SMS‑y? Dziękuję, postoję. Tę technologię trzeba odesłać do lamusa

W zeszłym roku obchodziły 25-lecie swojego istnienia. Kiedyś podstawa mobilnej komunikacji, dziś przegrywają z innymi komunikatorami. Czy to dobrze? Zdecydowanie! Nie będę ukrywał, że zacząłem SMS-ów szczerze nienawidzić.

SMS-y? Dziękuję, postoję. Tę technologię trzeba odesłać do lamusa
Źródło zdjęć: © WP Tech | Bolesław Breczko
Grzegorz Burtan

17.07.2018 | aktual.: 17.07.2018 18:07

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W naszym kraju możliwość przesłania wiadomości tekstowych z komórki pojawiła się 22 lata temu, konkretnie w marcu 1996 roku. Wtedy to było coś niesamowitego. Bo zamiast telefonowania, które nie tylko potrafiło być drogie, ale i zawodne, pojawiła się alternatywa – krótka wiadomość z listą zakupów, potwierdzeniem spotkania czy po prostu życzeniami miłego dnia lub nocy. Nie trzeba było wychodzić z pokoju, szukać sygnału czy czekać na połączenie. Kilka ruchów na klawiaturze i tyle.

Chlubna historia

I to było dobre. Na moim pierwszym telefonie (odziedziczonym po starszym bracie) słałem wiadomości głównie do rodziców, że dojechałem na obóz, albo do ludzi z klasy z pytaniem, czy coś było zadane na język polski albo historię. Oczywiście liczyłem się z wiadomościami – w zależności od taryfy, SMS-y kosztowały wówczas, czyli w 2003 roku, między 30 a 40 groszami. Rozróżnienie jest nieprzypadkowe, bo zależy również od tego, czy pisaliśmy na numer w naszej sieci czy poza nią.

Lata jednak mijały, ja korzystałem z Gadu-Gadu, potem Naszej Klasy i Facebooka, ale SMS-y dalej były mi potrzebne. Ale na początku tej dekady jak grzyby po deszczu pojawiły się komunikatory na coraz popularniejsze w Polsce smartfony. Wtedy zacząłem powoli czuć, jak przestarzałą metodą posługiwałem się przez jedną trzecią mojego życia. Co się stało, że odwróciłem się od "esów"?

Obraz
© WP.PL

Albo kurier, albo oszustwo. Znakomicie

Najważniejszym argumentem pozostaje dla mnie to, jak przestarzałą technologią jest SMS. Spójrzmy na to z tej perspektywy - nie zmieniła się od czasu swojego debiutu w żaden znaczący sposób. Nie jest jednak uroczo prosta, jest prymitywna.

Nowe, lepsze sposoby

Popatrzmy na takiego Messengera. Aplikacja od Facebooka istnieje od 2011 roku i cały czas coś się w niej zmienia. Możemy wysyłać wiadomości głosowe, gify z biblioteki czy naklejki z naprawdę przepastnej bazy. Jak trzeba, możemy nawet zadzwonić albo przeprowadzić wideokonferencję. Owszem, kilka lat temu, to był problem - bo i mobilny internet był drogi. Dzisiaj w abonamencie dostajemy grube gigabajty, a w ofertach na kartę wcale nie jest gorzej.

Kolejnym argumentem przeciw SMS-om jest oczywiście zagranica. A konkretnie wojaże poza Polskę i wieczne problemy z roamingiem. Z jednej strony mamy unijne dyrektywy, które go znoszą, z drugiej krajowe telekomy, które starają się podwyższać ceny za komunikowanie poza granicami kraju. Chyba że mamy Vibera albo WhatsAppa. Wtedy wiadomości przesyłamy przez internet. Czyli podłączamy się do Wi-Fi w hotelu lub hostelu, ewentualnie kupujemy kartę z pakietem danych i nie przejmujemy się rachunkiem za wiadomości czy rozmowy. Możemy nawet wysłać naklejkę czy zdjęcie (format MMS z litości nad jego jakością i ceną za wysłane zdjęcie przemilczę).

W zeszłym roku Polacy wysłali prawie 50 miliardów SMS-ów. A dokładnie 49,2 miliarda. W porównaniu do 2016 roku liczba ta spadła o dwa proc. donosi Urząd Komunikacji Elektronicznej. Szokująco, w 2017 roku liczba wysłanych MMS-ów wzrosła do 1,4 miliarda – to prawie o 39 proc. niż w 2016.

Fenomen tej formy komunikacji pozostaje dla mnie niezrozumiały. Pomijam już wymienione wcześniej wady, jak niemal zerowa multimedialność czy brak możliwości dosyłania większych niż kilkaset kilobajtów załączników. Moją największą frustrację wywołuje brak możliwości sprawdzenia, czy nasza wiadomość została przeczytana, czy nie. Tak, mam Androida i nie mogę skorzystać z dobrodziejstw iMessages. Dlatego irytuje mnie słanie SMS-ów. Pozostaję w stanie ciągłego niepokoju.

Nie odbieram SMS-om wielkiej roli w technologii i kulturze (kłania się Ewa Bem). Nawet współcześnie miała swoje wielkie chwile, jak w Sierra Leone. W 2014 roku, podczas epidemii wirusa Ebola, SMS-y były jednym z głównych narzędzi do ostrzegania, informowania i edukowania obywateli. Pomoc tej technologii była tam niewymierna. Ale w Polsce, w 2018 roku, SMS-y traktuję jako przeżytek, który muszę znosić z powodu wiadomości od poczty i kuriera.

Liczba wysyłanych SMS-ów powoli, ale jednak spada. Mam nadzieję, że pojawienie się nowego standardu komunikacji tylko przyspieszy ten proces.

Komentarze (84)