Żniwa w przeszłości. Tak to kiedyś wyglądało
W niektórych rejonach Polski w pole wyruszyły już kombajny, gdzie indziej nawet się o tym jeszcze nie myśli. Ale nie zawsze przecież rolnicy używali wielkich John Deere’ów, Claasów czy New Hollandów.
Dawne żniwa kojarzą się na ogół z grupą chłopów wchodzących w złocący czy też srebrzący się na słońcu łan zboża, dzierżących sierpy i kosy. Przed słońcem chronią kapelusze i lniane koszule oraz płócienne spodnie. Za nimi ruszają żony i córki, niosąc w spracowanych dłoniach dwojaki z ziemniakami, maślanką czy skwarkami, aby żniwiarze mieli siłę do pracy. Potem w ruch pójdą cepy albo nogi bydła, a wieczorem przy słomie… czas odpocząć. Jest to obraz zupełnie różny od dzisiejszego zmechanizowanego rolnictwa. Próby jego mechanizacji mają długą historię.
Starożytne "kombajny"
W Imperium Rzymskim rzeczywiście na ogół żniwa wyglądały jak wyżej, oczywiście pomijając różnice kulturowe. Tymczasem już Pliniusz Starszy, piszący swoją "Historię naturalną" w I wieku, pisał o maszynie zwanej "vallus", którą widział na galijskich polach. Pisał o niej, że była to "duża, pusta skrzynia, uzbrojona w zęby i wsparta na dwóch kołach, wprowadzana w stojące zboże, za którą zaprzęgnięte są zwierzęta", a w rezultacie "kłosy są odrywane i wpadają do ramy".
Znana z płaskorzeźb maszyna przypominała dwukołowy wózek pchany przez muła lub dwa, z umieszczonym z przodu odpowiednikiem kombajnowej kosy. Ścinał on kłosy, zaś pracownik zagarniał je grabiami do skrzyni, gdy poganiacz "kierował" wołami. Maszyna miała mieć nawet regulowaną wysokość pracy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oczywiście drobni rzymscy rolnicy nie mogli nawet marzyć o podobnie skomplikowanych urządzeniach, ale w latyfundiach z pewnością ułatwiały pracę: w końcu dwóch robotników i muł mogło wykonać tę samą pracę w danym czasie, co u innego właściciela wielu robotników z sierpami czy "protokosami", jeśli nazwać tak sierpy na długich trzonkach (choć prawdziwe kosy znano w starożytności, to popularność zaczęły zdobywać wieki później i nieraz używano jej tylko do trawy).
Nie wiemy jednak, czy była używana poza Galią. Maszynę tę stosowano w każdym razie na pewno już w I wieku i z pewnością co najmniej do IV wieku, lecz podobnie, jak wiele innych osiągnięć technicznych i cywilizacyjnych świata grekorzymskiego, popadła w zapomnienie wraz z upadkiem Rzymu w V wieku. Nastał czas sierpa i kosy.
Wielki powrót
Nowożytność dała czas prawdziwej rewolucji, w tym kolejnej (trzeciej) rewolucji agrarnej. Nowe uprawy, napływ kapitału, rozwój technologiczny, pojawienie się burżuazji i ograniczanie praw arystokracji, wreszcie przyspieszający przyrost naturalny dały potrzebę m.in. powstaniu maszyn rolniczych.
Pierwsze zaczęły powstawać już w XVIII wieku, ale na żniwiarkę przyszło poczekać. Kandydatów do twórcy żniwiarki jest wielu: Anglik Joseph Boyce (1799), Szkot James Smith (1815), Szkot Patrick Bell (1824; znamy jej wydajność: 0,4 ha na godzinę).
Nieco później w USA doszło do tzw. wojny żniwiarzy między Obedem Husseyem a Cyrisem McCormickiem o to, kto wynalazł żniwiarkę i mógł czerpać profity z patentu. Trwała ona w latach 1834-1859, a wygrał ją McCormick, uzyskując 80 tys. dolarów (dziś 2,6 mln dolarów). Te nowożytne żniwiarki były już bardziej zaawansowane, pozwalały nie tylko na ścinanie kłosów i zbieranie ich do pojemnika, lecz także na rozdzielanie kłosów w celu ułatwienia ścinania ich, do nagarniania kłosów ku zgarniaczowi obrotowemu itp.
W bogatych państwach, jak USA czy Wielka Brytania, żniwiarki rozpowszechniały się szybko. Na przykład w 1855 r. fabryka Husseya wyprodukowała ponad 520 maszyn. Jeśli wierzyć amerykańskim danym, w 1896 r. na polach za oceanem pracować mogło nawet 400 tys. żniwiarek. Na ziemie polskie żniwiarki trafiły z pewnym opóźnieniem, choć próbowano je nawet konstruować lokalnie. Na przykład w majątku Domeyków we wsi Gerwiaty (dzisiejsza Białoruś) skonstruowano takowe urządzenie w 1857 r. Powstawały mniejsze modele, ale też duże, zbierające zboże na szerokości kilku metrów naraz.
