Narzędzie podniebnych asów – synchronizator
Dopóki pierwsza wojna światowa toczyła się przede wszystkim na lądzie, a samoloty były bardzo nieliczne i pełniły funkcje rozpoznawcze, ich piloci raczej sobie nie przeszkadzali. Należeli przecież do wyjątkowo wąskiej grupy śmiałków. Na dodatek nierzadko znali się z przedwojennych pokazów lotniczych. Łączyła ich niepewność jutra – pierwsze delikatne samoloty nie gwarantowały przecież stuprocentowej zgodności liczby startów i lądowań…
Jednak taki stan rzeczy nie mógł trwać długo. Dowódcy walczących na ziemi wojsk zorientowali się, że obecność nad ich głowami nieprzyjacielskiego samolotu wiąże się z naprowadzanym na nich ogniem artyleryjskim lub z odkryciem przed wrogiem ich ruchów. Samoloty powinny zatem zostać zestrzelone – albo ogniem prowadzonym z ziemi, albo z własnych samolotów. Walka powietrzna jednak prosta nie była, bo pilot musiał skupić się na "prowadzeniu" samolotu, nawigacji, obsługiwaniu broni – czymkolwiek ona nie była – celowaniu i strzelaniu. Pół biedy, jeśli załoga była dwuosobowa: wówczas strzelaniem zajmował się obserwator.
Początkowo strzelano do siebie ze zwykłych karabinów piechoty zabieranych na pokład, strzelb śrutowych (ponoć dzięki takiej broni uzyskano zwycięstwo powietrzne), a nawet pistoletów i rewolwerów. Roman Florer – obserwator – lecąc z pilotem Hassanem Rizą Effendi Pielerem, miał 13 września 1915 roku sięgnąć po pistolet Mauser i zestrzelić włoski samolot. Uznano to za pierwsze zwycięstwo CK lotników na froncie włoskim, uzyskane do tego na nieuzbrojonym samolocie Albatros BI. Sam Florer, późniejszy komendant Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Grudziądzu, a po przeniesieniu jej do Dęblina – pierwszy komendant dęblińskiej kuźni asów lotniczych, jest bohaterem tej historii wspominanej w polskiej literaturze, choć poszukiwania wśród zagranicznych źródeł przynoszą ciekawe szczegóły. Otóż pokonanym pilotem zestrzelonym z pistoletu Mausera miał być sam Francesco Baracca, najlepszy włoski pilot myśliwski, as z 34 zestrzeleniami na koncie, który podleciał ponoć do samolotu Florera, Albatrosa numer 24.10 na odległość zaledwie 50 metrów. I wówczas został ostrzelany z pistoletu…
Baracca spotkanie przeżył. 7 kwietnia 1916 roku uzyskał swoje pierwsze zwycięstwo powietrzne. Tym niemniej o zestrzeleniu siebie samego dowiedzieć się miał… dopiero z prasy! Bo inna wersja przebiegu walki mówi o tym, że Baracca chciał upolować Albatrosa, ale zaciął mu się karabin. W tym czasie Florer otworzył ogień – zapewne ze wspomnianego pistoletu Mauser, co spowodowało, że Włoch oderwał się od niedoszłej ofiary i odleciał. Następnego dnia w wydawanej w Wiedniu gazecie przeczytał, że Austriacy odnieśli zwycięstwo. Baracca miał wówczas skomentować: muszę iść i wysłać wiadomość do porucznika Florera, żeby mu powiedzieć, że podobało mi się spotkanie z nim na dwóch tysiącach metrów, ale że wciąż żyję i nie życzę sobie, żeby znowu mnie zestrzelił…
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Karabin maszynowy lepszy, ale cięższy
Tymczasem samolotów pojawiało się w powietrzu coraz więcej i sam pistolet czy karabin piechoty ręcznie przeładowywany przez obserwatora nie wystarczał. Trzeba było pomyśleć o instalacji broni maszynowej, najlepiej lekkiej. Pierwsi sukces przy użyciu takiej kombinacji (samolot plus karabin maszynowy) odnieśli Francuzi. Było to 5 października 1914 roku, gdy załoga samolotu Voisin LA, Joseph Frantz i Louis Quennault, zestrzeliła niemieckiego Aviatica. Używali karabinu maszynowego Hotchkiss, który wprawdzie w czasie walki odmówił posłuszeństwa, jednak Frantz zdążył przed zacięciem trafić niemieckiego pilota.
