Twoja twarz biletem. Technologia chce ułatwić nam życie na siłę
Wystrzelona rakieta przeleciała ponad sto metrów i trafiła w cel. Sprawców pewnie nie uda się schwytać, zasłonił ich dym rac lub mieli na sobie kominiarki. Czy takich scen da się uniknąć? Pomóc chce w tym technologia. Rozwiązanie może jednak uderzyć w niewinnych.
07.05.2018 | aktual.: 07.05.2018 15:32
O finale Pucharu Polski jest głośno do dziś. Nie przez piłkarzy, tylko przez pseudokibiców. Przypomnijmy: kibole odpalili race, przez co mecz musiał być przerwany, a do tego z sektora fanów Arki Gdynia wystrzelono rakiety, które przeleciały przez całe boisko i trafiły w miejsca zajmowane przez sympatyków Legii.
- Jakim cudem - mimo obowiązującego zakazu - kibice dwóch drużyn każdego roku (!!!) wnoszą na obiekt ilość środków pirotechnicznych przewyższającą to, co leci w niebo podczas warszawskiego Sylwestra? Jakim cudem race pojawiają się w ogóle na trybunach? - zastanawiał się Paweł Kapusta z redakcji Sportowe Fakty.
PZPN rozkłada ręce i mówi, że niemożliwe jest "prześwietlenie" każdego wchodzącego kibica. Trzeba byłoby zastosować technologię rodem z lotnisk. Do tego jeszcze kontrola biletów. Takie sprawdzanie zajęłoby dużo czasu.
Z kolei kibice odpowiadają, że w tym przypadku - i wielu innych stadionów - sprawdzanie wejściówek było farsą. Nikt nie zwracał uwagi na szczegóły i gdyby ktoś chciał, to wszedłby na fałszywce. Jak więc sprawnie wpuszczać tłum ludzi, nie narażając się na oszustwa, a przy okazji mieć czas na ewentualne dodatkowe kontrole? Z pomocą przychodzi technologia.
Ticketmaster, firma zajmująca się sprzedażą biletów na gigantyczne wydarzenia, rozpoczęła współpracę z Blink Identity. Chodzi o wprowadzenie systemu, który przypisywałby wejściówkę do… twarzy. Niepotrzebny byłby wydruk lub kod z aplikacji. Wchodzący np. na koncert stawałby przed kamerą, a technologia rozpoznałaby, czy mamy do czynienia z właścicielem, który zapłacił za wstęp. Rozwiązanie rodem z filmów science-fiction sprawiłoby, że w mniej niż sekundę udałoby się wejść na teren imprezy.
Technologia chce rozwiązać problem, którego nie ma
Wątpię, by to jednak cokolwiek pomogło w walce z pseudokibicami. Oni i tak mają swoje sposoby. Przerzucają race przez płot albo przy kontroli robią sztuczny tłum, by ochroniarze mieli mniej czasu na interwencję. Znaleźliby i rozwiązanie na skanowanie twarzy. Technologia nie rozwiąże więc palącego problemu. A bierze się za coś, z czym kłopotów nie ma.
Chodzę na wiele koncertów i nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek stał w kolejce więcej niż dwie-trzy minuty. Ba, nie pamiętam, by kontrola biletów zajęła mi więcej czasu niż 60 sekund. Dziś wejściówki kupuję w aplikacji mobilnej, więc po prostu pokazuję kod na ekranie i jestem wpuszczany. Na mniejszych koncertach, gdzie organizatorzy nie dysponują skanerami, podaję tylko imię i nazwisko. Odpowiednia osoba szuka mnie na liście i gotowe. Nawet, gdybym musiał pokazać jeszcze dowód, i tak wątpię, bym zajął kolejkę na dłużej niż minutę.
Aplikacje zastąpiły tradycyjne bilety
Widzę pewne plusy takiego systemu. Pozorne plusy. Np. dziś wielu organizatorów pobiera opłatę za wydrukowanie biletu albo jego wysyłkę. Teoretycznie to by odpadło. Ale nawet w dobie cyfrowych wejściówek i tak niektóre serwisy biorą pieniądze za opłacenie biletu w sieci. W przypadku przywiązania biletu do twarzy pewnie byłoby podobnie. Nie sądzę, byśmy cokolwiek zaoszczędzili.
