Polska flota podwodna. Zanurzenie tylko w obecność okrętu ratunkowego
Posiedzenie Sejmowej Komisji Obrony Narodowej stało się okazją do podsumowania stanu polskiej marynarki wojennej. Jej sytuacja nie należy do łatwych. Dotyczy to m.in. resztek polskich sił podwodnych, reprezentowanych obecnie przez zaledwie jeden, stary okręt.
Co dalej z polskimi okrętami podwodnymi? Posiedzenie sejmowej Komisji Obrony Narodowej, którego podsumowanie opublikował serwis Defence24, stało się okazją zadawania przez posłów pytań o przyszłość polskiej marynarki wojennej. Uzyskane od MON-u odpowiedzi wskazują na poważny kryzys w polskich siłach podwodnych.
Wynika to z faktu, że dwa z trzech pozostających do niedawna w służbie okrętów podwodnych zostało wycofanych. Wraz z początkiem roku zakończyła się eksploatacja ostatnich dwóch okrętów podwodnych typu Kobben – niewielkich jednostek, na początku XXI wieku pozyskanych przez Polskę od Norwegii, która wycofała je ze swojej floty.
Wycofanie Kobbenów oznacza, że jedynym okrętem podwodnym polskiej marynarki wojennej pozostaje ORP "Orzeł", który według planu ma służyć aż do 2031 roku.
Niestety, okręt ten stał się niedawno przedmiotem licznych spekulacji i kontrowersji, dotyczących jego stanu technicznego i bezpieczeństwa służących na nim marynarzy.
Kwestię tę próbował wyjaśnić sekretarz stanu Wojciech Skurkiewicz, reprezentujący Ministerstwo Obrony Narodowej. Sekretarz stanu nakreślił procedury, towarzyszące działaniom "Orła": - Każdorazowo przy wyjściu w morze okrętu podwodnego w zanurzeniu wydziela się okręt ratowniczy w gotowości do wyjścia w morze. Orzeł zawsze zanurzał się w obecności okrętów ratowniczych gotowych do podjęcia działań w jak najkrótszym czasie.