Astronauta zdradza co czuł podczas awarii statku Sojuz-MS10. Wiele zawdzięcza inżynierom
W ubiegłym tygodniu podczas misji Sojuza-MS10 doszło do poważnej awarii. Astronauci byli zmuszeni przerwać lot i wylądowali w Kazachstanie. Wczoraj Nick Hauge opowiedział, co przeżywał podczas lądowania - "to była dzika jazda".
17.10.2018 | aktual.: 17.10.2018 10:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nick Hague oraz jego dowódca Aleksiej Owczinin "stanęli ze śmiercią twarzą w twarz". Mimo to, z opowieści astronauty wynika, że zachował wyjątkowy spokój i trzeźwy umysł. Jak mówił, zawdzięcza to doskonałemu dwuletniemu szkoleniu w Rosji.
"Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy z powodzeniem bezpiecznie wylądować, musimy zachować spokój i wykonywać procedury tak szybko i sprawnie jak to możliwe" - mówił Hague. Astronauci są szkoleni przez wiele lat, dzięki czemu są przygotowani praktycznie na każdą możliwość.
Astronauci zdawali sobie sprawę, że lądowanie z powrotem na Ziemi nie jest przyjemną przejażdżką i nie mają gwarancji powodzenia. "Kiedy wylatujesz w kosmos, a twoja maszyna ma problem przy prędkości 1800 m/s wszystko dzieje się bardzo szybko" - mówił Nick Hague.
Zapytany o to, co czuł, gdy zauważyli awarię statku Sojuz, Hague powiedział coś, co może wydawać się szokujące. Pierwsza myśl po spojrzeniu na lampkę sygnalizującą problem to po prostu "nie dolecimy dziś na orbitę, misja zmienia się w powrót na Ziemię". Astronauci mają nerwy ze stali, wydaje się, że ani trochę nie poczuli zdenerwowania.
"Co działo się w twojej głowie?" - zapytano astronautę. Odpowiedział, że do wszystkiego został przygotowany na szkoleniach. Nie było nic, co mogło go zaskoczyć. Natomiast jego dowódca Aleksiej Owczinin uspokajał go jeszcze bardziej, tłumacząc, co jest aktualnie w porządku, a co nie. Dla Amerykanina był to pierwszy raz w Sojuzie, natomiast Rosjanin był weteranem.
Największy problem stanowiło ustalenie gdzie wyląduje statek. Astronauta zaznacza, że mieli sporo szczęścia. Mogli trafić na górzyste czy kamieniste podłoże, albo co gorsza do wody. Udało im się wylądować na płaskim, bezpiecznym terenie, co nie doprowadziło do komplikacji.
Od razu po wydostaniu się z Sojuza, kiedy na miejsce dotarły rosyjskie ekipy ratunkowe, astronauci dostali do rąk telefon satelitarny i zadzwonili do swoich rodzin. Jako pierwszy dzwonił Rosjanin, a następnie Nick Hague. Zdradził zabawny szczegół dotyczący tej rozmowy - przez pomyłkę nagrał się na pocztę głosową, zamiast zadzwonić bezpośrednio do żony. Ona zachowała to nagranie i będzie jej towarzyszyć do końca życia.
Astronauta dodał, że pierwsza podróż w kosmos miała być wyjątkowa, ale nie spodziewał się, że aż tak. Hague zdaje sobie sprawę, że zawsze jest ryzyko, ale robią wszystko by je zminimalizować. To, że przeżyli, zawdzięcza głównie osobom pracującym od lat nad rozwojem systemów bezpieczeństwa Sojuzów. W wywiadzie bardzo gorąco im podziękował za cały wysiłek.
Hague mówił także, że dopiero spotkanie z rodziną pozwoliło mu całkowicie powrócić na Ziemię.
Jakim typem gracza jesteś? Preferujesz klasyczne produkcje dla jednego gracza czy uważnie śledzisz esport? Wypełnij nasz quiz!