YouTube Rewind, czyli jak podpaść widzom, nie dając im tego, czego chcą
Justin Bieber ma problem. Jego wideo straciło miano najbardziej "minusowanego" na YouTubie. Teledysk utworu "Baby" został prześcignięty przez... samego YouTube'a. Czym portal podpadł fanom? Filmem "YouTube Rewind 2018", czyli podsumowaniem mijającego roku.
Od 2012 portal wypuszcza w grudniu wideo podsumowujące mijający właśnie rok - każda taka produkcja nosi nazwę "YouTube Rewind" ("rewind", czyli przewijanie filmu do tyłu). Jego struktura jest zazwyczaj podobna w każdych kolejnych edycjach. Lejtmotywem są najpopularniejsze utwory, za którymi szalał świat przez ostatnie 365 dni.
W tym czasie widzimy kalejdoskop motywów, virali i nawiązań do filmów, które albo osiągnęły najwięcej wyświetleń, albo których popularność wybiła się ponad YouTube'a. Widzimy, jak gwiazdy tańczą do "Oppa Gangnam Style" (2012), dabują (2016) albo uciekają przed koszmarną maskotką z "Five Nights At Freddy's" (2015). Jeśli przez ostatnie 12 miesięcy zdarzy się coś wyjątkowego, coś co wszyscy udostępniali w mediach społecznościowych, jeśli wyjątkową popularność zdobył jakiś twórca, na pewno się tam pojawi. Od swojego początku w 2012 roku Rewind były kompetentnie wykonane i widać było, że serwis dba o to, by była na czym zawiesić oko.
Społeczność lubiła YouTube Rewind, bo traktowała to jako hołd ze strony serwisu, który w końcu zarabia na tych miliardach wyświetleń. W morzu treści, jaka jest wrzucany do portalu, łatwo przeoczyć pewne fenomeny czy po prostu ciekawych twórców. Wszystko było w porządku, przynajmniej do Mikołajek 2018 roku. Wtedy pojawiło się podsumowanie 2018.
W ciągu tygodnia zebrało ponad 9 milionów 700 tysięcy kciuków w dół. Film jest tak bardzo znienawidzony, że w postawiono nawet transmisję żywo z "wyścigu" o miano najmniej lubianego wideo YouTube'a, gdzie na bieżąco zmienia się liczba łapek w dół. I tegoroczny Rewind został właśnie najbardziej minusowanym klipem portalu.
Co się stało?
Jak to możliwe, by akurat ta część była tak felerna? Na pierwszy rzut wszystko się zgadza. Mamy muzyczne hity, pojawiają się nowi celebryci serwisu, pędzimy jak szaleni przez dziesiątki miejsc z jeszcze większą liczbą postaci. W 2018 zmieniły się rzeczy pozorne drobne. Ale społeczność YouTube'a podeszła do nich jak pies do jeża. W końcu, cytując niezliczony raz klasykę polskiego kina, ludzie lubią te piosenki, które już znają.
YouTuberzy mówią. I to mówią za dużo. Dużym plusem wcześniejszych edycji była pędząca na łeb na szyję akcja. Co chwila ktoś tańczył, robił coś głupiego, ale zabawnego, rzucało się balonami, a ktoś miażdżył w prasie pączki. To było zabawne i wciągało. Tutaj natomiast twórcy bawią się w koncert życzeń i mówią, co by chcieli zobaczyć w tegorocznej edycji Rewind (swoją drogą, marzą o występie w ramach występu). Zapomniano o najważniejszej zasadzie – "pokaż, nie mów". Dłużąca się część filmu to po prostu niezbyt ciekawe dialogi przy ognisku.
Ktoś z korporacyjnej drabiny uznał, że to najwyższy czas zostać "woke". To określenie robiące dużą karierę w zachodniej sieci oznacza bycie uważnym na trudne problemy społeczne i polityczne. Dlatego w Rewind 2018 część filmu poświęcono mówieniu o mniejszościach, uchodźcach, pracujących matkach i osobach wykluczonych. Zapowiedź tego stanu rzeczy możemy zresztą dostrzec w filmie z 2017 roku.