Z czasem zostały one zastąpione (nie wszędzie) przez żniwiarki-snopowiązałki. Za jej wynalazcę uważa się Amerykanina Charlesa Baxtera Withingtona, który opatentował ją w 1872 r. Ułatwiały one pracę o tyle, że ścięte kłosy z łodygami od razu wiązały w wygodne do przenoszenia snopki – nie musieli tego już robić ludzie. Ścięte kłosy spadały na płócienną płachtę, z której przesuwały się do snopowiązałki. Następnie gotowy, związany snopek wypadał z maszyny i był zbierany przez pracowników. Maszyny te jeszcze nie tak dawno używane w Polsce, a "sznurek od snopowiązałki" (holowanej wprawdzie coraz częściej przez ciągnik) pozostawał właściwie symbolem zacofania technicznego rozdrobnionej, ubogiej i zacofanej z racji niedokapitalizowania polskiej wsi.
Oczywiście żniwa nie kończyły się na zebraniu ziarna: potrzebna była młócka. Z początku wykonywana na klepisku cepami lub poprzez pędzenie po ułożonym ściętym zbożu stad koni, bydła czy owiec, była to praca bardzo żmudna i wymagająca wielu rąk do pracy. Nie dziwi więc, że i tę pracę postanowiono w toku rewolucji rolniczej (a z czasem też przemysłowej, wszak do produkcji coraz bardziej skomplikowanych maszyn rolniczych potrzebny był już nie kowal i stolarz, lecz maszyny fabryczne) zmechanizować.
Prototyp młocarni opracował w 1786 r. Szkot (swoją drogą jest to nacja wyjątkowo słynąca ze zdolnych inżynierów rolniczych) Andrew Meikle. Do maszyny wrzucano kłosy, z czasem całe snopki, a cepy napędzane przez konia idącego w kieracie, a z czasem przez silniki (w ostatnich modelach elektryczne), a ona po przeprowadzeniu młocki wyrzucała osobno zboże i kłosy z łodygami. Zboże należało jeszcze oczyścić, np. poprzez odwianie w wialni (rodzaj dmuchawy oddzielającej ziarno od plew i innych zanieczyszczeń), ale ponownie maszyna zastępowała wielu pracowników.
Oczywiście nie wszystkim mechanizacja rolnictwa się podobała. Tak, jak weneckie zamieszki cechowe w XII wieku opóźniły o kilka wieków mechanizację włókiennictwa, podobnie w 1830 r. w Anglii doszło do zamieszek zorganizowanych przez parobków, bojących się utraty pracy. Skoro przy sierpie i cepie pracę znajdowały dziesiątki pracowników, a przy żniwiarce i młocarni ledwie kilku, to rodziło napięcia społeczne, skumulowane w zamieszkach "Swing Riots". Ukarano ok. 2 tys. osób (w tym skazano na śmierć czy deportację do Australii), a zamieszki miały wpływ na upadek rządu księcia Wellingtona.
Narodził się kombajn
Wszystkie powyższe maszyny połączono z czasem w kombajn. W 1835 r. Amerykanin Hiram Moore opatentował maszynę zbierającą, młócącą i przesiewającą ziarno, ciągniętą przez zwierzęta i o szerokości roboczej 4,57 m. Z czasem powstawały różne modele: zbierające całe zboże lub tylko kłosy, powstawały wielofunkcyjne hedery do nagarniania i zbioru zboża. W drugiej połowie XIX wieku pojawiły się modele parowe (G. S. Berry zaproponował kocioł opalany zbieraną na bieżąco słomą).
Prawdziwy kombajn pojawił się w 1911 r., a opracowała go firma Holt (obecnie Caterpillar). Była to już maszyna samobieżna, która nie wymagała zaprzęgu liczącego nierzadko i 20 zwierząt. W kolejnych modelach wprowadzano dalsze ulepszenia: workownice zastępowano rurami z podajnikami ślimakowymi, zamontowano pojemniki na zboże, słoma mogła wpadać do sieczkarni itp. Dzisiejsze kombajny kosztują więcej niż luksusowe samochody, są też bardziej naszpikowane elektroniką, a rozmiarami przewyższają czołgi (zresztą nierzadko kombajny mają napęd gąsienicowy z przodu). Coraz częściej są też maszynami bezzałogowymi, pracującymi na podstawie wskazań GPS i własnych czujników.
W Polsce dziś możemy jedynie wspominać legendarne wyroby Fabryki Maszyn Żniwnych w Płocku. Zaczęła w 1954 r. od produkcji kombajnu ŻMS-4 (licencyjny radziecki Staliniec S-4), by już rok później na rynek wypuścić KZB-3A, znany jako Vistula. Vistulę zastąpiły z czasem maszyny typoszeregu Bizon, produkowane w latach 1970-2004 (ostatnie jako New Holland Bizon), czasem bardziej udane, a czasami mniej, których 70 tys. sztuk trafiło na pola polskie i zagraniczne.
Dziś już w Polsce kombajny produkują jedynie firmy zagraniczne, a ja sam, choć nie jestem zbyt stary, jestem żywym świadkiem postępu technicznego polskiej wsi: z dzieciństwa pamiętam jeszcze żniwiarki i młocarnie sąsiadów czy Vistule, a dziś dominują (niestety nadal często wiekowe) maszyny zachodnie, o większych mocach przerobowych, znacznie nowocześniejsze od poczciwego Bizona Rekorda.