Wiedźmin: Dzięcielina pała w Novigradzie, czyli dlaczego rasiści nie lubią Geralta

Olaboga, Murzyni w średniowiecznym, polskim mieście! Trailer serialu „Wiedźmin” poruszył, jak widać, czułą strunę w duszy obrońców jedynie słusznego wizerunku Geralta – Słowianina. Problem w tym, ze struna ta gra bardzo brzydką nutę.

Wiedźmin: Dzięcielina pała w Novigradzie, czyli dlaczego rasiści nie lubią Geralta
Źródło zdjęć: © Netflix
Łukasz Michalik

Pokazane w trailerze urywki netfliksowego "Wiedźmina" rozbudziły apetyty fanów. Wzmogły przy tym czujność osób przekonanych, że wiedzą, jak powinien wyglądać świat przedstawiony w filmie. Jednym z problemów okazała się niejednolita etnicznie obsada.

Całą aferę można podsumować krótko: osoby podnoszące jako zarzut kwestię rasową udowadniają, że nie mają pojęcia o uniwersum stworzonym przez Andrzeja Sapkowskiego. Może nawet przeczytali wszystkie książki, ale ewidentnie niewiele z nich zrozumieli.

Wiedźmiński cykl to przecież jedna wielka pochwała różnorodności. Świat Geralta zaludniają niezliczone rasy. Sam wiedźmin jest wytykanym palcami odmieńcem, a Andrzej Sapkowski, choć swoje sympatie i poglądy ubiera w fantastyczny kostium, zajmuje jasno określone stanowisko.

Problemy "nieludzi", nieheteronormatywni bohaterowie czy w końcu pogrom kielecki, do którego autor wprost odwołuje się w jednej z przedstawionych historii to istotne składowe wiedźmińskiego świata. Inność i różnorodność nie są tu kwiatkiem do kożucha, ale jednym z kluczowych elementów.

Obraz
© Materiały prasowe | Agencja Filmowa Telewizji Polskiej

Turbosłowianie i husarskie skrzydła

Nie sposób pominąć tu kwestię rzekomej "słowiańskości". Szerzej pisałem o tym w artykule "Wiedźmin i dzięcielina pała, czyli dlaczego Geralt nie jest Słowianinem". Całą kwestię można podsumować krótko: Andrzej Sapkowski owszem, pełnymi garściami czerpał ze słowiańskich odwołań, ale ani się do nich nie ograniczał, ani nie czynił z nich fundamentu wymyślonego przez siebie świata.

W niczym nie przeszkadza mi to bronić CD Projektu, który przy okazji premiery Wiedźmina 3 musiał mierzyć się z zarzutami, dotyczącymi etnicznej jednorodności ludzkich bohaterów gry.

Darujmy sobie w tym miejscu przywoływanie wszystkich, dawno już wybrzmiałych argumentów obu stron tamtego sporu. Kluczowym jest tu – według mnie – ten dotyczący artystycznej wolności. Twórcy mają prawo kreować swoje dzieło według własnej, autorskiej wizji. Bez oglądania się na opinie tych, którym wydaje się, że z jakiegoś powodu wiedzą lepiej. I z lubością ulepszaliby cudze dzieła. Gustava Klimta nikt dziś przecież nie krytykuje za użycie dziwnego odcienia zieleni na obrazie parkowej alejki.

Obraz
© Materiały prasowe

Krytyka rasizmem podszyta

Warto przy tym pamiętać, że wiedźmińskie uniwersa nie są przecież jednością. Fundamentem (co nie znaczy, że najbardziej rozpowszechnioną wersją) jest twórczość Andrzeja Sapkowskiego, ale zarówno twórcy gier, jak i seriali, budują w oparciu o literacki pierwowzór własne dzieła. Realizują przy tym własne wizje na temat wiedźmińskiego świata i zaludniających go bohaterów.

Trudno wymagać, by na każdym etapie publicznie konsultowali je, usiłując sprostać oczekiwaniom wszystkich potencjalnych widzów, graczy czy czytelników. Tym bardziej, że głośno wybrzmiewa nieraz nie merytoryczna krytyka, ale poglądy skrajne, jak choćby ten krytykujący czarnoskórą postać w tłumie mieszkańców jednego z miast.

Próbkę krytyki, opartej na rasowej nucie, mieliśmy już kilka miesięcy temu przy okazji plotek na temat postaci Ciri. Sugestia, że może zagrać ją aktorka zaliczana do BAME (Czarna, Azjatka, mniejszość etniczna) wywołała lawinę gniewnych reakcji. Dość paskudnych, zważywszy na fakt, że bardzo często wyzierał spod nich, mniej lub bardziej finezyjnie maskowany, rasizm.

Problem w tym, że krytyka krytyce nierówna. Warto przywołać tu mistrza Fredrę i jego "znaj proporcję, mocium panie". Jeden Polonus, komentujący z daleka w obronie własnej, mocno niedzisiejszej wizji świata, może wywołać na Twitterze pewien rezonans, jednak trudno uznać jego głos za reprezentatywny.

Z igły widły

Jasne, że zaraz znajdzie swoich apologetów i może liczyć na zachwyt kilku użytkowników Wykopu, ale warto pamiętać o skali zjawiska. Kilkuset czy nawet tysiąc internautów, podzielających jakiś pogląd to – w kontekście rzeszy fanów prozy Sapkowskiego, wielbicieli gier CD Projektu czy potencjalnych widzów serialu Netfliksa – margines marginesu.

To głos niemal zupełnie nieistotny, któremu znaczenia dodają media. Te ochoczo wygrzebią, rozdmuchają i (słusznie!) wyśmieją kiepsko maskowany, jaskiniowy rasizm, ale warto pamiętać, że jest to typowe robienie z igły wideł. Albo raczej poszukiwanie nośnego tematu, który można w sensacyjnym tonie zaprezentować czytelnikom.

Warto przy tym pamiętać, że krytyka – mniej lub bardziej zasadna – na podstawie trailera to tak naprawdę przelewanie z pustego w próżne. Komentatorzy, nawet gdy wznoszą się na wyżyny erudycji, nie odnoszą się przecież do skończonego dzieła. W gruncie rzeczy kłócą się sami ze sobą, komentując własne wyobrażenia na temat serialu.

To zupełnie bez sensu. Dajmy twórcom kredyt zaufania. Niebawem będziemy mogli zderzyć ich dzieło z naszymi oczekiwaniami i wtedy je ocenimy. Premiera serialu "Wiedźmin" już 20 grudnia!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)