To nie brzmi naturalnie. Nikt nie oczekuje od YouTube'a zajmowania stanowiska na tego typu tematy w Rewind – ludzie oglądają je dla czystej rozrywki. Mówienie w środku filmu o tych poważnych sprawach jest wymuszone i nieszczere. Sprawia wrażenie wrzuconego tam, bo grupa fokusowa złożona z nastolatków okazała się wrażliwa na kwestie społeczne.
Zresztą, ten fragment jest wyjałowiony z jakiegokolwiek głębszego sensu. Brzmi jak coś, co trzeba odhaczyć, bo wypada. Bo takie są nastroje. To jednak nie ta kategoria wagowa, żeby tylko zaznaczyć przy niej ptaszka. Zresztą sam YouTube ma dość niechlubną praktykę promowania radykalizujących treści. Zarzuty o "lewicową propagandę" pominę zatem wymownym milczeniem.
Nie mówiąc o tym, że Rewindy były zawsze do bólu poprawne w kontekście doboru występujących gwiazd. Jeśli nie byłeś konwencjonalnie ładną osobą, najlepiej białą (Casey Neistat to wyjątek, bo jego popularność pozwala pominąć jego specyficzną urodę), bądź pojedynczą reprezentacją mniejszością, nie było cię. YouTube jest pełny ładnych ludzi i tylko ładnych, jeśli swoją wiedzę o nim czerpałbyś z Rewinda.
Nie wszystko było do luftu
Zabrakło też niektórych YouTuberów, co poniekąd wiąże się z zarzutem o zbytnie ugrzecznienie serwisu. Tylko jak można wrzucić PewDiePie czy Logana Paula? Jasne, to bogowie panteonu YouTube'a, bo pierwszy jest najbardziej subksrybowany (ponad 50 milionów fanów). Drugi jest niewiele w tyle i ma na skinienie armię swoich fanów. Ale obaj mieli fatalny rok, przeplatany skandalami i głupimi potknięciami. Których nie da się niestety przykryć kolejnym rekordem łapek w górę.
YouTube nie będzie ryzykował kontraktami reklamowymi czy swoim wizerunkiem, by kogoś "uhonorować". Wybiera się tych twórców, którzy nie tylko są znani, ale mają też czyste konto. Jakby ludzie się łudzili, że za wideo stoi banda pasjonatów, a nie wykalkulowana machina. W dłuższym okresie łapki w dół od internauty to mniejsza strata niż wycofanie się z reklam na serwisie. Zresztą, obu Panom chyba wystarczy prasy na 2018 rok.
Tak samo nie rozumiem zarzutów z celebrytami. Pojawia się Will Smith, prezenterzy Jamie Olivier czy Trevor Noah (obaj wykonują te tańce z "Fortnite'a"). Jest sporo dużych nazwisk. Ale zawsze były. Rewind 2016 otwierał Dwayne "The Rock" Johnson. The Rock! Megagwiazda Hollywood, która nie zrobiła kariery przez YouTube. Tak samo James Corden czy wspomniani wyżej John Oliver, Trevor Noah oraz Seth Meyers, Jimmy Fallon bądź Conan O'Brien. Oni wszyscy mieli kariery przed YouTubem. Teraz obudzono się przez Willa Smitha? Absurdalne.
Za to dużym plusem było odnotowanie dwóch bardziej niszowych trendów, których nie spodziewałem się w Rewindzie – ASMR oraz animowanych produkcji. To pierwsze zostało ledwo zaznaczone, ale filmy z tej kategorii są niesamowitym fenomenem. Drugie miały nieco niezręczną prezentację, ale w końcu doceniono całą rzeszę twórców, którzy nie sprzedają siebie przez twarz i prezencję, ale zdolności rysownicze.
Czy tegoroczny Rewind bardzo odbiegał od poprzednich edycji? Tylko w kwestii zbędnego przegadania pewnych scen. Czy zasłużył na takie baty? Nie. To dalej Rewind – lekko żenujący, trochę zabawny, mniej lub bardziej trafiony przegląd tego, co było na topie w 2018 roku. Zamiast robić z niego sprawę wagi państwowej, zostawmy go tam, gdzie jego miejsce. Czyli wśród śmieszkowych ciekawostek. Szaty drzyjmy o poważniejsze sprawy.