Jednak wprowadzenie do walki karabinu maszynowego nie było proste. Ówczesne samoloty były konstrukcjami używającymi silnika ze śmigłem ciągnącym ulokowanych z przodu lub ze śmigłem pchającym – z tyłu. Brytyjskie i francuskie samoloty były pchaczami i można było na nich zawiesić przy przednim stanowisku karabin maszynowy, którego celowniczy miał świetne pole ostrzału do przodu. Załoga jednak była bezbronna w chwili, gdy atakowano ją od tyłu.
Niemcy natomiast preferowali samoloty ze śmigłem ciągnącym, które miały swoje plusy, ale śmigło całkowicie zasłaniałoby kierunek ostrzału karabinu maszynowego, gdyby go ustawić przed przed pilotem.
Celowanie pod kątem
Brytyjczycy – oprócz niezgrabnych i stawiających duży opór aerodynamiczny konstrukcji ze śmigłem pchającym – mieli także szybkiego, jednomiejscowego Bristola Scouta. Zaprojektowany jako samolot wyścigowy, szybko został dostosowany do celów wojskowych. Kwestię obejścia zasłonięcia pola ostrzału przez śmigło rozwiązywano, montując karabin maszynowy nad górnym skrzydłem lub na kadłubie – lecz odchylony od osi samolotu pod pewnym kątem. W pierwszym przypadku pilot sięgał do karabinu strzelającego nad tarczą śmigła, a w drugim – obok niej. Celowanie – zwłaszcza w drugim przypadku – nie było łatwe. Chociaż nie niemożliwe. Angielski pilot Lanoe Hawker uzbroił swojego Scouta w karabin maszynowy strzelający lekko w dół i w bok pod kątem 30 stopni do osi kadłuba. 25 lipca 1915 roku miał zestrzelić trzy niemieckie samoloty obserwacyjne.
Właściwym i ostatecznym (bo stosowanym do dziś) rozwiązaniem okazała się koncepcja francuskiego pilota Rolanda Garrosa, który wpadł na pomysł unieruchomienia karabinu maszynowego i ustawienia go na grzbiecie samolotu tuż przed pilotem. W ten sposób mógł on w walce jedną ręką prowadzić samolot, a drugą ściągać spust karabiny maszynowego. Istniała jednak jedna przeszkoda – śmigło. Strzelanie przez nie byłoby samobójstwem, chyba, żeby naciskać na spust dokładnie w tym momencie, gdy łopata śmigła zeszłaby z linii będącej przedłużeniem lufy, i na tyle szybko, by zdążyć, zanim przed karabinem znajdzie się druga, przeciwległa łopata. Wychwycenie tego momentu jest niemożliwe. Trzeba więc było znaleźć sposób, by zabezpieczyć łopaty śmigła przed przestrzeleniem. Albo wynaleźć urządzenie, które rozpozna moment wejścia śmigła na wprost lufy i przerwie strzelanie.
Przerywacz i synchronizator
Pierwsze próby oszukania fizyki polegały na zwężeniu śmigieł na wysokości karabinowej lufy – by zmniejszyć szanse trafienia w nie – i opancerzenie ich. Robił tak Raymond Saulnier, który prowadził próby z urządzeniem przerywającym ogień w momencie, gdy pilot trafiłby w śmigło. Z powodu zawodnego karabinu i amunicji – o czym jeszcze nie wiedział – próby były nieudane. Saulnier zatem nałożył na śmigło stalowe kliny, odbijające dzięki wyżłobieniom pociski poprzecznie do łopaty. Wynalazek dopracował Garros, który do tego zmniejszył szerokość śmigła u nasady, by minimalizować szanse odstrzelenia go. Metoda ta oczywiście nie była bezpieczna, bo kilka uderzeń pocisków w opancerzone śmigło prowadziło do wybudowania się go oraz dosłownie ostatecznego zakończenia misji przez pilota.
Garros mimo to startował na swoim Morane Saulnier L do boju i 1 kwietnia 1915 roku wpisał się na listę zwycięzców powietrznych pojedynków. Później przyszły kolejne sukcesy. 17 listopada 1915 roku francuskie dowództwo wydało rozkaz o wyznaczeniu wyróżniających się pilotów (w tym późniejszego wielkiego asa, Guynemera) do przechwytywania i niszczenia niemieckich samolotów rozpoznawczych. Utworzono pierwszą eskadrę o charakterze myśliwskim. Zaznaczono, że wszystkie walki mają odbywać się nad terenem zajętym przez Francuzów, by w razie utraty samolotów z urządzeniem Saulniera spadły one wewnątrz francuskich linii i nie dostały się w ręce Niemców.
