Polskie i lokalne nie znaczy, że ekologiczne. Czasem lepszym wyborem może być żywność z importu
04.02.2020 13:13, aktual.: 07.02.2020 09:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Kupuj polskie!" – krzyczą do nas media i producenci. Często w zestawie z tym słyszy się, że najbardziej ekologiczna żywność to ta lokalna, wyprodukowana w kraju naszego zamieszkania. Tymczasem prawda bywa zupełnie inna.
Produkcja żywności odpowiada za jedną czwartą emisji gazów cieplarnianych. Nasze wybory konsumenckie mają więc bardzo duże znaczenie. Zwłaszcza jeśli chcemy przyczynić się do ograniczenia wzrostu średniej globalnej temperatury na świecie – a nie ulega wątpliwości, że powinno nam zależeć.
Trzeba w takim razie zastanowić się, które produkty mają największy "ślad węglowy" i od czego to zależy?
Jedzenie żywności, która została wyhodowana lokalnie, wydaje się na pierwszy rzut oka najbardziej ekologiczną opcją – przecież pomijamy w ten sposób jej transport na ogromne odległości i ograniczamy emisję CO2. Takie podejście wzmacniane jest dodatkowo przez przekaz "kupuj polskie", swego rodzaju patriotyzm gospodarczy, którym powinniśmy według wielu ludzi kierować się podczas zakupów.
Czy jednak produkty lokalne są faktycznie najbardziej przyjazne dla środowiska?
Lokalne nie równa się ekologiczne
Wpływ poszczególnych części produkcji i dystrybucji żywności na ślad węglowy można zobaczyć na poniższym wykresie. Opiera się on na analizie autorstwa Josepha Poore'a i Thomasa Nemecka, opublikowanej w magazynie "Science":
Wykres autorstwa Hannah Ritchie, na licencji CC-BY.
Na wykresie poszczególne kolory oznaczają:
- kolor zielony oznacza zmiany w gruncie wynikające z upraw,
- brązowy - emisje związane z nawożeniem, hodowlą zwierząt gospodarskich, używaniem maszyn,
- pomarańczowy - produkcja paszy dla zwierząt gospodarskich
- niebieski - emisje związane z wykorzystaniem energii do przetwarzania żywności w końcowy produkt
- czerwony - emisje związane z transportem
- żółty - emisje związane ze zużyciem energii na chłodzenie
- szary - emisje związane ze zużyciem energii na wytworzenie opakowań i utylizacje
Jak widać, transport odpowiada za bardzo niewielką część śladu węglowego żywności. Według danych przedstawionych na wykresie jest to średnio około 10 proc. Według innego źródła, artykułu autorstwa Renee Cho z Uniwersytetu Kolumbia w Nowym Jorku, transport odpowiada za niewiele więcej – 11 procent.
Zdecydowanie największą część emisji stanowią etapy oznaczone na wykresie kolorami zielonym i brązowym – nawet 80 proc. Przytoczony wcześniej artykuł badaczki z Uniwersytetu Kolumbia potwierdza tę statystykę – znajdziemy w nim informację, że etap produkcji emituje w przypadku żywności 83 proc. gazów cieplarnianych.
Jeśli chcemy więc, żeby nasze wybory konsumenckie były ekologiczne, nie możemy patrzeć na lokalność produktów, ale na ślad węglowy związany z procesem produkcji.
Artykuły żywnościowe, takie jak wołowina czy sery, będą miały bardzo duży negatywny wpływ na środowisko niezależnie od lokalizacji ich produkcji. Szczególnie ta pierwsza, jak widać na wykresie, jest bezkonkurencyjnie najbardziej destrukcyjna dla klimatu.
Wśród produktów roślinnych także zdarzają się "czarne owce". Bardzo wysoko w rankingu śladu węglowego stoi na przykład kawa – wyżej niż wieprzowina, jajka, czy ryby.
Czasem import może być przyjaźniejszy dla środowiska
Okazuje się także, że nie tylko lokalne nie zawsze równa się ekologiczne, ale w niektórych przypadkach może wręcz odwrotnie. Produkty importowane z zagranicy mogą być czasem mniej szkodliwe dla klimatu niż ich krajowe wersje, jeśli są importowane z kraju o bardziej przyjaznym środowisku dla ich produkcji.
W przypadku Polski takim przykładem mogą być ciepłolubne warzywa i owoce, takie jak np. pomidory, hodowane u nas w sezonie jesienno-zimowym, mimo że w krajach południowych istnieją korzystniejsze warunki ich uprawy ze względu na klimat. Polskie pomidory będą prawdopodobnie miały w tym wypadku większy ślad węglowy niż te przywiezione z drugiego końca Europy, ponieważ trzeba zużyć więcej energii na ich doświetlanie i ogrzewanie. Choć oczywiście, żeby stwierdzić to z całą pewnością, trzeba by uzyskać twarde dane, które będzie można przeanalizować.
Jeśli zależy nam na klimacie, warto w pierwszej kolejności zastanowić się, co się je. Nie znaczy to, że mamy odpuścić pytanie "skąd?", ale powinniśmy potraktować je po pierwsze drugorzędnie, a po drugie podejść do niego zupełnie inaczej. Kupować produkty pochodzące z najbardziej sprzyjającego dla nich środowiska, w którym nie trzeba adaptować go sztucznie na potrzeby produkcji. W taki właśnie sposób nasze decyzje konsumencie będą najlepsze dla klimatu, a więc w długofalowej perspektywie dla nas samych i kolejnych pokoleń.
Źródło: ourworldindata.org, wp.pl, blogs.ei.columbia.edu