USS Nimitz dostaje kolejne życie. USA robią, co mogą, aby je wydłużyć
USS Nimitz, najstarszy aktywny lotniskowiec Marynarki Wojennej i pierwszy okręt typu Nimitz w służbie USA, która trwa blisko 50 lat, ponownie pojawił się na morzu po trwającej siedem miesięcy modernizacji. Symbol amerykańskiej potęgi militarnej pozostanie w służbie do co najmniej 2026 r., a w przyszłości zastąpią go nowsze lotniskowce typu Gerald R. Ford. Zanim jednak do tego dojdzie Amerykanie muszą zadbać o jego pełną użyteczność, a także znaleźć sposób na zezłomowanie tak dużej jednostki.
Amerykański lotniskowiec z napędem nuklearnym USS Nimitz (CVN-68) spędził ponad pół roku w Stoczni Marynarki Wojennej Puget Sound, gdzie został skierowany w celu konserwacji i aktualizacji systemów, jak donosi serwis Task&Purpose. Prace obejmowały m.in. modernizację kabiny załogi i ulepszanie systemu walki. Po zakończeniu konserwacji lotniskowiec przeszedł kilkudniowe próby morskie i 22 czerwca powrócił do pełnienia swoich zadań.
"Zarówno cywilni wykonawcy, jak i załoga Nimitza niestrudzenie pracowali, aby Nimitz był w jak najlepszym stanie. Dzięki ich zaangażowaniu jesteśmy gotowi wypłynąć w morze i utrzymać silną, profesjonalną obecność wszędzie tam, gdzie wymaga tego nasz naród" - podkreślił w oświadczeniu kapitan Douglas Graber, dowódca USS Nimitz.
USS Nimitz najstarszy aktywny lotniskowiec Marynarki Wojennej
USS Nimitz pełni służbę w Marynarce Wojennej od blisko 50 lat. Amerykanie zakładają, że trafi na emeryturę w 2026 r. i zostanie zastąpiony przez nowsze lotniskowce typu Gerald R. Ford - podobnie jak i dziesięć pozostałych jednostek typu USS Nimitz. Są to jedne z największych okrętów, jakie dotąd zbudowano, dlatego ich zezłomowanie nie będzie najłatwiejszym zadaniem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak informował już dziennikarz WP Tech, Łukasz Michalik, w trakcie tego procesu Stany Zjednoczone będą musiały zmierzyć się z koniecznością zabezpieczenia paliwa jądrowego i usunięciem z kadłuba okrętu różnych niebezpiecznych substancji w taki sposób, aby nie doszło do skażenia.
Ważący ponad 100 tys. ton USS Nimitz ma długość 333 m i szerokość 40,8 m. Napędzają go dwa reaktory atomowe Westinghouse A4W o mocy 280 000 KM. Jednostka może poruszać się z prędkością ponad 30 węzłów, a jej zasięg jest praktycznie nieograniczony. Załoga tego okrętów liczy około 6 tys. osób, w tym składający się z ok. 3 tys. członków personel lotniczy.
Na pokładzie USS Nimitz znajduje się miejsce do przewozu nawet 90 samolotów i śmigłowców. W uzbrojeniu jednostki można znaleźć m.in. wyrzutnie RIM-7 Sea Sparrow oraz zestawy przeciwrakietowe Vulcan Phalanx 20 mm. Okręt wyposażono też w liczne czujniki i radary (nadzoru nawodnego, nawigacyjne, nadzorujące przestrzeń powietrzną itp.) zwiększające jego świadomość sytuacyjną.
Amerykański superlotniskowiec bez wątpienia zapisze się na kartach historii USA. Po pierwsze - jest to drugi amerykański lotniskowiec o napędzie atomowym po USS "Enterprise". Po drugie - jest najstarszym aktywnym lotniskowcem Marynarki Wojennej USA. Po trzecie - jest pierwszym amerykańskim lotniskowcem, któremu udało się przyjąć ponad 350 tys. lądowań. Co więcej, jednostka uczestniczyła w wielu misjach istotnych dla interesów USA.
Warto tutaj wspomnieć, chociażby o 1991 r. i wojnie w Iraku, ale też o nieudanej operacji Orli Szpon (ang. Operation Eagle Claw) z 1980 r. Jej celem było odbicie zakładników z ambasady USA w Teheranie. Zadanie to realizowali komandosi z elitarnej jednostki specjalnej Delta Force. Ich plan zakładał m.in. utworzenie prowizorycznego lotniska o kryptonimie "Desert One" na bezludnej pustyni na południowy wschód od Teheranu. Na lotnisko miały się udać śmigłowce RH-53D Sea Stallion, a także samoloty transportowe C-130 Hercules, startujące właśnie z USS Nimitz.
Lotniskowiec opuściło osiem śmigłowców. Dwa z nich odnotowały awarię i nie mogły kontynuować misji. Sześć pozostałych musiało zmierzyć się z pustynną burzą, która drastycznie zmniejszyła widoczność. Ostatecznie sześć RH-53D Sea Stallion wylądowało na pustyni ponad 90 minut później, niż początkowo planowano. Na miejscu kolejny śmigłowiec uznano za niezdolny do pracy i podjęto decyzję, że nie można kontynuować operacji przy użyciu pięciu maszyn. Podczas opuszczania "Desert One" jeden ze śmigłowców zderzył się z samolotem transportowym C-130 i eksplodował. Doprowadziło to do zniszczenia obydwu maszyn. W zdarzeniu zginęło dziewięciu amerykańskich żołnierzy.
Dowódcy koordynujący operację nakazali porzuceniu pozostałych śmigłowców, sprzętu, map, broni, a także poległych i ewakuację jednym ze sprawnych C-130, który udał się na wyspę Masirah na Morzu Arabskim. Operacja Orli Szpon dobiegła końca. W późniejszym czasie stwierdzono, że jej słabość wynikała z braku koordynacji między poszczególnymi służbami wojskowymi. Była ciężką lekcją dla amerykańskiej armii, która ostatecznie stała się impulsem do przekształcenia wojskowych procedur operacyjnych.
Karolina Modzelewska, dziennikarka Wirtualnej Polski