"Z chwilą zastosowania śmigła ciągnącego, czyli umieszczonego z przodu samolotu, należało je zabezpieczyć przed działaniem pocisków w czasie strzelania do przodu" – pisał w 1932 roku porucznik pilot Robert Hirszbandt. "Pierwszem rozwiązaniem, które nie przetrwało długo – było opancerzenie śmigieł, następnem zaś było uzgodnienie chwili przelotu pocisku z położeniem śmigła – powstał więc specjalny przyrząd uzgadniający, czyli synchronizator, zastosowany w roku 1915 przez Francuzów".
Sukces Fokkera
Pech chciał, że 18 kwietnia 1915 roku Garros, który miał zestrzelić tego dnia trzy niemieckie samoloty, sam został trafiony i lądował po niemieckiej stronie. Zdążył podpalić swoją maszynę, zanim wzięto go do niewoli, lecz bezcenne śmigło nie uległo zniszczeniu. Niemcy nie zlekceważyli znaleziska. Zdemontowane z wraku śmigło pokazali swoim producentom lotniczym, z sugestią skopiowania w najgorszym razie.
Okazało się jednak, że nie było to konieczne, bo w tym momencie na scenie pojawił się holenderski przedsiębiorca w służbie cesarza niemieckiego, czyli Anthony Fokker. Pochwalił się wynalezieniem urządzenia nie tyle odbijającego pociski, ile zatrzymującego spust karabinu w momencie znalezienia się przed nim łopaty śmigła. Wprawdzie Fokker nie pierwszy raz przypisał sobie cudzy sukces – bo jego synchronizator skonstruował Franz Luebbe, wykorzystując zresztą przedwojenny patent Franza Schneidera – ale obecność skutecznego aparatu, typowego przerywacza, za pomocą którego Niemcy mogli osiągnąć przewagę w powietrzu, stała się faktem.
Patent Schneidera dotyczył układu, w którym zamek karabinu blokowany był przez popychacz, uruchamiany wcześniej przez dźwignię, sterowaną z kolei przez krzywkę na osi silnika, która podnosiła się, gdy łopata śmigła wchodziła w oś wyznaczoną przez lufę karabinu. Można sobie wyobrazić, dlaczego pilot nie byłby w stanie sam strzelać przez śmigło, nie trafiając go, skoro przerywacz Schneidera zatrzymywał zamek karabinu 40 razy w ciągu sekundy! Urządzenie Luebbego działało na podobnej zasadzie, tyle że nie blokowało zamka, ale zwalniało go, gdy śmigło schodziło z osi strzału.
Anthony Fokker szansy nie zmarnował i mając już synchronizator przygotował zmodyfikowaną kopię konkurencyjnego samolotu, Morane’a H, którego jednego egzemplarza był właścicielem. Ostatecznie postawił na niej karabin maszynowy Parabellum i rozpoczął produkcję wyspecjalizowanego samolotu myśliwskiego Fokker E I (i późniejszych EII i EIII). Nowy samolot nie miał sobie równych po angielskiej i francuskiej stronie, więc szybko dorobił się złowrogiej sławy "bicza Fokkera" – w nawiązaniu do Atylli, wodza Hunów, nazywanego "biczem bożym". Jednocześnie brytyjskie Be-2, które z Fokkerem nie miały żadnych szans, okrzyknięto mianem "paszy Fokkerów".
Jednak w styczniu 1916 roku Francuzom udało się wprowadzić do linii samolot nowocześniejszy i lepszy od EII i EIII – Nieuporta 11. Ale to niewielki jednopłatowy Fokker zapisał się na stałe w historii lotnictwa. Przede wszystkim właśnie z powodu synchronizatora…
Źródła:
- Por. pil. Inż. Robert Hirszbandt, Ogólna charakterystyka i rozwój uzbrojenia lotniczego, Przegląd Artyleryjski: organ artylerji i służby uzbrojenia, R.10 T.15 Nr 12, grudzień 1932.
- Tomasz Goworek, Samoloty myśliwskie pierwszej wojny światowej, Warszawa 1988.
- Wilhelm Weir, 50 broni, które zmieniły sposób prowadzenia wojen, Warszawa 2005.