Innym dziś występującym problemem jest kradzież. Każdy bilet, zawierający kod kreskowy, może być podrobiony. “Ale przecież bilety są często imienne” - powiedzą niektórzy. To prawda, ale z własnego doświadczenia wiem, że mało który ochroniarz fatyguje się i sprawdza np. dowód. Jeżeli więc wrzucicie zdjęcie biletu do sieci, liczcie się z tym, że ktoś może je skopiować, przyjść wcześniej i wejść zamiast was. Albo komuś odsprzedać, piekąc dwie pieczenie na jednym ogniu.
Zobacz także
Problemy z iPhone'a na każdym koncercie
Tyle że rozpoznawanie twarzy wprowadza nowe zagrożenie. Może po prostu nie zadziałać. "Czasem telefon znajduje się za blisko twarzy, czasem za daleko, czasem pod zbyt dużym kątem" - tak o FaceID, które nie zawsze w nowym iPhonie działa, pisał Miron Nurski. Istnieje ryzyko, że każdy wchodzący na koncert również stanie nie tak jak trzeba. I z pół sekundy zrobi się pięć. Na dodatek jest jeszcze kwestia zmiany wizerunku - czy konieczne będzie zaktualizowanie twarzy w systemie, jeśli zaczniemy nosić okulary, zapuścimy brodę czy włosy?
Taki system budzi znacznie więcej zastrzeżeń. W Chinach system identyfikacji twarzy pomógł w zatrzymaniu 31-letniego mężczyzny, poszukiwanego za przestępstwa ekonomiczne. Kamera wyłowiła go z gęstego tłumu 50 tys. osób na koncercie. Owszem, osoba, która ma coś na sumieniu, będzie mogła obawiać się takiej technologii. Ale czy naprawdę dobrze byście się czuli, gdyby bez problemu dałoby się rozpoznać was w tak dużym tłumie? Sama świadomość, że przestaje się być anonimowym, jest zwyczajnie nieprzyjemna.
Twarz jako wejściówka tylko krok od tego, by twarz stała się kartą płatniczą. Co ciekawe, ten system poniekąd już jest testowany - na uchodźcach. W obozie w Jordanii przebywający płacili za produkty własną tęczówką. Po jej zeskanowaniu, system automatycznie łączył się z bazą Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR). Po potwierdzeniu tożsamości, pieniądze były pobierane z konta klienta. Tłumaczono to praktycznością. Kartę płatniczą ktoś może zgubić lub zostanie ukradziona, zdarza się, że PIN wyleci z głowy - wówczas zostaje się bez grosza przy duszy. Oczy ma się przy sobie zawsze, nie licząc skrajnych przypadków.
To również niepokojące zjawisko. Poszkodowani przez wojny są dziś niejako królikami doświadczalnymi dla technologii, która ma ułatwić życie bawiącym się ludziom z pierwszego świata.
Wygodniej już się nie da
Twarz ma się jedną, odcisków tylko tyle, ile palców - przypominają eksperci. Dlatego biometria zastępująca hasła czy karty płatnicze budzi tyle emocji. Ale odłóżmy na bok prywatność. Zaczynamy żyć w czasach, kiedy technologia zaczyna nam ułatwiać życie na siłę.
Jest nam wygodnie jak nigdy dotąd. Tyle że firmy stale muszą wprowadzać nowe produkty, silić się na rozwój. Stąd gadające lodówki czy automaty skanujące twarz przy wejściu na koncert - a nie możemy wykluczyć, że w przyszłości także do sklepu, biblioteki, na dworzec, muzeum czy kina. Nie ma już mowy o ułatwianiu lub skracaniu czasu potrzebnego na wykonywanie danej czynności. Jest ciągła, bezpośrednia kontrola. W imię wygody? Coraz trudniej będzie można było tak tłumaczyć wprowadzanie podobnych nowości.