Bednarek: Mam dość. Przestańmy oskarżać się nawzajem o zatruwanie planety

Gigantyczna elektrownia? Olbrzymia fabryka? Nie - w miniony weekend za największych trucicieli "uznano" uczestników wrocławskiego półmaratonu. Wszystko przez plastikowe kubki. Daliśmy sobie wmówić, że to pojedynczy ludzie są odpowiedzialni za wyrządzone planecie szkody.

Bednarek: Mam dość. Przestańmy oskarżać się nawzajem o zatruwanie planety
Źródło zdjęć: © iStock.com | Cn0ra
Adam Bednarek

"Boli mnie ten widok. Tak po prostu" - napisał autor zdjęcia, Oleś Kulczewicz. Fotografia zrobiona w trakcie wrocławskiego nocnego półmaratonu przedstawia zaśmieconą plastikowymi jednorazowymi kubeczkami ulicę.

Dbający o środowisko od razu się oburzyli. Mamy przecież w pamięci wody pełne plastiku, żółwie duszące się foliówkami czy wieloryba, w którego wnętrznościach znaleziono kilogramy śmieci. Liczby zapewne nie kłamią - do 2050 r. będziemy mieli więcej odpadów plastikowych niż ryb. Coś chcemy z tym zrobić, rezygnujemy ze słomek i jednorazowych sztućców, a wszystko jak krew w piach. Przyszli biegacze i nabrudzilI!

Setki udostępnień, tysiące komentarzy. Wśród nich kilka w kontrze. Że punktów rozdawania wody było raptem trzy, śmieci nie ciągnęły się po całej trasie. Że organizatorzy na pewno zadbają i posprzątają ulicę. Oburzonych było jednak więcej - jednorazowy plastik to zło, a biegacze to egoiści, którzy za nic mają naszą ukochaną cierpiącą planetę!

Biegacze - wróg numer jeden

Reakcja na zdjęcie mnie przeraziła. Pokrętna troska o środowisko sprawiła, że dzisiaj wrogiem numer nie jest zła korporacja, która zatruwa, ale Jan Kowalski, który ośmielił się napić z plastikowego kubka. A w kawiarni poprosił o słomkę. "Wielcy biegacze", "sport to zdrowie", pisane z przekąsem "ważne, że są fit", a nawet "świnie" - tak komentujący oceniają uczestników biegu.

Z jednej stronę się nie dziwię. Bałagan zawsze robi negatywne wrażenie. Z drugiej strony poraz kolejny tworzy się aura kłótni o kilka worków śmieci, jakby to one odpowiadały za topnienie lodowców. Sam staram się ograniczyć plastik. Zabieram ze sobą torbę na zakupy, piję filtrowaną wodę kranową zamiast butelkowanej, a bananów czy ziemniaków nie chowam w foliowej reklamówce. Mam jednak jednak dosyć zrzucania winy i brania na siebie odpowiedzialności za całe zło wyrządzone klimatowi, podczas gdy prawdziwi szkodnicy trują dalej.

Z opublikowanego w 2017 roku raportu Carbon Disclosure Project wynikało, że tylko 100 firm odpowiada za aż 71 proc. emisji gazów cieplarnianych na świecie. To przede wszystkim państwowe i prywatne konsorcja paliwowe, które wydobywają, przetwarzają i sprzedają ropę, gaz oraz węgiel. Z innych wyliczeń wynika, że wśród największych trucicieli jest przewoźnik morski wożący ludzi, amerykańska sieć supermarketów, a nawet branża finansowa, która także odpowiada za zatrucie środowiska.

Z danych Greenpeace wynika, że 350 kg plastikowych odpadów jednorazowego użytku Nestlé produkuje w ciągu 5 sekund. Ale nie - serce się kraje, gdy widzimy kilka kilo śmieci zostawionych przez biegających półmaratończyków.

Słomka - nieistotny ułamek światowego plastiku

Marcin Napiórkowski w tekście "Słomkowy zapał" cytował Adama Mintera, autora książki "Junkyard Planet" o globalnym krążeniu śmieci. Z jego obserwacji wynika, że "słomki stanowią zaledwie nieistotny ułamek światowego plastiku", a większym zagrożeniem dla oceanicznych stworzeń są odpady pochodzące ze sprzętu do połowów. Jakoś nie słyszałem, by protesty przeciwko łowieniu były tak głośne, jak kolejne ogłoszenia celebrytów czy znanych miejscówek o tym, że kończą ze słomkami i plastikowymi sztućcami. Gdyby firmy zajmujące się połowem ryb zobaczyły, jak w Polsce odbiera się biednych półmaratończyków i jakie określenia w ich kierunku padają, padliby ze śmiechu.

Owszem, zmiana nawyków jest bardzo ważna. Problem w tym, że daliśmy sobie wmówić, że to wszystko nasza wina. Świat wygląda jak wygląda, bo zachciało nam się słomek i tanich koszulek. Winny jesteś ty i ja, a nie politycy, którzy mają w nosie ostrzeżenia naukowców czy korporacje, które nie wprowadzają ograniczeń, bo bardziej im się to opłaca.

Mało tego. Nie są źli ci, którzy mają w swojej ofercie szkodliwe produkty - plastikowe, bawełniane czy zatruwające środowisko - ale ci, którzy je kupują. Od nas wymaga się bycia "świadomymi konsumentami". Ale już sklepy nie muszą być "świadomymi sprzedawcami".

Rozumiem, że potrzebujemy mieć wrażenie, że możemy zmienić świat - stąd pozytywna moda na to, by rezygnować z jednorazowych plastikowych produktów. Chcemy się nawzajem mobilizować, widząc pierwsze efekty zmian. Tylko że w tym wszystkim powoli niektórzy się zapędzają - łatwo oskarżają innych o brak troski i zrzucają odpowiedzialność nie na tych, których trzeba.

Obraz
© East News | Piotr Kamionka

Dzisiaj dla komentujacych bardziej eko może być sklep, który ma pełno plastikowych i szkodliwych przedmiotów na półkach, w tym jednorazowe foliówki, ale za to wprowadzi do sprzedaży jeden biodegradowalny zestaw. Za to Jan Kowalski, który weźmie udział w zawodach, zostanie okrzyknięty trucicielem planety. Absurd.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)