Wish. Już rozumiem, dlaczego aplikacja Polaka jest warta miliardy dolarów

Spróbowałem Wisha, czyli aplikacji do kupowania tanich przedmiotów z Chin. Chciałem sprawdzić, co kryje się za ogromnym sukcesem jednego z najbogatszych Polaków. Teraz rozumiem. Do apki wracam jak do narkotyku tylko dlatego, bo "dawno nic nie kupiłem".

Wish. Już rozumiem, dlaczego aplikacja Polaka jest warta miliardy dolarów
Źródło zdjęć: © WP.PL | Bolesław Breczko
Bolesław Breczko

Nie jestem zakupoholikiem, nie jestem też fanem chodzenia po sklepach. Wręcz przeciwnie, nie lubię zakupów i unikam ich jak najdłużej się tylko da. A jednak Wisha pokochałem i kupuję w nim pierdoły, które są mi absolutnie zbędne.

Piszę "pierdoły", bo jak inaczej powiedzieć o "złotym" Bitcoinie? Zegarku z namalowanymi wskazówkami? Ultrafioletowym podświetleniu do toalety? Nie są to ani przedmioty pierwszej potrzeby ani moje wymarzone prezenty. Ale aplikacja jednego z najbogatszych Polaków jest tak zrobiona, że drobiazgi za 4 zł kupuję równie łatwo, co zostawiam "lajki" na Facebooku.

Obraz
© WP.PL

Piękny zegarek. Działa - oprócz wskazówek na małych tarczach. Te są namalowane.

Krótka historia nałogu

Piotr Szulczewski (wg rankingu "Wprostu" piąty najbogatszy Polak), który stworzył Wisha, mówi, że chciał dać klientom możliwość łatwego zamawiania tanich przedmiotów z Chin. Twierdził, że ludzie chętnie zdecydują się na produkt średniej jakości i poczekają miesiąc na przesyłkę, jeśli tylko cena będzie odpowiednio niska. "Żadne odkrycie" można by powiedzieć. Ludzie kupują "chińszczyznę" na Alibabie i AliExpressie już od dawna. Szulczewski miał jednak pomysł, który okazał się strzałem w dziesiątkę.

Wszystko przez interfejs aplikacji Wish - prosty jak konstrukcja cepa, a jednocześnie zrealizowany perfekcyjnie i przemyślany do ostatniego piksela. Aplikacja składa się z dużych, kolorowych zdjęć, które od pierwszego włączenia "atakują" użytkownika. Nie ma tutaj katalogów i długich opisów. Nie ma przeczesywania kategorii. Jest przede wszystkim zdjęcie i cena - zazwyczaj "obcięta" o kilkadziesiąt procent. Odpalam apkę i przewijam w dół jak posty na Facebooku.

Obraz
© WP.PL

Mysz bezprzewodowa. Działa, ale w środku coś grzechocze

Produkty są wyświetlane na podstawie preferencji wyszukiwania, więc prawie zawsze widzimy coś, co ma szansę nas zainteresować. Do tego co chwila znajduję tam rzeczy tanie jak barszcz. Po 4, 8, 12 złotych. Przesyłka jest zależna od wielkości przedmiotu, ale lekkie drobiazgi mieszczą się w granicach 10 zł, czasami też kosztują "czwórkę".

Najlepsze jest na koniec - wszystko odbywa się za pomocą dwóch kliknięć. Pierwszym wybieram gadżet, drugim potwierdzam zakup. Koniec. Kolejny tani zegarek za chwilę będzie pakowany i wysyłany do Polski, a ja szukam kolejnej zbędnej rzeczy do kolekcji. Stwierdzenie, że "robienie zakupów nigdy nie było tak łatwe", choć dość wyświechtane, po prostu idealnie pasuje do Wisha.

Próblemów brak

Najbardziej martwiła mnie kwestia wysyłki. Azja jest jednak daleko, hurtowo wysyłane drobiazgi mogą łatwo przepaść przy przeładunkach. Tymczasem większość sprzętu dociera w około 2-3 tygodnie pod wskazany adres. Za pierwszym razem nawet ciężko było mi uwierzyć, że wszystko poszło tak gładko. Sądziłem, że Wish jest kolejną szemraną aplikacją do naciągania klientów, w której raz coś do nas dotrze, raz nie.

Obraz
© WP.PL

Moneta z Hitlerem. Dla kolegi

Dziś czekam ze zniecierpliwieniem na kolejne szare paczuszki z Chin z tajemniczą zawartością, bo tak do końca nigdy nie wiadomo, co dostaniemy. A to jeszcze bardziej podkręca dreszczyk emocji całemu procesowi. Często otwieram też Wisha z nudów, albo dlatego, że "dawno nic nie kupiłem" i wyszukuję coraz to dziwniejszych gadżetów.

Nigdy bym nie pomyślał, że samo ułatwienie procesu kupowania skłoni mnie do tego, żebym kupował niepotrzebne mi rzeczy. Okazuje się, że się myliłem, a Piotr Szulczewski wiedział lepiej, do czego jestem zdolny. Nie bez powodu Amazon chciał rzekomo odkupić od niego Wisha za 10 mld dolarów.

wiadomościwishPiotr Szulczewski
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (177)