To urządzenie było dla mnie doskonałe, ale i tak wróciłem do książek
03.02.2017 15:41, aktual.: 03.02.2017 18:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Największe zalety czytnika e-booków stały się jego wadami. Doskonałe urządzenie po jakimś czasie było dla mnie... zbyt doskonałe. Czyli nudne.
Byłem wiernym fanem czytników. E-booki wygrywały z książkami, bo całą bibliotekę miałem w jednym miejscu, nie musiałem ze sobą niczego dźwigać, czytanie w łóżku czy zatłoczonym pociągu było zawsze tak samo wygodne i bezproblemowe. Z niedowierzaniem patrzyłem w księgarni na ponad 800-stronicową książkę, którą ja bez problemu zabierałem w długie podróże - wiedziałem, że gdyby nie czytnik, na pewno nie czytałbym jej w autobusie. Nie chciałoby mi się jej nosić, czytanie na kolanach tylko by męczyło.
Na dodatek e-book się nie niszczy. Nie brudzi. Nie gniecie się. Nie rozumiałem fanatyków “tradycyjnych książek”, którzy wspominali o “zapachu papieru”, ale zapominali o tym, że okładka bardzo szybko będzie miała zagięte rogi, a kartki mogą się podrzeć. Nie mówiąc już o tym, że zanim książka dotrze na naszą półkę, to wcześniej przechodzi męki. Jest stłoczona w sklepie, rzucana po regałach, “przechodzi” z rąk do rąk ciekawskich w księgarni. Widzieliście kiedyś stoiska książkowe w popularnych sieciach handlowych? Książki poupychane w koszu, przygniatane, rzucane w kąt przez poszukujących ciekawszych tytułów. Okropności, od których e-book książki ratuje. Plik jest wyjątkowo odporny, więc jasnym dla mnie było, że każdy obrońca tradycyjnej książki i fan jej wyjątkowego zapachu powinien czym prędzej kupić czytnik i propagować e-czytanie. Czyli zrobić wszystko, by książki nie były w sklepach tak torturowane, jak są teraz.
Oczywiście największym plusem była cena. Kindle, z którego korzystałem, kosztował tyle, co cztery nowe książki. Z czasem e-booki coraz częściej można było dorwać za połowę ceny papierowego wydania, i to już w dniu premiery. A do tego liczne wyprzedaże.
Sami zobaczcie jak wygląda moja skrzynka pocztowa:
A tak wygląda malutki fragment spisu codziennych promocji, opublikowanych na blogu “Świat Czytników”. Pokazuję tylko te, które skończyły się w czwartek:
Jasne, to moja wina, że się od tego nie odciąłem, ale pogoń sprzedawców za niższymi cenami po prostu mnie zmęczyła. Szukanie okazji, czekanie, czy nowość, którą chciałbym przeczytać, już jest obniżona, czy będzie dopiero za dwa dni - to wszystko sprawiło, że ważniejsze stało się posiadanie niż samo czytanie.
Nie zdążysz nacieszyć się książką, bo za chwilę pojawia się kolejna, którą musisz mieć. Serio nie oprzesz się promocji, jeśli tylko dzisiaj kupisz ją o połowę taniej? Mnie się nie udało, cyfrowa kolekcja była więc coraz większa. Naprawdę dziwiłem się dyskusjom o tym, czy stawka VAT na e-booki powinna być niższa. Owszem, powinna, ale już teraz e-booki są śmiesznie tanie!
A poza tym czytanie e-booków mnie po prostu znudziło. Zgoda, to treść jest najważniejsza, ale samym wyglądem też można się zmęczyć. Wszystkie e-książki są dokładnie takie same. Na czarno-białe okładki nawet nie patrzyłem, nie zwracałem na nie uwagi, od razu przechodziłem do tekstu. Do tekstu, który zawsze prezentował się tak samo - taka sama czcionka, tylko od czasu do czasu zepsuta, rozjeżdżająca się, niedopasowana.
Nadal nie uważam, by zapach papieru był czymś szczególnym, ale zacząłem doceniać wygląd papierowych książek. Dziś e-book leży w szufladzie, nie pamiętam, kiedy z niego korzystałem. Za to częściej wchodzę do księgarni, by popatrzeć na książki i się nimi zwyczajnie zachwycać, mam swoje ulubione wydawnictwa, które mogę kupować w ciemno, nie patrząc na autora - ich wydania zawsze są przyjemne dla oka, ze śliczną okładką, przyjemnym papierem, kolorowymi zdjęciami w dobrej jakości. Po czytaniu “takich samych e-booków” docenia się to bardziej.
Jeżeli dziwi was, dlaczego ciągle wychodzą nowe wersje Kindle’a, to właśnie dlatego - by nie dopuścić do podobnych do mojego przypadków. Traktowałem swój czytnik jako dzieło doskonałe, coś, czego zmieniać i ulepszać już nie trzeba. Aż w końcu mi się znudził. Może gdybym grał w grę Amazonu i w ciemno brał kolejne modele, łatwiej byłoby mi moją miłość do e-booków podtrzymać. Nowe funkcje, jak lepsza widoczność ekranu czy jego podświetlanie, kazałaby mi się z czytnika cieszyć dłużej, ekscytowałbym się nowinkami, czymś, czego wcześniej nie miałem. Bateria na cały miesiąc, niewielki rozmiar - to wszystko dostałem od razu, więc czego chcieć więcej? Paradoksalnie doskonałość mojego starego Kindle’a sprawiła, że nie czułem potrzeby zmian.
Za to zmiany mam przy każdej kolejnej książce, którą biorę do ręki. Z tym trudno e-bookom konkurować. Za każdym razem książka inaczej leży w dłoniach, przeważnie rózni się papierem, a przede wszystkim okładką.
To zresztą problem całej cyfrowej dystrybucji. Tani dostęp do muzyki, książek, gier czy filmów jest świetny, jest też niezwykle wygodny. Jednak powrót płyt winylowych czy kaset, niesłabnąca popularność książek, to dowód na to, że czasami potrzeba czegoś więcej. Tej wyświechtanej “duszy”. Żebyśmy mogli cieszyć się posiadaniem.