Rosyjskie czołgi przy granicy z Ukrainą. Ekspert o sytuacji

Zdjęcia satelitarne nie pozostawiają wątpliwości. W ciągu miesiąca przy granicy Rosji i Ukrainy, w pobliżu miejscowości Kamieńsk Szachtyński, zjawiło się kilkadziesiąt rosyjskich czołgów. Zbieg okoliczności? "Z pewnością nie jest to przypadek" - komentuje dla WP Tech ekspert.

Rosyjskie czołgi przy granicy z Ukrainą. Ekspert o sytuacji
Źródło zdjęć: © google maps
Barnaba SiegelŁukasz Michalik

11.12.2018 | aktual.: 12.12.2018 10:17

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zdjęcie ustawionych w kilku liniach czołgów przy granicy obiegło cały świat. WP Tech sprawdziło na archiwalnych zdjęciach satelitarnych, że jeszcze na przełomie sierpnia i września wojskowego sprzętu tam nie było - stał jedynie skład samochodów.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/3] Źródło zdjęć: © Google Earth

Zdjęcie zatem z pewnością nie jest fałszywką. Pozostaje pytanie - czy taka koncentracja sprzętu bojowego przy granicy może mieć bezpośredni związek z eskalacją konfliktu Rosji i Ukrainy. Na te wątpliwości odpowiedział nam Paweł K. Malicki, ekspert od wojskowości, przez długi czas związany z portalem Defence24.

- Gromadzenie sprzętu przy granicy na pewno nie jest bez związku z sytuacją na Ukrainie. W Rosji jest wiele składowisk czy magazynów wszelkiego sprzętu, więc jeśli gromadzi się go w dużych ilościach akurat przy granicy, z pewnością nie jest to przypadek - mówi dla WP Tech Malicki.

- Interesujący jest przy tym rodzaj sprzętu. Na zdjęciach rozpoznano przede wszystkim czołgi starszych typów, które nie są już eksploatowane przez armię rosyjską. Są to m.in. T-64, co istotne - produkowane niegdyś, w czasach ZSRR, na Ukrainie. Ponadto ukraińska armia używa tych czołgów do dzisiaj. Armia rosyjska używa obecnie czołgów innych typów, więc gromadzenie przy granicy czołgów, kojarzonych z siłami ukraińskimi, z pewnością jest wynikiem jakiegoś planu - dodaje.

Malicki zwraca uwagę, że Rosjanie mają świadomość widoczności tych działań. - W połączeniu z incydentami na Morzu Azowskim można interpretować to tak, że w interesie Rosji jest nie tyle rozpalanie konfliktu, co sprawienie, by – poprzez takie sytuacje – on ciągle się tlił - kontynuuje Malicki.

Ekspert uważa też, że Rosja zmienia taktykę i teraz chętniej korzysta z usług "najemników", w miejsce regularnych wojsk, a "gromadzenie przy granicy czołgów może wiązać się z przygotowaniami do stworzenia takiej grupy".

- Możliwych scenariuszy jest bardzo wiele, bo konflikt można zaostrzać zarówno działaniami "gorącymi", bezpośrednimi, jak i różnymi demonstracjami, straszeniem, albo - jak w tym przypadku - widocznym gromadzeniem przy granicy sprzętu - dodaje Paweł K. Malicki.

Komentarze (114)