Testy NASA wykazały, że silnik, który nie ma prawa działać, działa
Podobno Albert Einstein podsumował kiedyś postęp w taki sposób: "Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić. I wtedy pojawia się ten jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to coś robi". W przypadku silników kosmicznych tym kimś może być Roger Shawyer.
Wszystkie stosowane obecnie silniki kosmiczne do tego aby działały muszą wyrzucić coś z siebie. Niezależnie od tego, czy są to ogromne silniki rakietowe, niezwykle wydajne silniki jonowe czy małe silniki manewrowe, zawsze wyrzucają one w przestrzeń jakiś czynnik nośny, który musi wcześniej zostać zabrany na pokład statku. A paliwo waży, a co gorsza, kończy się szybciej, niż wszyscy by sobie tego życzyli.
Jednak na początku tego stulecia brytyjski inżynier Roger Shawyer zaprojektował i zbudował model silnika o nazwie EmDrive, który do działania wykorzystuje jedynie, generowane na przykład dzięki panelom słonecznym, mikrofale. A właściwie zjawisko ciśnienia promieniowania, ponieważ promieniowanie elektromagnetyczne po zaabsorbowaniu, odbiciu lub rozproszeniu wytwarza ciśnienie odpowiadające gęstości energii strumienia pola podzielonej przez prędkość światła. Shawyer założył, że jeśli na jednym końcu prędkość fali w jednym miejscu będzie znacznie różniła się od prędkości fali w drugim, to odbijając ją pomiędzy nimi uzyska się różnicę w ciśnieniu promieniowania, a w rezultacie siłę wystarczającą do wygenerowania ciągu. Takie właściwości można uzyskać budując falowód w kształcie stożka i właśnie taki kształt przyjął EmDrive.
Shawyer zaprezentował działające, choć bardzo małe i generujące jedynie 16mN ciągu, modele swojego silnika. Pomimo tego, że przez wiele lat pełnił kierownicze funkcje w EADS Astrium, został wyśmiany przez kolegów z branży. Wszystko dlatego, że opracowany przez niego system jest zamknięty, a więc łamie zasadę zachowania pędu.
Wynalazca się nie poddał i pracował dalej sprawdzając jeszcze dokładniej, czy obserwowany ciąg nie jest jednak przypadkiem efektem czegoś, czego nie wziął pod uwagę. Jego praca zwróciła uwagę chińskich naukowców z Politechniki Północno-Zachodniej w Xi’an, którzy po sprawdzeniu wszystkich teoretycznych podstaw działania EmDrive zbudowali własny, większy model. W ubiegłym roku opublikowali oni wyniki swoich eksperymentów, z których wynikało, że z kilku kilowatów energii elektrycznej udało im się uzyskać 72. mN ciągu. Nadal nie jest to wiele, ale stosowane obecnie silniki jonowe generują mniejszy, a do tego zużywają ksenon.
Niestety świat nauki podszedł do tych wyników chińskich eksperymentów z dużym sceptycyzmem. Dość powiedzieć, że prawie nikt nie potraktował ich poważnie. Wyjątkiem był Guido Fetta, który nie tylko stworzył własną wersję silnika mikrofalowego o nazwie Cannae Drive (od projektu Shawyera różni się on kształtem falowodu, ale zasada działania jest taka sama), ale też przekonał inżynierów z NASA Eagleworks Laboratories, by go przetestowali.
Wyniki tych testów zostały zaprezentowane w ubiegłym tygodniu i były dla wszystkich niemałym zaskoczeniem –. silnik, który zdaje się łamać zasadę zachowania pędu, rzeczywiście działa. Choć ciąg, jaki udało się uzyskać inżynierom NASA był mniejszy niż w przeprowadzonych wcześniej eksperymentach (mieścił się on w przedziale od 30 do 50 mN), trudno pogodzić to ze znanymi prawami fizyki.
Przynajmniej na pierwszy rzut oka, ponieważ specjaliści z NASA sugerują, że za działaniem tego silnika może stać kwantowe oddziaływanie pomiędzy pojawiającymi się i po chwili wzajemnie anihilujacymi się cząstkami materii i antymaterii w kwantowej próżni. Nie są tego jednak pewni, ponieważ celem przeprowadzonego przez nich eksperymentu nie było dokładne rozszyfrowanie zagadki działania tego silnika, a sprawdzenie czy w ogóle działa.
Teraz, kiedy NASA potwierdziła, że silnik pomysłu Shawyera rzeczywiście działa, będzie mu dużo łatwiej uzyskać środki niezbędne do dalszych badań. Wynalazca ma już nawet pomysł na to, by znacząco zwiększyć moc silnika. Jeśli rzeczywiście uda się wykorzystać tego rodzaju silniki do napędzania statków kosmicznych, będzie to niemała rewolucja.
Polecamy na stronach Giznet.pl: BadUSB, czyli luka w zabezpieczeniach USB, której nie można naprawić