Abonencie nasz kochany – zostań z nami

30.09.2007 10:22, aktual.: 30.09.2007 10:34

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ilu z nas – posiadaczy telefonu z abonamentem nie przeżyło podobnej frustracji. Kiedy przychodziliśmy do salonu byliśmy traktowani jak goście specjalni

Ilu z nas –. posiadaczy telefonu z abonamentem nie przeżyło podobnej frustracji. Kiedy przychodziliśmy do salonu byliśmy traktowani jak goście specjalni. Mogliśmy sobie wybrać telefon po atrakcyjnej cenie – nawet za złotówkę. Konsultanci mieli dla nas mnóstwo czasu, cierpliwie przedstawiali wady i zalety ofert, które nas interesowały. Podpisywaliśmy umowę na 24 miesiące i … dalej nic. Według zasady płacz i płać (rachunki). Całe zainteresowanie operatora skupiało się na nowej osobie, która przychodziła do salonu z zamiarem kupna telefonu komórkowego.

Dodatkowo frustrację pogłębiał jeszcze fakt, że często po roku telefon się psuł. Ten sam konsultant w tym samym salonie z tym samym uśmiechem przyklejonym do twarzy przekonywał, że umowa, którą podpisaliśmy uprawnia nas do wymiany telefonu dopiero pod dwóch latach. Owszem, telefon możemy kupić, ale po cenach rynkowych. Za szczęściarzy można było uznać tych, którzy trafili na telefon bezawaryjny, lub którym awaria się przyplątała jeszcze wówczas, gdy telefon był na gwarancji.

Zainteresowanie operatora pojawiało się tylko wtedy, gdy wściekli z powodu traktowania jako abonenta drugorzędnego (wiadomo –. najważniejszy to ten nowy) mówiliśmy dość i zamierzaliśmy odejść do konkurencji. Cóż – wolny rynek, to i nam wolno. Czasem udawało się wynegocjować korzystne warunki. Ale i tak można było odnieść wrażenie, że to ochłapy z pańskiego stołu, przy którym zasiadają ci, co dopiero po raz pierwszy podpisują umowę z naszym operatorem. Telekomy miały też silny argument – zmieniając operatora trzeba zmienić numer, poinformować o zmianie najbliższych, a jak ktoś kontaktuje się sporadycznie straci możliwość dodzwonienia się. To często przekonywało do pozostania u operatora, z którego usług aktualnie się korzysta.

- Czasy się zmieniają, a pan ciągle zasiada w komisjach –. powiedział Franc Maurer w „Psach” do jednego z członków komisji. Na rynku telefonii komórkowej też czasy się zmieniły, jednak operatorzy okazali się być bardziej elastyczni. Zresztą sytuacja na nich to wymusiła. Liczba posiadaczy telefonów komórkowych zwiększała się w tempie zawrotnym, telefon w kieszeni przestał być symbolem luksusu, a zaczął być normalnym narzędziem pracy i kontaktów międzyludzkich. Nie dało się w nieskończoność namawiać do kupna komórki tych niezdecydowanych.

Zaczęły się pierwsze nieśmiałe manewry. Najpierw operatorzy zaczęli puszczać oko do posiadaczy abonamentu u konkurencji. Wystarczyło przynieść ostatnie trzy zapłacone rachunki i można było liczyć na korzystną ofertę. Przestał dziwić fakt, że gdy kończyła się nam umowa dzwonił do nas konsultant z propozycją jej przedłużenia w zamian za dodatkowe profity (na początku nawet ten wysiłek dla operatora to było za dużo). Nowe oferty przestały być niedostępne dla dotychczasowych użytkowników. Pojawiły się programy lojalnościowe, gdzie zdobywane punkty można było wymieniać na różne dobra z telefonami komórkowymi włącznie.

Wreszcie zburzono ostatni bastion, na którym bazowali operatorzy. Pojawiła się możliwość przeniesienia numeru. Nie jest to może usługa powszechna, ale najważniejsze, że jest. Teoretycznie nawet darmowa. Teoretycznie, bo za zgodę na przeniesienie numeru do konkurenta naszemu trzeba zapłacić. Jednak nasz nowy operator kwotę tą uwzględni w rachunkach, bądź w inny sposób, więc w efekcie całej operacji na pewno nie będziemy stratni. Dodatkowo nasycenie rynku przekroczyło 10. proc., co oznacza, że wielu z nas posiada więcej niż jeden telefon komórkowy.

Stało się jasne, że sztuką jest teraz nie pozyskanie nowego abonenta, a zatrzymanie obecnego przy sobie. Role się odwróciły. To teraz my –. posiadacze telefonów komórkowych możemy grymasić, wybierać, kręcić nosem, a operator musi zaproponować nam to, co nam najbardziej odpowiada. Bo jak nie, to konkurencja przyjmie nas z szerooooooko otwartymi ramionami. Nawet jeśli zechcemy przyjść z własnym numerem. Telekomy zaś nawet nie ukrywają, że równy, a może nawet większy nacisk na pozyskiwanie nowych abonentów kładą na rozwijanie programów lojalnościowych w celu zatrzymania przy sobie abonentów jak najdłużej.

Doczekaliśmy więc czasów, kiedy to my jesteśmy dla operatorów, a nie odwrotnie. Bo w końcu to –. posiadacze telefonów z abonamentem raz na miesiąc płacimy rachunki.

Marcin Kwaśniak

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także