zwiększonego zaniepokojenia użytkowników o własne bezpieczeństwo. Tym razem jednak obawy są chyba nieuzasadnione; nie zostały wykorzystane luki w zabezpieczeniach usług koncernu z Mountain View. Chodzi raczej o to, że użytkownicy wykonywali czynności, których wcale nie chcieli wykonywać

W weekend stacja ZDF informowała o luce w usłudze Dokumenty Google, w wyniku której można było uzyskać wgląd w nieudostępnione nikomu dokumenty innego użytkownika. Jako przykład ZDF wskazywała jednak tylko jedną osobę: w jej przypadku 3. internautów zdołało przeczytać list z informacjami o koncie bankowym, numerze telefonu i danych adresowych. Przedstawiciele Google’a twierdzą, że wynikało to z niefortunnego zbiegu okoliczności i działań użytkownika, nie zaś z problemów po stronie koncernu internetowego.

Obraz
© (fot. pcworld.p)

Jak wynika z kolejnych doniesień ZDF i wyjaśnień Google’a przyczyną problemu było upublicznienie wzoru pechowego dokumentu przez osobę trzecią. Wszystkich 3. użytkowników, którzy przeczytali tekst, niezależnie od siebie otworzyło ów wzór (był on umieszczony w pewnym blogu internetowym), wykorzystując własne dane logowania do usługi Dokumenty Google. "Każdy, kto otwierał wzór, otrzymywał jednocześnie prawa zapisu. Jeden z 37 użytkowników zduplikował dokument i wypełnił go własnymi danymi. Przy okazji po wyświetleniu stosownego okna dialogowego odpowiedział twierdząco na pytanie, czy dotychczasowi współużytkownicy mogą również oglądać i przetwarzać ten dokument" - wyjaśnia telewizja ZDF.

Wszystko wskazuje też na to, że informacje serwisu ZDNet o lukach w usłudze Google VoiceMail, dzięki którym "każdy może podsłuchiwać", pojawiły się na na skutek takich, a nie innych zachowań użytkowników. Według relacji amerykańskich mediów zadanie wyszukiwarce Google’a pytania zawierającego frazę site:https://www.google.com/voice/fm/* przynosiło w rezultacie odpowiedzi w postaci odsyłaczy do prywatnych wiadomości głosowych. Te oprócz plików audio zawierały również informacje o użytkowniku. Jednak według Google’a odsyłacze do wiadomości pojawiały się tylko dlatego, że użytkownicy sami opublikowali je na różnych stronach WWW wraz z powiadomieniami o nowych wiadomościach. Te informacje zostały następnie zindeksowane przez wyszukiwarkę.

Potwierdzeniem tej tezy mógłby być fakt, że w Sieci dało się odsłuchiwać tylko 31 wiadomości głosowych. Przedstawiciele Google’a podkreślają jednak, że firma przed trzema tygodniami zdecydowała się nie wyświetlać w wynikach wyszukiwania odsyłaczy do komunikatów VoiceMail. Odsyłacze, o których pisały gazety i serwisy internetowe były tylko pozostałościami zachowanymi w indeksie wyszukiwarki, ale teraz także i one zostały usunięte.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)